Historia pewnego zniknięcia

0
270
- reklama -

Turystyka jest oczkiem w głowie wielu regionów i państw. Są takie rejony świata, gdzie lokalne budżety zasilają w znaczącym stopniu pieniądze pochodzące od wielbicieli podróży. By zachęcić do odwiedzenia danego miejsca, trzeba mieć się czym pochwalić i wyróżnić. Jeśli region miał szczęście i jest wyjątkowy przyrodniczo, czy też wiele lat wcześniej ktoś wybudował w okolicy zamek, czy piękne miasto to sprawa załatwiona. W innym przypadku trzeba jakąś atrakcję… wymyślić! Przykłady tej drugiej ścieżki można mnożyć.

Muzea wszelkiej maści, od zupek chińskich w Japonii, przez hotel w kształcie gigantycznego ziemniaka usytuowany w amerykańskim Idaho, po teksańskie Muzeum Sztuki Desek Klozetowych. Każda nawet najmniejsza miejscowość próbuje znaleźć swój wyróżnik na mapie świata lub chociaż powiatu. Nie wszędzie jednak Krzyżacy chcieli zbudować Malbork, Kopernik także mógł wybrać jedno miejsce do narodzin. Są jednak atrakcje o zasięgu lokalnym lub takie, które docenią pasjonaci określonej tematyki albo miłośnicy wypraw nieoczywistych. Dla nich gratką mogą okazać się pozostałości po towarowej kolei linowej w Goleszowie, będącej częścią kompleksu cementowni z kamieniołomem. 
Musimy przyznać się, że miejsce po towarowej kolei linowej ma dla nas sentymentalny wymiar. To właśnie tutaj w czasach, gdy za wyjście do lasu bez kombinezonu OP1 groził mandat, narodził się pomysł opisywania naszych mikro wypraw po okolicy. Obecność obiektów, pozostałych po wspomnianej, niecodziennej konstrukcji była namacalnym dowodem na to, że ciekawostki są na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba się ruszyć z domu. Napisaliśmy w czasie przeszłym – „była”. Niedawno temu, podróżując drogą z Dzięgielowa do Cisownicy, przeżyliśmy wielkie zaskoczenie. Po pierwsze, zobaczyliśmy świeżo wylaną, asfaltową nawierzchnię, po drugie – nie zobaczyliśmy, charakterystycznego dla tego miejsca, daszku nad jezdnią. Mogłoby się wydawać, że tego typu konstrukcja  – nad drogą otoczoną lasem, znalazła się tutaj przez przypadek. Był to jednak najbardziej widoczny element, jaki pozostał po towarowej kolei linowej. Jego zadaniem było chronić przejeżdżające pojazdy przed uderzeniem spadającego urobku, który był transportowany kolejką. Z przeprowadzonej z przedstawicielem zarządcy drogi rozmowy – bardzo sympatycznej i rzeczowej – dowiedzieliśmy się, że konstrukcję rozebrano, bo postulowali o to okoliczni przedsiębiorcy. Dla dużych samochodów transportowych zbyt niski daszek był utrapieniem – usłyszeliśmy, że tiry notorycznie zahaczały o konstrukcję. Zburzony obiekt nie był wpisany do rejestru zabytków, ani objęty żadną ochroną konserwatorską. Czy można było  znaleźć inne rozwiązanie, na przykład obniżając poziom jezdni, by ciężarówki mogły bez przeszkód przejechać? Albo chociaż przenieść konstrukcję w inne miejsce? Tego nie wiemy. Żałujemy, że kultowy daszek stał się już historią. 
