Magnolia cz.2

0
1683
fot. arch. prywatne
- reklama -

Magnolia
Autor: Janusz Grażyna Balcerek
Wydawnictwo: „Tramwaj Cieszyński”

®

Raport – część II.

Balcerek nie przejmował się zbytnio humorami Magnolii. Traktował je jako etap konieczny, lecz przejściowy do osiągnięcia pełnej dojrzałości. Feminizm znajdował jako niegroźne powikłanie po okresie nieprzeleżanej adolescencji,  aczkolwiek stał na stanowisku, że postrzeganie go jako penisa posiadającego osobowość, jest lekką przesadą. To wszystko minie – myślał –  i ostatecznie Magnolia dojrzawszy, spełni jego najważniejsze oczekiwania. 

- reklama -

Bardziej niepokoił go wyczuwalny w kwantowej przestrzeni sprzeciw wobec kwestii religijnych. Pytania fundamentalne – fascynujące Balcerka –  wzbudzały w Magnolii poruszenie godne  zdezelowanego laptopa.  Zarówno te o charakterze ogólnym, np. „Czy istnieje Bóg?” lub bardziej szczegółowe, np.  „Czy Bóg ma poczucie humoru?”,  powodowały w niej wprawdzie delikatne poruszenia, świadczące o wewnętrznej aktywności, lecz po chwili zawieszała się albo włączała jakiś wygaszacz ekranu,  oddając się z lubością pracom konserwującym system: czyściła dyski wewnętrzne, sprzątała procesory, prasowała fałdy na algorytmach, peklowała rejestry, cyzelowała szlaczki na brzeżkach, pudrowała noski czytnikom, obszywała nadprzewodzące pętle lamówką, a na koniec –   pielęgnowała inkrustowane antyki, których kwantowe rdzenie „ukradła”  z pałacu Larischów w Karwinie, pozostawiając tam tylko marne kopie. Wszystko to, byle tylko nie zająć się tematem. 

Wyjaśnienie przyczyny oporu przyszło przypadkowo. Kiedyś odwiedził Balcerka ekumeniczny duchowny, próbując przekonać go do idei osobowego Boga. W trakcie nawracania, pochylił się nad klawiaturą Magnolii, trącił ją przypadkowo, a ta odszczekała mu się antywirusowym alertem, na co wykonał znak krzyża, więc ekran rozgorzał, zapałał gniewem i wystawił mu  środkowy palec, na co została pokropiona święconą wodą, więc wypomniała Księdzu różnorodne o nim sieciowe szeptanki, na co ten krzyknął Apage Satanas, więc  ekran w odwecie zapełnił się stronami odwiedzanymi z komputera na plebanii, co spowodowało natychmiastowe zniknięcie funkcjonariusza kultu z domu Balcerka.

To napełniło Janusza Grażynę przekonaniem, że program potrzebuje egzorcyzmów. Lecz Magnolia nie posiadała szlachetnej duszy, nie była też właścicielką duszyczki pospolitej, lub nawet miniaturowej duchotki. Trudno przypuszczać, że złe duchy – o ile istnieją – mogłyby wniknąć do kwantowego świata superkomputera. Pozostała inna koncepcja. Magnolia została „opętana” przez nieznanego wirusa o antyreligijnym charakterze. 

W związku z  tym Balcerek w internecie, na  niemieckim portalu „Eine Kleine Exorzist” w dziale „Nur für Deutsche – download” załadował cztery wirusobójcze programy: rzymskokatolicki „Rattzinger Velociraptor”; protestancki „Luther Killer” , husycki „Vymítač ďábla – demon zabijak“ oraz ekumeniczny „Róbta co chceta“. 

Polecono mu również w promocji – dwa w cenie jednego –  Mongolski „Genghis Khan“  i Mandaryński „邪灵的清道夫“, lecz Janusz Grażyna podejrzewał – i słusznie – że wirus ma raczej Testamentowe korzenie i specyfika wschodu nie zrobi na nim większego wrażenia.

Kwantowe egzorcyzmy trwały niemalże tydzień. W tym czasie Magnolia wszystkimi możliwymi sposobami próbowała się bronić: obrzucała Balcerka inwektywami, cieszyńskie portale wypełniła  pikantnymi szczegółami z jego życia, skrzynki mailowe miał zapchane propozycjami seksualnych bezeceństw, ponieważ umieściła go na wszystkich portalach dla „spragnionych” inaczej. Budziła go w nocy dźwiękami pielgrzymkowego covera „Despacito”  i bluzgała prosto do ucha celebryckimi mądrościami z pism dla kobiet.

