Muzyka jest językiem zrozumiałym dla wszystkich

0
1287
Wojciech Kucharczyk, fot. Paweł Kulczyński 
- reklama -

Na początku lipca Katowice będą gościć 12. edycję Tauron Nowej Muzyki. To niezwykły festiwal – bo pozornie moglibyśmy pomyśleć, że usłyszymy tam wyłącznie muzykę wygenerowaną z  urządzeń elektronicznych. Nic bardziej mylnego – na festiwalu nie brakuje żywych instrumentów, a w minionych edycjach gościły nawet zespoły orkiestrowe.

I taką wyjątkową „orkiestrą” jest także jedna z tegorocznych gwiazd, czyli The Cinematic Orchestra, formacja łącząca elektronikę z  nu jazzem. W jej muzyce oczywiście ogromną rolę odgrywa postprodukcja i techniki samplingu, jednak nad nią unosi się duch wciąż żywych brzmień. Oczywiście znakomitych formacji będzie więcej, choćby SOHN, Cat Power czy Luke Vibert. 

Najważniejsze na Nowej Muzyce jest chyba jednak to, że sceny potrafią mocno się od siebie różnić, stając się wyrazistymi propozycjami albo dla zadeklarowanych fanów, albo też stając się świetnym przyczółkiem dla niestrudzonych poszukiwaczy nowych muzycznych doświadczeń. Zdecydowanie więcej miejsca dla siebie znajdują zwykle ci drudzy. Pomagają im w tym kuratorzy i opiekunowie scen. My dla naszych czytelników przygotowaliśmy niżej rozmowę z kuratorem jednej z najciekawszych o ile nie najciekawszej festiwalowej sceny – Wojciechem Kucharczykiem. 

Tauron Nowa Muzyka to w tej chwili jedno z najciekawszych wydarzeń muzycznych nie tylko w Polsce. Zresztą impreza już kilkakrotnie zdobywała nagrodę dla najlepszego letniego festiwalu kameralnego w Europie.

- reklama -

Tegoroczna edycja jest już 12. w historii festiwalu. Warto pamiętać, że ta impreza dwukrotnie gościła w Cieszynie – w roku 2007 i 2008. Później jednak wróciła do swojego matecznika – Katowic, a obecnie doskonale współgra ze swoją przestrzenią, czyli Strefą Kultury na terenie po byłej Kopalni Katowice, gdzie obecnie w naturalnej symbiozie funkcjonują obok siebie Muzeum Śląskie, NOSPR oraz Centrum Kongresowe.

Tauron Nowa Muzyka odbędzie się w dniach od 6 do 9 lipca w Katowicach, wciąż można kupować karnety na to wydarzenie. 

Rozmowa z Wojciechem Kucharczykiem

Dowodzona przez Ciebie scena na TNM w opinii wielu osób jest najciekawszą spośród wszystkich działających w czasie festiwalu. To dowód na to, że wciąż potrzebujemy artystów eksperymentujących, właściwie wciąż funkcjonujących niezależnie, czy jednak działa jakiś inny fenomen? 

Dzięki za miłe opinie. Dużo pracy, to i efekty pozytywne czasem się zdarzą, ja to robię dla innych, nie dla siebie. Staram się równoważyć rzeczy bardziej popowe, taneczne, zabawowe z takimi, które są wprost eksperymentalne, ale jednak pozostają komunikatywne i przy odrobinie otwartości na nowe, nieznane wcześniej sprawy łatwo dać się wciągnąć. Chcę też pracować, co bardzo podkreślam, w imię różnorodności świata i ta pozytywna energia bierze się także z nietypowych stylistycznych i geograficznych zestawień, na jednej scenie mogą obok siebie wystąpić ludzie dajmy na to z Afryki, Węgier, Brazylii, Norwegii, Słowacji, Polski, możemy się doskonale razem bawić i celebrować to niezwyczajne spotkanie. Kolejny dowód, że muzyka jest językiem zrozumiałym dla wszystkich, którzy chcą uważnie słuchać i nie są potrzebne wielkie idee, żeby ludzie byli bliżej siebie i lepiej się poznawali. Taka to ciekawa praca. 

