Na pole, na dwór, a może na plac?

0
138
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Katowicach2
- reklama -

Istnieją w Polsce takie tematy, których poruszanie doprowadzić może do podziałów, skutkujących w najlepszym wypadku cichymi dniami lub miesiącami w rodzinie. Do tej grupy zaliczyć trzeba odwieczny spór o sernik i rodzynki oraz markę używanego majonezu. O ile te podziały są głównie kwestią indywidualnego gustu, tak kwestia jaką poruszyliśmy ostatnio ma w sobie czynniki kulturowe, historyczne i geograficzne. No, bo gdzie się wychodzi: na dwór, na pole, czy może na plac?

Gdybyśmy nakreślili mapę, na której zaznaczylibyśmy, gdzie jacy mieszkańcy wychodzą ze swoich domostw, zobaczylibyśmy dawne granice wytyczone przez zabory. Potomkowie obywateli z terenów pruskich i rosyjskich zaborów idą na dwór, natomiast ci, których przodkowie stolicę mieli w Wiedniu zdecydowanie wychodzą na pole. Dodatkową wyspę utworzy na naszej mapie Górny Śląsk, gdzie pól i dworów mało, za to placów, gdzie można wyjść jest całkiem sporo. My w Księstwie oczywiście wychodzimy tak, jak trzeba – na pole, bo to przecież „szlachta” wychodzi na pole podziwiać, jak na nich robią inni, a biedota może tylko na dwór wyjść zobaczyć jak się panom żyje. Ostatnio jednak podjęliśmy misję pogodzenia zwaśnionych od wieków stron i wyszliśmy na pole, a zarazem na dwór.
Podążając z Cieszyna w kierunku Zebrzydowic przejechać trzeba przez Marklowice – niegdyś osobną wieś, włączoną w tereny miejskie w 1977 roku. Miejsce to raczej nie słynie z turystycznych atrakcji, ale kilka ciekawostek oczywiście można tu znaleźć. Raczej większość mieszkańców Cieszyna kojarzy tę część miasta z zakładami dawnego Polifarbu oraz Lakmy, czy też siedzibą Państwowej Straży Pożarnej. Znane są też takie osobliwości, jak tzw. Ondraszkowa dziura w rezerwacie Trzy Kopce oraz niecodzienny pomnik Dmitrija Mendelejewa. Jest jednak jeszcze jedna, nieco zapomniana lokalizacja. Otóż pomiędzy zakładami lakierniczymi a fabryką chemii gospodarczej i budowlanej znajduje się mała perełka. Jest to dwór pochodzący z XVI wieku! Obiekt ten dostrzec można nawet z głównej drogi, jednak nie należy wypatrywać renesansowej siedziby książęcej, jakiej wyobrażenie nasuwać się może po usłyszeniu hasła: dwór z XVI wieku. Zabytek wygląda jak trochę większy dom z dość dziwnym, jak na dzisiejsze czasy, dachem. Można zadać sobie pytanie, skąd pomysł na budowę rezydencji w Marklowicach. Otóż początków tego miejsca należy szukać w okresie księcia Wacława Adama i jego żony Katarzyny Sydonii, zwanej także Czarną Księżną. Podobno to za jej sprawą powstał w tym miejscu dwór, który miał być czymś w rodzaju dzisiejszego domku letniskowego, do którego można się udać, by odpocząć od miejskiego zgiełku i zaznać trochę spokoju.
Budowę dokończono już za panowania syna wspomnianej pary – księcia Adama I Wacława, który po śmierci żony związał się z Małgorzatą Kostlachówną. Para nie zalegalizowała relacji, biorąc ślub, a na świecie pojawił się ich syn o wdzięcznych imionach Wacław Gotrfryd. Adam Wacław, chcąc jednak zapewnić dziecku oraz jego matce utrzymanie w przyszłości, przekazał im właśnie Marklowice. W ten sposób marklowicki dwór przestał być książęcą rezydencją, ale to nie koniec tej, nieco zawiłej historii. Wacław Gotfryd, nieślubny potomek, co było wówczas problemem, za wstawiennictwem swej przyrodniej siostry – Elżbiety Lukrecji – 8 maja 1640 roku został legitymizowany przez cesarza Ferdynanda III Habsburga. Cesarz dodatkowo podniósł Wacława Gotfryda do dziedzicznej godności barona Hohenstein. Niedługo później Marklowice zostały oddane cesarzowi Leopoldowi I w zamian za rentę w wysokości 400 guldenów rocznie, z możliwością dziedziczenia tego zobowiązania oraz zgodę na użytkowanie ogrodu zamkowego w Cieszynie. W taki oto sposób miejsce to stało się – przynajmniej z nazwy – rezydencją cesarską, choć nowy właściciel, jak i jego potomkowie nigdy nie zaznali marklowickich uroków. Dwór, zarządzany przez Komorę Cieszyńską, stracił swój cesarski status wraz z końcem istnienia Austro-Węgier. Po unormowaniu sytuacji granicznej i podziale terytorium Księstwa, nastąpiła parcelacja ziem wchodzących w skład dóbr książęcych i Marklowice zostały kupione przez Jana Halisza.
W rękach prywatnych rezydencja pozostaje do dzisiaj, choć do lat świetności i renesansowego wyglądu nieco jej brakuje. Aktualnie znajdują się tutaj mieszkania. Bryła obiektu nie została zmieniona, zamurowano jednak loggie oraz kilka otworów okiennych i drzwiowych. Na szczęście pozostały fragmenty ościeżnic oraz nietypowy dach, który niedawno doczekał się remontu. Niestety nie było nam dane wejść do środka budynku, lecz podobno zachowały się sklepienia kolebkowe oraz belkowe, przypominające o renesansowym rodowodzie tego miejsca. Prawdopodobnie wokół znajdowały się niegdyś zabudowania gospodarcze i folwark. Z „pewną dozą nieśmiałości” można pokusić się o tezę, że pobliskie – mocno przebudowane – obiekty są resztkami zaplecza gospodarczego dworku. Okolica od czasów Wacława Adama i jego Syna Adama Wacława niestety zmieniła się znacząco. Tuż obok dworku wyrosły fabryki i tory kolejowe, co sprawia, że to miejsce nie ma już swego uroku letniej rezydencji książęcej. Nam jednak podoba się niesamowicie – lekkie przymrużenie oczu pozwala przenieść się do czasów, gdy wokół były tylko pola i lasy. A na niewysokim wzgórzu stał – on – dziś niepozorny i pomijany XVI-wieczny dwór.
W taki właśnie sposób wyszliśmy na pole, a jednak na dwór! Marklowice, jak się okazuje, też mają coś do zaoferowania podróżnikom. Może nie są to zabytki na miarę Luwru czy egipskich piramid, ale takie atrakcje – nieoczywiste – lubimy najbardziej. Szczególnie te, znajdujące się nieco na uboczu, nie narzucające się i czekające na odkrycie. Z pewnością wrócimy jeszcze do dzisiejszych przedmieść Cieszyna, by poodkrywać pozostałe miejsca, ale to już zupełnie inna historia i nowy trip.

Kilka słów o russkietripy.pl

Jesteśmy rodziną, która wyznaje zasadę, że każde wyjście z domu to już trip (czytaj: wyprawa). Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, by odnaleźć niesamowite miejsca wokół siebie. Relacje z takich wypraw przedstawiamy na naszej stronie, gdzie trafiają się też opowieści o naszych wyprawach w bardziej odległe miejsca. Ale to już zupełnie inna historia.

- reklama -