Po drugiej stronie lustra

0
1158
fot. Fryderyk Dral
- reklama -

Jeśli dwóch ludzi roz­ma­wia, a reszta słucha ich roz­mo­wy – to już jest teatr.” 
Gustaw Holubek

Tu w Cieszynie oraz Czeskim Cieszynie jesteśmy świadkami światowego fenomenu, jakim bezsprzecznie jest istnienie Sceny Polskiej, jako profesjonalnego polskojęzycznego zespołu teatralnego działającego poza granicami kraju. Finansowany jest przez państwo, na terenie którego ma siedzibę, w tym przypadku przez Urząd Wojewódzki w Ostrawie. Pomimo, że nie wróżono Scenie Polskiej długiej drogi trwa i działa 66 lat. 

Ponad 55 lat nierozerwalnie z tym miejscem trwa i tworzy aktor, reżyser, kierownik artystyczny i dyrektor – Karol Suszka

Ukończył PWST w Warszawie i miał co prawda możliwość pozostania w Teatrze Narodowym i grania w renomowanych teatrach w Polsce, jednak postanowił wrócić na Zaolzie, do swej rodzimej Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego, gdzie jako adept aktorstwa rozpoczynał swoją karierę. Tutaj w sposób istotny przyczynił się do profesjonalizacji ekipy aktorskiej. Na przełomie problematycznych lat 70. i 80., kiedy sytuacja teatru była pod każdym względem niełatwa, już jako kierownikowi artystycznemu Sceny Polskiej, udało mu się stworzyć taki repertuar, który pomimo wszelkich ograniczeń politycznych oraz trudności organizacyjnych i finansowych zyskał sobie popularność wśród widzów. Jego działalność jednak nie jest związana wyłącznie z teatrem w Czeskim Cieszynie, ale także z kreacjami aktorskimi oraz kierownictwem literackim, czy działaniami reżyserskimi w kilku teatrach na terenie Polski i Czech. W swoim dorobku artystycznym może się pochwalić wyreżyserowaniem ponad stu sztuk oraz zagraniem około dwustu ról w samych tylko spektaklach Sceny Polskiej. 

- reklama -

To właśnie dyrektor Karol Suszka zaprosił mnie w tą niezwykłą podróż do świata swojego teatru. Budynek jakby uśpiony w zimowym śnie sprawiał wrażenie pustego. Wchodząc natknęłam się na grupę czeskich aktorów biegających w popłochu po korytarzu przygotowując się do próby. 

Poczułam się jak Alicja w krainie czarów, która przeszła na drugą stronę lustra. Weszłam do zupełnie innego świata, niewidzialnego dla innych. Ten niewidzialny świat staje się czasem rzeczywistością bo jak mówi dyr. Suszka – w Polsce w Ministerstwie Kultury niewiele o nas wiedzą, nawet tego w jakim języku gramy. 

Tutaj pod jedną dyrekcją oraz samodzielnych kierowników artystycznych działają trzy zespoły: czeski, polski oraz Scena Lalek – Bajka. Tutaj też jesteśmy niewidzialni. W polskim Cieszynie na 100 ankietowanych osób 70 nie wie, że parę set metrów dalej jest jedyny polski zawodowy teatr poza granicami Rzeczpospolitej Polski.

Moja podróż stała się tym bardziej niezwykła ale i zobowiązująca do tego by to co uda mi się zobaczyć przekazać innym. Sercem każdego teatru niewątpliwie jest scena. I tam zaczęliśmy nasze zwiedzanie. Trwały próby do czeskiego spektaklu i nagle stanęliśmy obok artystów zmagających się z własnymi rolami. Nad głowami wisiały platformy z lampami a po ścianach pełzły niekończące się liny. Przenikająca czerń nie rozpraszała a nawet dawała poczucie spójności. Perspektywa widowni z tego miejsca jest zupełnie inna. Jako mała dziewczynka marzyłam o tym by stanąć na prawdziwej teatralnej scenie i dzisiaj to marzenie spełnił Pan Karol. Naprzeciwko sceny mieści się kabina elektryczno-akustyczna. Stąd pracownicy zdobią każdy spektakl dźwiękiem i światłem. Spektakl to nie tylko aktorzy i reżyser. Na ich sukces pracuje ogromna ilość ludzi. Wszystko musi być dotknięte ludzką ręką. Teatr raczej broni się przed rozwiązaniami mechanicznymi. Używane jest tylko to co konieczne. Reszta to praca ludzi. Teatr musi mieć swoje tętno. Budynek teatru jak się okazało to niekończący się labirynt korytarzy i pomieszczeń. Każde z nich odkrywało swoja tajemnicę. Atelier, garderoby, rekwizytornie, warsztat stolarski, pracownia krawiecka. I tu pozwolę się zatrzymać na chwilę. Obok pracowni krawieckiej znajdują się wypełnione po brzegi, od sufitu po ziemię magazyny kostiumów. Dopiero tam uświadomiłam sobie ilość wystawionych sztuk. Każda kobieta dostałaby kolorowego zawrotu głowy. Zobaczyłam też niezwykle mozolną pracę pani w perukarni i to jak powstają wąsy i wszelkie zarosty oraz piękne fryzury aktorek. Moje serce skradły makiety scenografii wykonane z ogromną dokładnością i precyzją. Każde kolejne pomieszczenie uświadamiało mi, że znajduję się w fabryce. W teatrze pracuje ok. 200 osób. Każdy spektakl i pomysł powstaje tu od podstaw. Budynek sam w swojej wielkości daje duże możliwości. Jest miejsce na dodatkową scenę do prób a nawet dużą kawiarnię. Zawędrowaliśmy w kolejne magiczne miejsce na scenę lalek- Bajka. Otworzył się dla mnie kolorowy świat, wypełniony ciepłymi barwami i dużą ilością światła. Niewielkich rozmiarów sala i scena ustawiona blisko młodych widzów daje niezwykły kontakt z żywym teatrem, którego po prostu można dotknąć. W teatrze od kilku już lat trwają prace nad budową większej sceny i widowni dla najmłodszych. Poznając to miejsce rozumiem coraz lepiej sens dbania o kulturę. Rozumiem jak ważne miejsce zajmuje w społeczności i jak wielki ma na nią wpływ. Oprócz tajemniczego, trochę zaczarowanego świata Alicji w krainie czarów po tej stronie lustra poczułam oddech historii. Ale w tym miejscu rozumie się jeszcze jedno – jak wielkie znaczenie ma prawdziwy patriotyzm i jakie znaczenie ma on dla ludzi mieszkających na obcych ziemiach. Pierwszym kierownikiem artystycznym Sceny Polskiej był Władysław Niedoba. On doskonale rozumiał i czuł potrzebę tego miejsca. 