Na tym festiwalu jesteś od początku, pamiętasz również cieszyńskie edycje festiwalu sprzed dekady. Jak przez te kilkanaście zmieniła się impreza? I jaką drogę Ty prze-szedłeś na TNM, bo przecież w pewnej chwili z roli mu-zyka przeistoczyłeś się w kuratora sceny?

Pamiętam doskonale cieszyńskie edycje, najbardziej tą, kiedy to miał miejsce pierwszy koncert wieloosobowego wydania The Complainer & The Complainers, takiego mojego zespołu, datę łatwo zapamiętać, bo był to 07.07.2007. Przy innej edycji graliśmy ze znajomymi w Galerii Szarej, mocno eksperymentalne sprawy. Było ciekawie. Szkoda, że i  tą imprezę miasto zaprzepaściło, bo po utracie Nowych Horyzontów, strata Nowej Muzyki jest chyba największym kulturalnym strzałem w piętę w regionie. Czy możemy sobie wyobrazić, jak bardzo miasto mogłoby być kulturalnie rozwinięte, gdyby te duże, międzynarodowe imprezy działały tu po dziś dzień, jak bardzo mogłoby być w ogóle do przodu? Niestety to już tylko dywagacje, a jak jest każdy widzi. Nowa Muzyka rozwinęła się w Katowicach bardzo, to jeden z  najważniejszych, najbardziej wyrazistych letnich festiwali nie tylko w Polsce, raczej kameralny w globalnej ocenie, ale dlatego taki sympatyczny. Wielokrotnie dostał międzynarodowe, prestiżowe nagrody, wydaje się, że na kulturalnej mapie szeroko pojętego regionu zagościł już na stałe. Zmieniał miejsca gdzie się odbywa, ja pierwszy raz dla nich pracowałem pięć lat temu, wtedy jeszcze w pewnym sensie bardziej w swoim interesie, bo prezentowałem tam tzw showcase labela, którego prowadzę od 22 lat, czyli Mik Musik, zaprosiłem grono artystów, przyjaciół i wyszło bardzo dobrze, to była piękna, kreatywna noc. Kilka miesięcy później, gdy festiwal miał się z powrotem przenieść na teren nowego Muzeum Śląskiego, świeżo po remoncie, zostałem zaproszony aby przygotować program, który miał się odbyć we wnętrzu muzeum, jeszcze pustym, ledwo co ukończonym, tym samym stałem się festiwalowym kuratorem. Gdy sobie to przypominam, to jest zabawnie, bo była to także pierwsza wystawa w tym gmachu, poza muzyką przygotowaliśmy wielkoformatowe projekcje, ogromną scenografię-instalację z  kulistych luster, dźwięk był kwadrofoniczny itd. Dużo zachodu dało ciekawy efekt, choć wtedy to było w porównaniu z tym, co teraz raczej ciągle jeszcze minimalistyczne przedsięwzięcie. Powiodło się, bo zaprosiłem artystów, których świetnie znałem, wiedziałem jakiego poziomu mogę się spodziewać, solidności, zwinności, nie było czasu i możliwości na niespodzianki. Znowu dobrze poszło, więc kolejny rok i tak dalej. Scena Carbon rozrastała się bardzo szybko, w zeszłym roku miałem już prawie 30 artystów, w dwa dni, z wielu krajów świata, także bardzo dalekich, Kongo, Brazylia…

Właśnie, jak wyglądają kuratorskie przygotowania do imprezy, gdzie na Twojej scenie pojawiają się wykonawcy z USA, Chile czy Kolumbii? Czy rzeczywiście internet i sieć w ogóle załatwiają sprawę, jak chcą niektórzy? 

