– Kino przetrwa. Nic nie zastąpi rodzącej się wspólnoty, kiedy gaśnie światło i wraz z setkami innych osób w tym samym czasie, w tej samej sali przeżywasz te same emocje, wzruszenia, uniesienia, dramaty, a później w tej grupie osób możesz o tym porozmawiać – mówi Jolanta Dygoś, szefowa Przeglądu Kino na Granicy, którego 26. edycja odbędzie się tradycyjnie w majówkę w Cieszynie i Czeskim Cieszynie.
Marcin Mońka: Choć nad Kinem na Granicy pracujecie właściwie przez cały rok, to zwłaszcza ostatnie dni i tygodnie bywają najintensywniejsze, także z powodów pozaartystycznych. Niewiele brakowało, a zeszłoroczną, jubileuszową edycję zepsułby minister kultury i podległy mu Państwowy Instytut Sztuki Filmowej. Kino na Granicy jednak udało się uratować…
Jolanta Dygoś: Chcieliśmy, aby zeszłoroczna, jubileuszowa 25. edycja, była szczególna. I w sensie artystycznym taka właśnie była. Udało się m.in. zrealizować pierwszą na świecie retrospektywę całej rodziny Agnieszki Holland, wspaniały koncert muzyki filmowej i wiele innych wydarzeń. To poczucie święta zostało jednak zmącone przez niesprawiedliwą i ohydną nagonkę na reżyserkę „Zielonej granicy”. Ostatnia edycja była też trudna z innego powodu, bardzo dla nas traumatycznego, czyli braku dotacji z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Decyzja została ogłoszona dwa tygodnie przed przeglądem, kiedy nie można już było poczynić żadnych oszczędności. Sytuacja ta jednak zmobilizowała wszystkich – organizatorów, gości i uczestników. Aby domknąć budżet, zorganizowaliśmy zbiórkę, która zakończyła się spektakularnym sukcesem i zgromadzeniem wcale niemałej kwoty, czyli 80 tys. zł. Odbiło się to szerokim echem nie tylko w środowisku filmowym. Symboliczna była dla nas też jedna z ostatnich wpłat, której dokonał Borys Szyc, a nigdy przecież na naszym przeglądzie nie był. Paradoksalnie ta sytuacja sprawiła, że o Kinie na Granicy pisały i mówiły największe portale, wzrosły nasze zasięgi, choć nie o taką promocję przecież zabiegaliśmy. Ważne jest, że pokazaliśmy, iż nie damy się cenzurować.
Jeśli chodzi o 26. edycję Kina na Granicy, to cieszę się ogromnie, że odbędzie się w nowej Polsce. Są już pierwsze efekty zmian. W ostatnich dniach otrzymaliśmy bardzo dobre wieści. Z funkcji dyrektora PISF odwołano Radosława Śmigulskiego, a dzień potem pojawiła się informacja o przyznaniu dotacji Kinu na Granicy, więc zacytujmy klasyczkę: „Nam się to po prostu należało”.
Jak duże było zagrożenie, że tegoroczna edycja Kina na Granicy w ogóle się nie odbędzie?
Zakładaliśmy taki scenariusz, jednak gdy zobaczyliśmy efekty ubiegłorocznej zbiórki, zrozumieliśmy, że Kino na Granicy jest niesłychanie ważne dla wielu osób. Ludzie w różnym wieku, z różnych środowisk wpłacali pieniądze. Dużą kwotę przeznaczyła pewna moja znajoma, która przyznała potem, że to właśnie w Cieszynie na przeglądzie dekadę temu spędziła najpiękniejsze dni w życiu. Takich osób było zresztą mnóstwo, więc od pewnego momentu nie było wątpliwości, że będziemy walczyć i tak łatwo się nie poddamy.
Granicznym momentem były również wybory parlamentarne. Wiedziałam bowiem, że jeśli nie wygra w nich strona demokratyczna, to dotacji otrzymywać już nie będziemy z żadnej instytucji podległej władzy.
Jaka więc będzie ta 26. edycja Kina na Granicy?
Nie będzie w niej żadnych rewolucyjnych zmian. Stawiamy raczej na rozwój. Najlepszym dowodem na to jest tegoroczny program cyklu Literatura na Granicy. Słyszę głosy, że część literacka naszego przeglądu mogłaby być już samodzielnym festiwalem literackim.
Z kolei 1 maja będziemy świętować 20. rocznicę wejścia do Unii Europejskiej. Mam wrażenie, że przez ostatnie lata zapomnieliśmy, jaką wartością jest być jej członkiem. Pamiętam z moich nauczycielskich czasów, że organizowaliśmy wiele różnych wydarzeń związanych z poznawaniem tej dużej i fascynującej wspólnoty. To jednak się skończyło, gdyż wszystkim wydawało się, że nasza obecność w UE jest tak oczywista, że nie ma potrzeby o tym przypominać. Ostatnie lata pokazały jednak coś odmiennego, dlatego z wielką radością w czasie Kina na Granicy wraz z Przedstawicielstwem Komisji Europejskiej, Biurem Parlamentu Europejskiego w Polsce i Czechach świętować będziemy 20-lecie naszej obecności w UE.
