Generał prawie niezdatny do użycia… cz.2

0
1924
fot. arch. autora
- reklama -

Tak Józef Piłsudski ocenił gen. Franciszka Latinika, zarzucając mu m.in. że jest śmiesznie zarozumiały, niesprawiedliwy w stosunku do podwładnych, intrygant i psuje armię polską.

Tydzień po zawarciu rozejmu z Czechami płk Latinik w raporcie do Dowództwa Okręgu Generalnego w Krakowie, jako winnych klęski wskazał oficerów i żołnierzy pułku cieszyńskiego. Zażądał wręcz, aby pułk karnie przenieść do niewdzięcznej służby policyjnej w Zagłębiu Dąbrowskim. Ukarano w ten sposób tych, którzy wytrwali w służbie i którzy śmiałym kontratakiem na Nierodzim 30 stycznia 1919 r. odrzucili elitarne czeskie oddziały. Płk Latinik nie dostrzegł żadnego związku miedzy swoją biernością i błędami w dowodzeniu a upadkiem morale podległych mu oddziałów. Zapomniał też, że po przejęciu dowództwa w Cieszynie w listopadzie 1918 r. odsunął od ważniejszych funkcji prawie wszystkich oficerów-przywódców cieszyńskiego przewrotu z 31.10.1918 r. i zastąpił ich oficerami wyższymi stopniem, ale często słabo identyfikujących się ze sprawą polską. Dowódcą tworzonego pułku cieszyńskiego mianowano ppłk. Edwarda Reymanna (znajomego Latinika), a całkowicie odsunięto por. Ludwika Skrzypka, odsyłając go do Istebnej. Jeszcze w trakcie wojny z Czechami trzeba było nieudolnego ppłk. Reymanna odwołać z tej funkcji. Za to por. Skrzypek zorganizował opór oddziałów milicji z Trójwsi i do lutego 1919 r. nie pozwolił ich rozbić, ciągłymi atakami zagrażając linii kolejowej Jabłonków – Czadca.

Bo za mało było patriotów…
W tajnym „Memoriale” do Ministerstwa Spraw Wojskowych z czerwca 1919 r. płk Latinik pisał o ogólnie chwiejnym patryotyźmie ludności polskiej Śląska Cieszyńskiego, który nie wygląda on tak gorącym w rzeczywistości. Beskidzkich górali, którzy ofiarnie z bronią w ręku wsparli wojsko polskie, cechował wg niego: patryotyzm czysto parafialny, egoistyczny, oglądający się tylko na stronę większego zysku lub większych praw wolności.
Wytykał także mieszkańcom Śląska Cieszyńskiego, że dali kilka razy mniej rekrutów niż sąsiednie okręgi wojskowe, bałamutnie zapominając, że najbardziej patriotycznie nastawieni i najliczniejsi górnicy, hutnicy i kolejarze, jako pracownicy strategicznie ważnego przemysłu – byli zwolnieni z werbunku.
Wyolbrzymiał rewolucyjne nastroje i uleganie przez ludność miejscową bolszewickiej propagandzie. Endeckie „klapki na oczach” nie pozwalały mu bowiem dostrzec patriotycznej i niepodległościowej postawy cieszyńskich socjalistów.
Słusznie wskazywał na antypolskie nastawienie ślązakowców, ale nie wspomina przy tym, że sam znacząco przyczynił się do „wepchnięcia ich w ramiona” Czechów. Najpierw w listopadzie 1918 r. wydał pochopny rozkaz aresztowania Józefa Kożdonia, przywódcy Śląskiej Partii Ludowej, którego po miesiącu z braku dowodów
i w związku z międzynarodowymi naciskami trzeba było uwolnić. Wyjątkowo brutalnie traktował także ludność ślązakowską zarówno przed wojną, jak i po jej zakończeniu, m.in. wydając rozkaz powieszenia 4 osób w Pierśccu w lutym 1919 r.

