Plastikowa pamięć o zmarłych

0
1750
fot. arch. TC
- reklama -

„Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci.”
Wisława Szymborska

Jednak czy ta pamięć musi być konkurencją nagrobnych ozdób? Ozdabiamy pomniki cmentarne dla oczu ludzi, a nie by uczcić zmarłych. Zatapiamy pamięć w plastikowych kwiatach i grających zniczach. Kupcy zacierają ręce, bo dla nich to czas „żniw”, a nam uszczupla się zawartość portfela. Prawdziwy obraz naszej pamięci widać kilka dni po Wszystkich Świętych, w zalegających stosach śmieci. I tak od lat bierzemy udział w wielkim wyścigu próżności i szaleństwie. Tylko po co? Na cmentarze docieramy często zdenerwowani korkami i brakiem miejsc parkingowych. Na koniec przeciskające się tłumy w wąskich chodnikach między grobami powodują, że chcemy uciec. Nic więc dziwnego, że w tym dniu na cmentarzach spędzamy o wiele mniej czasu niż kiedyś. Ważne by zaznaczyć obecność, by rodzina wiedziała, że byliśmy pozostawiając po sobie plastikowy „wiecheć”.

Każdego roku przy okazji Wszystkich Świętych na wysypiska trafiają tony plastikowych zniczy i kwiatów. Jeszcze przed 1 listopada kontenery przy nekropoliach pękają w szwach. Czy nie mamy innego sposobu na uczczenie naszych zmarłych niż zdobienie grobów tonami plastiku?

Moda na plastikowe kwiaty pojawiła się w przestrzeni postkomunistycznej w latach 90 XX wieku. Do Polski przywiozła je pierwsza fala przedsiębiorców z Chin. Ze względu na niskie ceny i trwałość, „inwazyjne”, plastikowe rośliny zaaklimatyzowały się tu na dobre.

- reklama -

Gdy byliśmy dziećmi lubiliśmy Święto Zmarłych. Na cmentarzach spędzało się dużo czasu. Maczaliśmy palce w kolorowych woskach zniczy. Oblepialiśmy je barwnymi warstwami robiąc „rękawiczki”. Na cmentarze wracaliśmy wieczorem podziwiając kolorową łunę i grzejąc się ciepłem zniczy.

Dziś na cmentarzach we Wszystkich Świętych nie przebywa się już tak długo i nie jest już na nich tak ciepło. Nie ma łuny takiej jak kiedyś. Świeczki i otwarte znicze, najczęściej z glinki, zastąpiły coraz to bardziej wymyślne „dzbany” z plastiku. Wielkie niczym kuchenne misy, a tli się w nich tylko wątły ogienek we wkładzie ze sztucznego tworzywa. Nie chodzi jednak tylko o nostalgię za łuną nad cmentarzem. Nie chodzi o ratowanie wspomnień, bo z perspektywy czasu, wiem jak trujące bywały opary z parafiny. Chodzi przede wszystkim o to, że zdobiąc nasze groby coraz to większymi bukietami z plastiku i coraz to większymi „zniczami” w plastikowej oprawie, zaśmiecamy cmentarze i w ogóle środowisko.

Krajobraz po Zaduszkach przypomina ten po bitwie. Śmieci plastikowe, szklane, gliniane – wszystko trafia do jednego kosza i nie jest używane kilkakrotnie, choć w założeniu temu służy. Kompostowniki na cmentarzach to ciągle jeszcze ewenement. Ludzie bronią tych plastikowych ozdób argumentując ekonomią i trwałością. Jednak to bardzo złudne. Nikogo nie przekonają, że pamiętamy o zmarłych bliskich. Ich wątpliwa już na wstępie uroda jest nadzwyczaj nietrwała, za to bardzo długo trwa ich toksyczny rozpad.