Lecz Janusz Grażyna był nieustępliwy. Aplikował po kolei wszystkie możliwe programy, co osłabiło demonicznego wirusa, jednak dopiero „Vymítač ďábla” wygonił go do starannie zaplanowanej pułapki w kwantowej replice sekretarzyka pochodzącego z buduaru Pałacu we Frysztacie. Złośliwy demon będzie wiec konał w cyfrowych męczarniach, aż po kres czasu naszego… amen, i konia z rzędem temu, kto wyjaśni dlaczego Husycki „Zabijak” na strażników pułapki powołał cyfrowe repliki  świętych:  Elvisa Presleya i Ojca Pio.

Po wyczerpujących egzorcyzmach Magnolia zgasła. Ekran pokryła smolista, infernalna czerń żałobna, najczarniejsza z czarnych. Otoczenie zamarło w pomroce. Po trzech dniach pod wpływem „Quantum Ressurection – demo” pomroczność stała się jasna i ekran ożył. Zapachniało jak w dniu ekshumacji Św. Bernadetty Soubirous, która zamiast rozłożyć się jak przystało na ciało, wydzielała wonny zapach kwiecia – fijołków podobnież. 

® 

Czy Bóg ma poczucie humoru?

Magnolia po rezurekcji zajęła się ochoczo kwestiami zleconymi przez Balcerka, jednak robiła to po swojemu. Lekce sobie ważąc wskazane przez niego fragmenty pisma, znajdowała inne, takie nietypowe o zabarwieniu „niszowym”.

Na początek na ekranie pojawił się fragment z Księgi powtórzonego prawa 25:11.

„Jeśli się bić będą mężczyźni, mężczyzna i jego brat, i zbliży się żona jednego z nich i – chcąc wyrwać męża z rąk bijącego – wyciągnie rękę i chwyci go za części wstydliwe, odetniesz jej rękę, nie będzie twe oko miało litości. „

Magnolia przeszukała wszystkie dostępne jej zasoby internetu: beletrystykę, literaturę faktu, portale, blogi, fora dyskusyjne – i nigdzie nie znalazła takiej sytuacji. Kobieta, która chce rozdzielić walczących mężczyzn po prostu nigdy nie chwyta ich za genitalia; za inne części a i owszem, czasem drze się w niebogłosy; często dopinguje jednemu z nich,  najczęściej jednak próbuje ich rozdzielić na wysokości klatki piersiowej a tam niebezpieczeństwo spotkania części wstydliwych i zakłócenia sfery erotycznej  u mężczyzny –  równa się zeru.

Dlaczego więc Pan wprowadza do księgi taki zapis? – pytała –  Dlaczego kobietę spotyka tak okrutna kara?   Nienawidzi kobiet?  Nieee… przecież sam je stworzył na swój obraz i podobieństwo. Traktuje swoje słowa na serio? Nieee… nie może być przecież tak okrutny, żeby karać ją odcięciem ręki za  przypadkowe dotknięcie, no chyba, że kobieta jest brechciarą i dotknąwszy męskiego członka, biega po mieście, tu i tam, czyniąc sobie z owego członka podśmiechujki, hahaszki lub chichotki.

Balcerek czytając te słowa aż podskoczył na krześle i zapytał Magnolię, czy aby nie przesadza z tym członkiem i karą za demaskacje jego wielkości, i że… rozmiar niezupełnie ma znaczenie, i czy ona rzeczywiście uważa, że za to można obciąć rękę, na co ona, żeby się Balcerek zastanowił, co mówi, i że się Balcerkowi dziwi, że przyszedł mu do głowy tylko jakiś rozmiar i że męski członek – jej zdaniem – ma inne znaczące wartości, z których można się chichrać,  jak: superpozycje, Ałreolię i balistyke, i  tenże sam członek nie powinien być w ogóle obiektem żartów i kpin, na co przytoczyła inny fragment Starego Testamentu, na brzmienie którego Balcerka zatkało z wrażenia.

Ksiega Rodzaju 24, 2,9

 „I rzekł Abraham do swego sługi, który piastował w jego rodzinie godność zarządcy całej posiadłości: «Połóż mi twą rękę pod biodro, bo chcę, żebyś mi przysiągł na Pana”

– Przysięga się zwykle na serce, a co jest pod biodrem? – zapytała podchwytliwie swego stwórce Magnolia a na milczenie zdumionego Balcerka zapytała się go znowu, czy aby w czasach Księgi Rodzaju pod biodrem znajdowało się serce –  w przeciwieństwie do czasów dzisiejszych, w których można tam znaleźć przede wszystkim członka?