Jak mówił – „…od Bogumina po Mosty, czekano na nas jak na dobrych przyjaciół, ambasadorów polskiego słowa”. 

A pierwsze słowa jakie padły ze sceny, wypowiedział aktor Janusz Bobek i brzmiały one: 

No więc jak Panie Władziu?”. 

Tą misję czują tu nadal wszyscy. Z każdym krokiem mojej wyprawy i rozmowy z dyrektorem Suszką przekonywałam się, że to miejsce jest niezwykłe bo ktoś zbudował to wszystko na niezwykłych pokładach miłości przede wszystkim do własnego kraju i własnego języka.

Scena Polska trwa na pewno dzięki niezwykłym umiejętnościom organizacyjnym, wysokiemu profesjonalizmowi naszych twórców, dzięki patriotyzmowi, przywiązaniu i szacunku do tego co jest nasze. Przywiązaniu i szacunku do ziemi przodków, do tego co rozumiemy, czego doświadczamy i gdzie urodziliśmy się. To „nasze” przyświecało Władysławowi Niedobie i jego współtowarzyszom w tworzeniu zawodowego teatru, by móc powiedzieć, to jest nasz Teatr, nasza Scena i nasz widz. A to duże wyzwanie – podkreśla dyrektor Karol Suszka.

Z tym jakże mądrym przesłaniem zakończyłam swoją niezwykłą podróż na drugą stronę lustra. Nie sposób niestety wszystkiego opisać bo wtedy musiałaby powstać książka. Zachęcam każdego do pójścia do teatru by samemu przekonać się jak niezwykłe jest to miejsce. 

Tyn”Tyjater” je nasz czy cudzy ?

Napad po naszymu to je tako wiec, w kieróm roz sie cylnie, a po drugi uciecze nóm to kansi do luftu.Tyn dzisiejszy napad ni może ni kaj uciyc, bo bydzie to ło „Tyjatrze”, kiery mómy za Olzą. I uż snoci prziszeł taki czas, coby sie spytać  tusteloków czy tyn „Tyjatetr” je nasz czy możne jakisi cudzy. Moc ludzi ani nie wiy, że Zaolziocy w rokach pińdziesióntych tak drepsili wedla tematu tyjatralnego, że podarziło sie im go postawić. Stoji łón tam dzisio przy ulicy Ostrawskiej w Czeskim Cieszynie, uż dobre wiyncyj niż pińdziesiónt roków. Dobre by było, coby uż sie wszedcy u nas ło tym zwiedzieli i zaczli tam do niego chodzić i łogłóndać to, co wystawio pón dyrektor Karol Suszka. Możne, że jak sie zwiedzóm ło tym, że je to tam u nich cztyry razy łacniejsze, to uż na prziszły szpektakel chybi biletów, a możne aji ludzie bydóm sie do niego tak ciś, że wytargajóm dwiyrze s futrami. Byłoby to dobre, skyrs tego, coby pokozać naszymu dyrektorowi Andrzejowi Łyżbickiemu jako sie to robi, coby przedować łacne bilety. Bo podziwejcie sie jak to robióm Zaolzioki, że w jejich „Tyjatrze” robi przeszło sto ludzi i ku tymu majóm yno połówke ziców tego co je u nas, a wyndóm na swoji.Możne, że je to tymu, że łóni prawie sztyrysta roków terminowali u Austryjoków i cosi s tego szporowanio w jejich czepaniach zustało. Isto też tymu nie dziwoczóm s blichtrym  i do dzisia nie zawadzo im to,że wlazuje sie do jejich „Tyjateru” przez alumuniowe dwiyrze. Widać to aji w postrzodku kaj je to tak wyszpekulyrowane, coby sie yno dziwać na scyne i nie łoglóndać ścian a ni powołu na kierych nic nima do łoglóndanio. Jak nad tym  tak porozmyślocie to możne, że przyjdziecie s tym do porzóndku i uż od dzisia bydziecie yno szpacyrować do „Teśinskeho Divadla”, coby zaszporować kapke piniyndzy, a przi tym rozruszać swoji klepety na czeski ceście.

Fryderyk Jan Dral