Cieszyński bohater?
Choć płk Latinik znał religijną różnorodność mieszkańców regionu, nie potrafił jej uszanować. Przy okazji obchodów rocznicy Konstytucji 3 Maja rozkazał, aby wszyscy żołnierze, bez względu na wyznanie, obowiązkowo uczestniczyli w katolickiej mszy. Kiedy ks. K. Grycz, ewangelicki kapelan cieszyńskiego pułku, próbował interweniować w tej sprawie u Latinika, nic nie wskórał, ale po pewnym czasie otrzymał ostrą naganę z Ministerstwa Spraw Wojskowych za sprzeciwianie się rozkazom. Ks. Grycz osobiście pojechał do Warszawy, żeby odpowiedzieć na fałszywe zarzuty Latinika, nagana została natychmiast cofnięta, a ks. kapelan dostał awans. Intryganctwo płk. Latinika jest jeszcze bardziej widoczne w konflikcie z Dorotą Kłuszyńską, członkinią Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. Zasłużonej działaczki socjalistycznej, szczególnie popularnej w Zagłębiu Karwińskim, Latinik wyjątkowo nie lubił właśnie za to, że była socjalistką, Żydówką i kobietą, która „miesza się” do polityki. Nawet w styczniu 1919 r., tuż przed czeskim atakiem, znajdował czas i energię, żeby zajmować się kłótniami i pisać na nią skargi. Ten bulwersujący konflikt, który szkodził sprawie polskiej, płk Latinik publicznie podtrzymywał do lipca 1920 r. Posunął się nawet do wyjątkowo podłych metod oczerniania jej bliskich. Mąż Doroty, Henryk Kłuszyński, lekarz i zasłużony działacz socjalistyczny, w 1918 r. zgłosił się do służby w wojsku polskim. Na początku listopada 1918 r. zgodnie z rozkazem Dowództwa Okręgu Generalnego w Krakowie, przeprowadził zamknięcie szpitala filialnego we Frysztacie, a jego wyposażenie przekazał do szpitala wojskowego w Boguminie. Całość swojej działalności w tym okresie opisał szczegółowo na łamach „Robotnika Śląskiego”. Jednak płk Latinik w listopadzie 1919 r. zarządził wszczęcie dochodzenia przeciwko niemu.
W Sądzie Polowym w Krakowie okazało się, że H. Kłuszyński jako oficer-lekarz nie podlega kompetencji płk. Latinika, a prokurator nie krył zaskoczenia, że sprawa likwidacji szpitala została już opisana na łamach jednego z najpoczytniejszych pism na Śląsku Cieszyńskim. Śledztwo zostało umorzone, ale sprawa, choć poufna, „dziwnym przypadkiem” wyciekła do cieszyńskiej prasy. Bezpodstawne oskarżenie miało bowiem upokorzyć i oczernić zasłużonego dla sprawy polskiej działacza, który jako lekarz w garnizonie Bogumina pozostał z żołnierzami do końca i trafił na miesiąc do czeskiej niewoli. Trudno stwierdzić, czy niechęć płk. Latinika wynikała z faktu, że kpt. dr Henryk Kłuszyński był mężem Doroty, czy też z tego, że również był socjalistą i Żydem? Oczywiście w trudnym okresie plebiscytowym taką „aferę”, jako okazję do ataku na polskich działaczy narodowych, od razu wykorzystali kożdoniowcy na łamach „Ślązaka”. Dorota Kłuszyńska w liście do Józefa Piłsudskiego napisała, że przez 20 lat walki o polskość Śląska Cieszyńskiego spotykały ją i jej męża różne ataki ze strony Niemców i Czechów, ale dopiero polski generał (Latinik) rzucił na nich cień hańby…

- reklama -

O tych i innych sytuacjach i błędach popełnionych przy odpieraniu czeskiego ataku, nie zapomniano na Śląsku Cieszyńskim. W 1927 r. Latinik, już jako emerytowany generał, przyjechał z kilkudniową wizytą, w czasie której m.in. miał wygłosić kilka pogadanek. Po pierwszych wystąpieniach kolejne z zaplanowanych zostały odwołane pod wpływem protestów. Przypomniano Latinikowi, że ponosi winę zaniedbania Śląska Cieszyńskiego, że przed czeskim atakiem zamiast umacniać siły i troszczyć się
o oddziały urządzał polowania, a Polacy na Zaolziu muszą cierpieć przez jego „lekkomyślność”…

„Strajk generałów”
Koniec kariery wojskowej gen. Latinika związany jest z jednym z największych skandali w armii polskiej. Gen. F. Latinik, zdeklarowany zwolennik endecji, miał negatywny, a często wręcz obraźliwy stosunek do oficerów wywodzących się z Legionów Polskich. W czasie różnych uroczystości publicznie, ostentacyjne okazywał lekceważenie urzędowi Naczelnika Państwa, nie wznosząc zwyczajowych w armii toastów za jego zdrowie.
W maju 1919 r., publicznie skrytykował awans płk Władysława Beliny-Prażmowskiego (otrzymany za odbicie Wilna). Poczuł się bowiem urażony pominięciem swojej osoby – jak sam się o sobie wyraził – najbardziej dziś zasłużonego oficera polskiego.
Latem 1924 r., kiedy był Dowódcą Okręgu w Przemyślu, zwrócono się do niego z prośbą o zgodę na udział orkiestry garnizonowej w uroczystościach 10. rocznicy wyruszenia I Kompanii Kadrowej. Odmówił, a o żołnierzach i oficerach Legionów Polskich powiedział: Ci, którzy byli coś warci, zginęli, ci, którzy żyją, są nic nie warci. Wybuchnął wielki skandal, a ukarania gen. Latinika żądali parlamentarzyści, a także oficerowie wywodzący się z Legionów. Na znak protestu do dymisji podała się grupa generałów i oficerów starszych, m.in. generałowie: Edward Śmigły-Rydz, Gustaw Orlicz-Dreszer czy Roman Górecki. Sprawa nabierała coraz większego rozgłosu. Finałem było odejście gen. Latinika na własną prośbę w stan spoczynku.