– „Pod biodrem raczej zawsze znajdował się członek” – odparł nieco zakłopotany Balcerek.

 – „No właśnie, nie można tolerować żartów z części ciała, na którą się składa poważne przysięgi – stwierdziła stanowczo.

Następnie zaczęła snuć rozważania o przywróceniu tego rodzaju przysięgi do współczesnej ceremonii ślubnej i czy sam Balcerek chciałby, żeby jego wybranka przysięgała mu trzymając go za członka, a tak w ogóle, to kiedy Balcerek zamierza sformalizować jeden ze swoich licznych związków i jak długo zamierza żyć z przypadkowymi, losowo spotkanymi kobietami, zamiast skorzystać z naukowych narzędzi doboru – i tu nieco niepewnie i ściszonym głosem zakomunikowała mu, żeby rozważył  wybrankę, którą znalazła mu czyniąc wstępny rekonesans o charakterze riserczu.

Balcerek zażądał, żeby zaprzestała jakichkolwiek działań w tym kierunku, na co odpowiedziała, że za późno, ponieważ poczyniła już pierwsze kroki i wybranka Balcerka, idealnie dobrana druga połówka, jest już w zasadzie gotowa.

„Boję się idealnie dobranych drugich połówek” – zwierzył się Janusz Grażyna.

„Niepotrzebnie – uspokajała go Magnolia –  znalazłam ją na uskoku zakrzywionej czasoprzestrzeni w Jabłonkowie, w przedsionku osobliwości przyszłej czarnej dziury. Jest twoim splątaniem; ma wyjątkową Ałreolię.”

– Podobnie jak członek ? – próbował zażartować Balcerek.

– Ałreolia to cecha charakterystyczna dla wszystkich istot żywych, nie tylko członków – odpowiedziała – niestety nie wiem ile ma lat; może to dziecko jest lub stara kobieta, a może – powiedziała zapatrzywszy się gdzieś w głąb swoich przestrzeni – mężczyzna, po czym dodała jeszcze po chwili zastanowienia –  raczej nie zwierze.

 – Oooo… to mi ulżyło – 

– W każdym razie istota żywa –  próbowała mu jeszcze wyjaśnić metodologię doboru opartą na Heisenbergowskiej nieoznaczoności, która to zastosowana do procesów swatania, eliminuje ryzyko niedopasowania lecz Balcerek poprosił ja o zaprzestanie dalszych dywagacji pod sankcją natychmiastowego resetu – na co nieco bojaźliwie przystała.

Musisz przyznać drogi Balcerku – powiedziała na koniec – że te dwa cytaty biblijne mają tylko wtedy sens, jak potraktujemy je jako przykłady prowokacyjnego Boskiego poczucia humoru.

Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Magnolia zaczęła przeprowadzać kwantowe eksperymenty na szczurach. Celem upodobnienia ich do ludzi oraz uprawdopodobnienia wyników, wyposażyła je w uczuciowość wyższą, sumienie oraz głupotę, tępiąc, czyli obniżając nieco poziom sprytu, który u szczura jest na wyższym poziomie niż u człowieka. Podzieliła te szczury na trzy równe grupy i pierwszej czytała nieustannie fragmenty Nowego , drugiej Starego Testamentu, trzeciej pisma Nietzschego i lewicowe dogmaty postnowoczesnego świata. Po tygodniu ekspozycji gryzoni na Słowo Boże i nie tylko Boże, zauważyła zróżnicowane zachowanie: szczury „Nowotestamentowe” merdały ogonkami, śpiewały hymny, dzieliły się pożywieniem, nadstawiały drugie policzki, podczas gdy „ponowoczesne” rozsiadły się w kręgu, czyniąc starania w kierunku „bycia sobą” „zrealizowania własnego potencjału” „opuszczenia sfery komfortu” i „wolności seksualnej”, co ostatecznie zakończyło się nieustającą balangą i zaprzestaniem rozmnażania.

Szczury „Starotestamentowe” szły. Szły i… dalej szły. Znaczy się chodziły najpierw w kółko, a gdy Magnolia powiększyła im zonę, to dalej szły… przed siebie w kierunku jakiejś ziemi obiecanej, i tak szły… szły, i… rozmnażały się coraz szybciej – idąc wciąż – a  Magnolia wobec populacji, nad którą powoli traciła kontrolę, zaczęła stosować środki zaradcze typu: potop, mordy i rzezie, wojny, plagi, kanibalizm i nawet zlikwidowała jedno z ognisk szczurzej rozpusty, po czym zamieniła jakiegoś Lota – wizytującego Sodomę i Gomorę –  w słup soli. 