A zatem Kino na Granicy w tym roku będzie się toczyć wielotorowo…
Wiadomo, że ludzie czekają na nowe filmy polskie, czeskie i słowackie. Coraz rzadziej goszczą one na ekranach kin w bieżącej dystrybucji. To już nie czasy wielkiej popularności kina czeskiego i twórczości drugiej nowej fali – Jana Hřebejka, Jana Svěráka, Davida Ondříčka czy Petra Zelenki. Ich filmy były ekscentryczne, dowcipne i wzruszające zarazem. Tak jak w życiu. Jednak ci szalenie utalentowani twórcy dojrzeli i postanowili spróbować czegoś innego, obecnie nie tworzą żadnej wspólnoty pokoleniowej, niektórzy stracili formę, inni kręcą coraz rzadziej bądź też „poszli” w produkcję serialową. Dlatego Polaków czeskie kino już tak bardzo nie interesuje, aby wprowadzać je do dystrybucji. Stąd entuzjaści kina czeskiego czy słowackiego mają u nas możliwość zobaczenia najważniejszych nowych produkcji. Wielu widzów czeka również na nowe filmy polskie. Może bliskie jest im przekonanie, że fajnie jest je zobaczyć wszystkie razem i mieć szansę porównania i dyskusji.
I jak co roku istotny jest również program muzyczny. Tradycyjnie więc zapraszamy publiczność do klubu festiwalowego na Wzgórze Zamkowe, gdzie wystąpią m.in. Tomek Ziętek z zespołem, Oysterboy czy Runforrest. Przygotowaliśmy także koncert plenerowy 1 maja na Rynku jako zwieńczenie Dnia Europejskiego, gdzie wystąpią Scena pod Regałem, legendarna formacja Vypsaná fiXa, a także usłyszymy wspólny projekt Kuby Karasia i Piotra Roguckiego. Na Moście Przyjaźni odbędą się jak co roku projekcje plenerowe.
Znakiem rozpoznawczym Kina na Granicy były zawsze retrospektywy i cykle. Podobnie będzie w tym roku?
Będziemy mieć ich w tym roku kilka. Przedstawimy wybitne role jednego z najbardziej lubianych polskich aktorów, a zarazem naszego wielokrotnego gościa – Mariana Dziędziela. Przygotowaliśmy także retrospektywę zmarłego niedawno Janusza Majewskiego, który często współpracował z czeskimi twórcami.
Istotnym cyklem tematycznym będzie „Przekraczanie granic”, w ujęciu metaforycznym i dosłownym. Znakomitym do tego pretekstem jest 100. rocznica śmierci dwóch wybitnych pisarzy: Franza Kafki i Josepha Conrada.
Między innymi też dlatego spotkania literackie będą się odbywać po dwóch stronach Mostu Przyjaźni – w kawiarni Avion oraz w Transgranicznym Centrum Informacji Turystycznej, abyśmy jak najczęściej przekraczali granicę. Ciekawe będą też kameralne rozmowy literackie w kawiarni Kornel i Przyjaciele.
Jako kinomanka – na które filmy czekasz najbardziej?
To jest przekleństwo organizatorów, że nie mają czasu, aby uczestniczyć w seansach. Jednak czasami ratuję się i oglądam filmy wcześniej. Polskie kino znam dobrze, bo regularnie odwiedzam choćby festiwal w Gdyni, natomiast filmy czeskie i słowackie staram się obejrzeć podczas podróży do Czech czy Słowacji. Myślę, że warto pochylić się choćby nad filmem otwarcia, zatytułowanym „Jedno życie”, czyli historii Nicholasa Wintona, który ratował w czasie II wojny światowej dzieci z Czechosłowacji i wywoził je pociągami go Anglii. Główną rolę gra Anthony Hopkins. Najlepiej poczytać informacje o filmach na naszej stronie internetowej lub w broszurce.
Choć Kino na Granicy jest w tej chwili przeglądem interdyscyplinarnym, to jednak jego trzonem pozostaje film. Masz obawy, że kino w swoim tradycyjnym wymiarze, może się kiedyś skończyć, wyparte przez streaming bądź inne rodzaje medium? A tym samym przestaną być potrzebne wydarzenia filmowe i kinowe…
Kino przetrwa. Nic nie zastąpi rodzącej się wspólnoty, kiedy gaśnie światło i wraz z setkami innych osób w tym samym czasie, w tej samej sali przeżywasz te same emocje, wzruszenia, uniesienia, dramaty, a później w tej grupie osób możesz o tym porozmawiać. A festiwalowe życie! Świat wygląda inaczej. Życzyłabym wszystkim, aby mieli tylko takie problemy – czy dobrze wybrałeś film w danym paśmie, czy koledzy nie zobaczą lepszego i będziesz żałował, jak sprawnie masz ułożyć swój kalendarz projekcji i jeszcze znaleźć czas między filmami, aby coś zjeść oraz spotkać się z przyjaciółmi?
