Festiwalowy debiut w Cieszynie

0
755
fot. arch. autora
- reklama -

 

Yass Festival, jak mówią sami organizatorzy, to „kameralny slow fest skierowany dla wszystkich, którzy chcą trochę “zwolnić”, tęsknią za małomiasteczkowością, dobrą muzyką i nie lubią ścisku imprez masowych”. Rok temu z uwagi na sytuację epidemiologiczną zadebiutował w skróconej formie Before Yass. Na prawdziwy debiut trzeba było poczekać kolejne dwanaście miesięcy. Z ulgą mogę powiedzieć, że było warto. Obietnice organizatorów znalazły zaskakujące pokrycie w rzeczywistości, lokalizacja na terenie Browaru Zamkowego pozwoliła spojrzeć na małomiasteczkowy charakter z idyllicznej strony, a wszystko powiązał nietuzinkowy zbiór artystów.

Na początku uderzał sam wygląd i klimat, przytłumione światła, pastelowe kolory i liczne dekoracje, sprawiały, że uczestnik od razu czuł się odprężony. Niezwykły potencjał rekreacyjny mają przestrzenie zabytkowego browaru Habsburgów, które pomieściły 3 niezależne sceny, bez wzajemnego zagłuszania się. Świetna organizacja w ramach idei „slow fest” pozwoliła być na każdym koncercie, bez przymusu wybierania między jednym a drugim, a w momentach nudy przyjemnej alternatywy dostarczała przestrzeń klubowa. W pomieszczeniu między scenami można było zobaczyć wystawę
z elementami interaktywnymi autorstwa PPE crew pod tytułem „CHAOS”.
Największym plusem był jednak program, który mimo swojej różnorodności zachowywał w miarę równy poziom. Tłumy, jakie zebrały się w pierwszy dzień, zostały na początku zaszczepione pozytywną energią przez Kwiat Jabłoni, a później tę energię spotęgował duet PR0BL3M, który cieszył się nieporównywalną frekwencją i zaangażowaniem. Najjaśniejszym punktem był trójmiejski hip-hopowy skład Undadasea, podnoszący festiwalowe doświadczenie na kompletnie inny poziom. Całkowicie opanowali drugi dzień imprezy, najpierw koncertem, który rozpoczęli pod sceną wśród publiczności, a następnie gościnnym występem na drugiej scenie z duetem Święty Bass.
Mimo paru niedociągnięć dźwiękowych, szczególnie z zakresu żywych instrumentów (momentami brzmiały słabo i kompletnie nie kleiły się z podkładem muzycznym artystów), festiwal brzmieniowo wypadł raczej dobrze. Dość małe sceny nie wymagały ogromnej ilości głośników, jaka kojarzy nam się z większymi imprezami, pozwalały też przez to na bardziej osobisty odbiór muzyki, która wydawało się, że trafia bezpośrednio do nas. Warty pochwały był punkt z darmową wodą oraz dobrze wyposażone miejsce z food truckami, na którym każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Organizatorzy planują powtórzyć wydarzenie za rok, które mam nadzieję, zaskoczy nas ponownie.

- reklama -