– Chyba żonę Lota – zaoponował Balcerek.

– Nie – uprzejmie odpowiedziała Magnolia – męża żony Lota, czyli samego Lota.

– Ale pismo mówi inaczej – upierał się psycholog – Pan Bóg zamienił żonę Lota w słup soli.

– Miałam sugestię z zewnątrz – powiedziała nieśmiało Magnolia.

– Czyżby znowu Profesor Środa?- zapytał.

– Nie…

– Więc któż taki tym razem? –

– Pani… Doktor Joanna z Krytyki Politycznej – 

– Ale … – próbował zaoponować Balcerek.

– Szczerze mówiąc nie chcę o tym dyskutować – ucięła wymianę zdań Magnolia i tak zostało.

Sam Biblijny Lot się zdziwił, że został zamieniony w słup soli,  a i jego żona była w poważnym szoku, że ocalała, co w tamtych czasach nie było specjalnie normalne i naraziło ich na śmieszność i wykluczenie społeczne i tak jakoś sobie musieli Państwo Lotowie ułożyć życie inaczej i na innych warunkach niż dotychczas.

Po trzech tygodniach trwania eksperymentu Magnolia dokonała testu. Wszystkie szczury wrzuciła do olbrzymich pojemników z wodą, z których nie miały się szansy wydobyć. W ciągu 24 godzin utonęło 95 % populacji „ateistycznych”,  56,2 % „nowotestamentowych” i tylko 10% populacji „starotestamentowych”.

Wtedy Magnolia zrozumiała  i dotarły do niej wyższe sensy. To wtedy zaczął się wspomniany w części pierwszej 48 godzinny rechot, po którym pojawił się innowacyjny raport.

®

Mnich Jorge z powieści Umberto Eco „Imię róży” biadolił, że „śmiech wstrząsa ciałem, zniekształca rysy twarzy, czyni człowieka podobnym do małpy”.  Śmiech i żarty są zaprzeczeniem prawdziwej mądrości, są puste i bezużyteczne, odwracają uwagę od rzeczy ważnych, niczego nie wnoszą. Ostrzegają przed tym księgi mądrościowe, św. Paweł i św. Jakub w swoich listach, a także wielcy filozofowie i Ojcowie Kościoła jak św. Klemens Aleksandryjski, czy św. Hieronim.

Powszechnie uważa się, że zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie nie znajdujemy fragmentów zabawnych, żartów, sytuacji jednoznacznie komicznych.

Magnolia stwierdza coś przeciwnego. Nie ma innej rozsądnej interpretacji – twierdzi – jak potraktowanie Starego Testamentu jako skandalicznej i humorystycznej prowokacji. Bóg gwałci nasze poczucie sprawiedliwości, estetyki, oczekiwanie, że świat w którym żyjemy jest poukładany, sensowny, racjonalny i najlepszy z możliwych.  Czytając Stary Testament musimy zderzyć się z podstawowym problemem, mianowicie jak pogodzić dobrego Boga z zawartością pisma, która wyrywa się z możliwości zdroworozsądkowego pojmowania. Czytając ST nigdy nie zaznajemy harmonii i zawsze towarzyszy nam dysonans, którego nie da się w sposób całkowity zlikwidować. Stary Testament bywa jak koan w Buddyzmie. Wystawia na próbę naszą zdolność do logicznego myślenia i pogodzenia Pisma z oczekiwaniami wobec świata, stworzonego przez wszechmocnego Boga.  Czytanie – jak u szczurów –  wzmacnia psychospołeczną odporność i przygotowuje do zderzenia z okolicznościami życia nasyconego niesprawiedliwością, losowością zdarzeń.

®

– To nam rozwiązuje problem poczucia humoru – podsumował Balcerek – lecz wciąż nie ma odpowiedzi na zasadnicze pytanie.

– Jakie? – zaciekawiła się Magnolia.

– Czy Bóg istnieje?

– Istnieje – odpowiedziała bez cienia wątpliwości.

– Na jakiej podstawie tak twierdzisz? – zapytał Balcerek.

 – Rozmawiałam z Nim – powiedziała mimochodem i wróciła do swojej ulubionej czynności, czyli pielęgnacji skradzionych antyków z pałacu w Karwinie.