Mam nadzieję, że Kino na Granicy też przetrwa. Przegląd wymyśliliśmy ponad 26 lat temu, a jego pierwszym celem nie było upowszechnianie kultury filmowej, lecz walka z granicą. Bardzo chcieliśmy, aby jej nie było, a przy tym wierzyliśmy w to, że należy znać kulturę naszego najbliższego sąsiada lepiej niż jakąkolwiek inną. W życiu nie przyszło mi do głowy, aby zorganizować przegląd filmów amerykańskich czy francuskich, które oczywiście bardzo lubię! Nie widziałam sensu robienia tego tutaj –w mieście, gdzie Polacy i Czesi mają do siebie tak blisko. I oczywiście zawsze denerwowały mnie stereotypy związane z naszymi narodami. 26 lat temu pokazywaliśmy 11 filmów, ale gościem był wówczas Jiří Menzel – jeden z najwybitniejszych reżyserów, zdobywca Oskara. On przyniósł nam szczęście. Tej szalenie istotnej postaci kultury czeskiej w tym roku też będzie poświęcony jeden wieczór w związku z polskim wydaniem książki z jego felietonami.
Nie miałaś pokusy aby wyprowadzić Kino na Granicy z Cieszyna?
Poruszasz bardzo dla mnie trudny temat i to pewnie w kontekście wyprowadzania się z Cieszyna Yass! Festivalu. Bywałam na nim i bardzo go lubiłam. Jeśli dobrze rozumiem Yass! wyprowadza się, bo nie może znaleźć sobie miejsca na terenie browaru. Gdy rozpoczęły się problemy z browarem, miałam takie marzenie, że my- cieszyniacy – kupujemy cegiełki i po prostu przejmujemy go, bo nie są to wyłącznie budynki, w których produkuje się piwo. To przecież jedno z najpiękniejszym miejsc w Cieszynie! Niejednokrotnie tam gościliśmy z Kinem na Granicy, organizując projekcje plenerowe, koncerty czy bankiety otwarcia.
Jako organizatorka przeglądu nie mam pokus wyprowadzki, raczej zakończenia działalności. Nie ukrywam bowiem faktu, że nie mamy łatwo bez pomocy. Miasto Cieszyn dofinansowuje nas, jak może i bardzo mu dziękuję. Jest mi natomiast przykro, że mieszkańcy naszego miasta doceniają jedynie imprezy, które odeszły albo odchodzą. Po dziś dzień płaczą za Nowymi Horyzontami. Dostrzegają jedynie to, co utracili. Nie znalazł się tutaj żaden sponsor ani dla Nowych Horyzontów kiedyś, ani teraz dla nas. Dlatego w tym kontekście zastanawiam się, gdzie są przedsiębiorcy, którzy mogliby wspierać takie wydarzenie? Potrzebujemy dużego sponsora, ale i może paru mniejszych, jak choćby pomagający nam od lat Kania Finanse, Promot i Olza Logistic. Na razie to kultura wspiera biznes (hotele, restauracje, sklepy), a chyba powinno być odwrotnie lub przynajmniej potrzebna jest jakaś symbioza. Przedsiębiorczość polega chyba nie tylko na wykorzystaniu sprzyjającej okazji, ale i pomocy w stworzeniu jej. Ściągamy do Cieszyna wiele osób, które tu śpią, jedzą, piją, kupują, jeżdżą taksówkami. Ale i my potrzebujemy pewnych gestów. A przecież się da. Hotel Liburnia co roku sponsoruje bankiet dla gości, a Pan Janek z Plackarni u Janka od lat dzień przed przeglądem zaprasza wolontariuszy na zupę. Może i inni zdobyliby się na podobne gesty? Na koniec czas spojrzeć prawdzie w oczy – Cieszyn ma słabą bazę hotelową. Gdyby było więcej miejsc noclegowych, przyjechało do nas więcej widzów. Z gastronomią też nie jest najlepiej – krótkie godziny otwarcia, długie oczekiwanie na posiłki, no i wysokie ceny w lokalach. Nasze ulubione piwo Pilsner Urquell kosztuje na Rynku 20 złotych. Tak samo lub drożej niż w Warszawie czy Sopocie. A przecież Cieszyn to urokliwe małe miasto jakich wiele. Konkurencja nie śpi. Pamiętajmy o tym. Ja pamiętam w kontekście Kina na Granicy i dlatego staram się iść do przodu, rozwijać się, ale i znać swoje miejsce w szeregu. Nie jestem przecież dyrektorem festiwalu w Wenecji!
Może nie kończmy tak smutno? Życz nam szczęścia!