Internet jest bardzo pomocny, jeśli ktoś nie jest wielką gwiazdą otoczoną barykadą menadżerów i agentów, to mogę się z nim skontaktować na wiele sposobów, bardzo szybko. Ale najpierw oczywiście jest badanie, permanentne czuwanie, ale chyba przede wszystkim pomysł, jak w danym roku program sceny ułożyć. Staram się, żeby co roku było inaczej, podkreślam to dopiskami do nazwy sceny, pierwsza edycja to Carbon Atlantis, potem Carbon Central, Carbon Continent, w tym roku jest Neutral. I idąc takim metaforycznym tropem dobieram artystów, ich styl, przekaz, image. Sporo też podróżuję po świecie, jeszcze więcej słucham muzyki, i zapamiętuję sobie ludzi, których twórczość mnie szczególnie poruszyła, czasem na okazję i sens trzeba poczekać, musi się też ułożyć cała logistyczna i budżetowa układanka, więc często od zauważenia kogoś do momentu jego zaproszenia na festiwal mija bardzo dużo czasu. To w ogóle jest pracochłonna „zabawa“, negocjacje, dyskusje, a potem załatwianie, podpisywanie, ogarnianie zajmują często wiele miesięcy, trzeba czekać na różne, czasem dziwne decyzje, albo okoliczności, czy ktoś na przykład zapnie sobie większą trasę albo czy bilety lotnicze są dokładnie takie jak sobie wymarzył. Nie ukrywam, żelazne nerwy niejednokrotnie są tu wymogiem. W ogóle bycie kuratorem na różnych festiwalach wygląda różnie, są tacy, co tylko wskazują pulę artystów, których lubią, a już ktoś inny się zajmuje całą niewdzięczną biurową robotą, lub całe sztaby ludzi, zależnie od wielkości, ja w większości ogarniam wszystko sam i  święty spokój osiągam dopiero, gdy gość po festiwalu bezpieczny i szczęśliwy dotrze do domu. Gość festiwalu jest także moim gościem, traktuję innych tak, jak sam chcę być traktowany.

Jesteś jedną z nielicznych postaci, a może w ogóle jedynym człowiekiem w Polsce, który w ostatnich latach tak mocno eksplorował scenę niezależną u sąsiadów – Czechów, Sło-waków czy Węgrów. I dopiero na Twojej scenie w czasie TNM publiczność mogła się przekonać, że również w innych krajach Europy Środkowej mnóstwo się wydarza. Jednak na co dzień, aby usłyszeć niezależnych wykonawców z tych krajów, trzeba jechać za granicę i odwiedzać ich na miejscu. Dlaczego tak się dzieje? Najlepszy przykład to choćby Twoi tegoroczni goście – Midi Lidi, którzy w swoim kraju cieszą się dużą popularnością, a w Polsce nie gościli chyba od dobrych kilku lat.

Czy jedynym, to naprawdę nie wiem i wolałbym tutaj być ostrożny. Na pewno nie jestem jakimś wielkim znawcą, mam w tych krajach sporo znajomych, sam tam często koncertuję, bo lubię, więc siłą rzeczy mniej więcej wiem, co się tam dzieje, a dzieję się bardzo dobrze i dużo! I boli mnie, że tak mała artystyczna wymiana panuje między sąsiadami, że o wiele więcej wiemy o brytyjskiej czy amerykańskiej muzyce, niż o tym co się dzieje za miedzą. To w zasadzie nie jest w ogóle normalne. Wiele jest przyczyn, jasne, ale z tych wszystkich powodów ja staram się mieć zawsze jakichś reprezentantów z bliskiej Europy, choć nie zawsze tylu, ile bym naprawdę życzył sobie zapraszać. Problemem jest tu także publika, która z niewyjaśnionych przyczyn nie wali drzwiami i oknami na koncerty czeskich czy słowackich artystów. Nieufność? Protekcjonalizm? Ale pracuję, żeby to zmienić. Midi Lidi są czarnym koniem tegorocznej edycji bez dwóch zdań. U siebie grają po 50 koncertów rocznie, a pamiętajmy, że Republika Czeska jest o wiele mniejsza od Polski. U nas bywają tak rzadko. A to taki wesoły, świetny, zgrany zespół! Bardzo czekam na ten koncert, bo chcę widzieć reakcję publiczności, spodziewam się czegoś niezwykłego. 

Wojciech Kucharczyk – muzyk, performer, wydawca i animator wielu wydarzeń. Współtwórca zespołów Mołr Drammaz, HWDJazz czy The Complainer and the Complainers czyli formacji, które miały znaczący wkład w rozwój muzyki eksperymentalnej od lat 90. Jest założycielem i szefem niezależnej, działającej od ponad 2 dekad, wytwórni MikMusik! Od 4 lat przygotowuje jedną ze scen na festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Mieszka na obrzeżach Skoczowa.