Kultura coraz bardziej pandemiczna

0
1199
- reklama -

Nie ma dnia, w którym organizatorzy wydarzeń, menadżerzy artystów, dyrektorzy instytucji, wreszcie sami twórcy nie odwoływali kolejnych zaplanowanych przedsięwzięć. Zaczynamy się zresztą do tego pomału przyzwyczajać, odhaczając w kalendarzu kolejne imprezy, które w tym roku bezpowrotnie przepadły. Na razie nie sięgamy dalej, stawiając cezurę powrotu do kulturalnej aktywności na przełom lata i jesieni. Musimy być gotowi na wszystkie możliwe scenariusze, łącznie z najczarniejszymi, w których tradycyjnego sezonu artystycznego po prostu nie będzie.

Duże muzyczne letnie festiwale albo zdążyły już odwołać tegoroczne edycje, albo poprzenosić je na przełom sierpnia i września, licząc optymistycznie, że złowieszczy wirus odpuści, wszystkie ograniczenia zostaną zniesione, a wytęsknieni słuchacze ochoczo rzucą się
w wir szaleńczej zabawy. Oczywiście nikt takiego scenariusza nie wyklucza, jednak coraz częściej docierają do wszystkich sygnały, że lepiej jednak w tym sezonie porzucić wszelką nadzieję na udaną letnią rozrywkę. Podobnie dzieje się w świecie innych letnich wydarzeń, jak festiwale teatralne, operowe czy literackie.

Aktywność kulturalna nie ogranicza się jednak wyłącznie do letnich wydarzeń, choć rzecz jasna to one zostały najbardziej narażone na pandemiczne zawieszenie ze względu na czas, w jakim wirus uderzył w naszej części świata. Bardzo szybko załamały się i tak rachitycznej konstrukcji offowe i niezależne przedsięwzięcia, nad którymi poza fanatycznymi wyznawcami nikt się nie pochyli. O tym ile klubów muzycznych nie wróci już do swoich praktyk nie wie nikt. Podobnie jak z innymi niszowymi przedsięwzięciami, których organizatorzy, wiążąc przysłowiowy finansowy koniec z końcem, najczęściej wspierali z własnej kieszeni. W sytuacji, kiedy cała branża mocno ucierpiała, najmocniej kryzys odczują najmniejsi i najsłabsi, a zatem właśnie przedsięwzięcia alternatywne. Wcale nie lepsza sytuacja zapanowała w tzw. mainstreamie, choć tam prawdopodobieństwo przetrwania jest o wiele większe. Jeszcze inaczej sytuacja wygląda wszędzie tam, gdzie istnieje instytucjonalne wsparcie, a zatem w muzeach, bibliotekach, teatrach czy filharmoniach. Oczywiście, że zarówno twórcy, jak i szefowie instytucji oraz cały personel wspierający nie mogą liczyć na znany jeszcze do niedawna komfort funkcjonowania, choć nie pozostali, podobnie jak potężna grupa twórców żyjąca bez stałych umów na czas nieokreślony, na przysłowiowym lodzie.

W przygniatającej większości wydarzenia kulturalne mogą funkcjonować wyłączenie dzięki wsparciu, zarówno ministerialnemu, jak i samorządowemu.

- reklama -

O kształcie, w jakiej postaci powrócą w najbliższych miesiącach, zdecydują więc także politycy. Z kolei o tym, jak dynamiczna sytuacja panuje w instytucjach kultury oraz u samych twórców, świadczą kolejne apele. Kiedy powstaje ten tekst, minister kultury apeluje do samorządów, by nie szczędziły środków i nie ograniczały działalności podległych im placówek. Czy jednak ten apel ma dobrego adresata? W sytuacji, gdy kolejne obciążenia, także te związane z walką z epidemią koronawirusa i jej skutkami, spadają na samorządy, a środków nie przybywa, minister raczej powinien apelować do swoich kolegów z rządowych ław o strukturalne wsparcie kultury polskiej, nie tylko tej tak wdzięcznie potrafiącej przypodobać się opcji rządzącej, ale przede wszystkim tej krytycznej, nie ulegającej żadnym politycznym wpływom.

Pewnie wszyscy marzymy, że po letnich, upalnych miesiącach powrócimy do sal koncertowych i teatralnych, do kin, muzeów, galerii, bibliotek, domów kultury, ośrodków badań, wreszcie do klubów i klubokawiarni. Pewne dobre sygnały napływają już z innych europejskich krajów – Holandia najpewniej otworzy kina po 20 maja, a po 1 września będą powracać wydarzenia masowe, z kolei już w kwietniu w Danii i Szwecji ruszyła produkcja kinematograficzna.

Czy podobne działania będą wkrótce możliwe także w Polsce? Trudno wyobrazić sobie sezon teatralny czy filharmoniczny, gdy artyści na scenie muszą zachowywać obowiązkowy, dwumetrowy dystans. Jeszcze trudniejszym doświadczeniem może okazać się sezon artystyczny, który będziemy mogli oglądać wyłącznie na ekranie komputera, za pośrednictwem internetu. Najważniejsze jednak pytanie brzmi, czy artyści będą mieli dla kogo tworzyć. Pandemiczna rzeczywistość uczy bowiem wielu rzeczy, a wśród nich także pewnego rodzaju eskapizmu i unikania zachowań wspólnotowych. Czy więc, gdy już będzie można po prostu wyjść, wybierzemy drogę do teatru, klubu muzycznego czy klubokawiarni literackiej?