Szczególnie, że gmina Goleszów od kilku lat stara się przywrócić pamięć o całym kompleksie cementowni. Niedawno powstała imponująca makieta tego zakładu, od wielu lat funkcjonuje Izba Oświęcimska, ukazująca czas kiedy to w goleszowskiej cementowni mieścił się obóz koncentracyjny. Niestety towarowa kolej linowa, wożąca skały z kamieniołomu w Lesznej do goleszowskiej cementowni, jest zapominana i z roku na rok pozostałości po tej niecodziennej konstrukcji znikają z krajobrazu gminy. Dlatego postanowiliśmy przejść się wzdłuż nieistniejącej linii i sprawdzić co jeszcze pozostało. Idąc leśną ścieżką, wytyczonym szlakiem spacerowym w okolicy nieistniejącego daszku, już po kilkuset metrach dostrzega się  betonowe konstrukcje. Są to fundamenty pod słupy, na których niegdyś rozciągała się lina transportująca wagoniki z urobkiem do cementowni. Niedawno prowadzona inwestycja odsłoniła kawałek stalowej liny. Nie mamy pewności czy to pozostałości po kolejce czy kawałek już niepotrzebnego elementu ciągnącego drzewo. Od okolicznych mieszkańców usłyszeliśmy, że wciąż są takie miejsca, gdzie można zobaczyć oryginalne liny transportowe. Ale i widok betonowych słupów w środku lasu wprawia człowieka w stan ekscytacji, który staje się udziałem odkrywców tajemnic z okresu II wojny światowej. Już oczami wyobraźni widzimy jak pewien znany popularyzator sensacyjnych historii XX wieku, przechadza się tym lasem i przystając przy betonowej konstrukcji opowiada o planach hitlerowskich Niemiec na podbicie świata. 
Cementownia goleszowska i utworzony przy niej w czasie wojny podobóz Auschwitz-Birkenau raczej nie należały do priorytetowych miejsc z perspektywy przywódców III Rzeszy, mimo tego budowa linowej kolei transportowej rozpoczęła się w 1942 roku. Transport wydobytego kruszywa w rejonie Lesznej Górnej do cementowni był problematyczny ze względu na bardzo duże różnice wysokości oraz brak infrastruktury drogowej. By dostarczać niezbędne kruszywo, podjęto decyzję o budowie kolei linowej, do czego wykorzystano więźniów obozu. Po wojnie kolej rozbudowywano w ramach wykonania tzw. planu trzyletniego. Inwestycje ukończono około 1951 roku. Stacja wyładowcza została zlokalizowana na wysokości 367 m n.p.m., jej najwyższy punkt na 480, a stacja załadowcza na 397. Aż do roku 1984 utrzymywano linię w ruchu choć cementownia zmniejszała zapotrzebowanie, aż w końcu zawieszono jej działalność. Cała infrastruktura ulegała powolnej degradacji i rozbiórce. Z całego kompleksu transportowej kolei linowej do dziś przetrwały wspomniane betonowe słupy oraz elementy małej infrastruktury. Trudno nie wspomnieć również o wąskotorówce, która odbierała urobek i dowoziła do samej cementowni. Po niej także niewiele zostało. Najbardziej znanym obiektem jest most w okolicach zalewu Ton. Misterna konstrukcja, pomimo niewielkich rozmiarów, robi wrażenie do dziś. Na pomysł rozbiórki tego obiektu chyba nikt nie wpadnie, choć równie stałym elementem krajobrazu wydawał się daszek nad drogą w Cisownicy. 
Wiemy, że takie obiekty mogą nie wpisywać się w plany rozwoju gminy. Znamy też wiele przykładów dawnych warowni, kamienic, a nawet schronów z okresu II wojny światowej, które wchodziły w kolizję z opcją łatwiejszego transportu, a jednak przetrwały. Oczywiście daszek nad drogą, który już dziś nie chroni pojazdów przed skałami, nie miał wartości historycznej na tyle dużej, by zawalczyć o jego przetrwanie. Nie mniej, nam jako miłośnikom lokalnej historii i tropicielom nieoczywistych atrakcji, żal każdego znikającego tego typu świadectwa. Zwłaszcza w miejscu, gdzie takich pozaprzewodnikowych ciekawostek nie ma zbyt wielu. Marzy nam się, żeby w naszych miastach wygrywała jednak wersja: zachowujemy i dbamy o to, co mamy, i na tym budujemy naszą atrakcyjność. Oczywiście zawsze można wybudować hotel w kształcie ogromnego ziemniaka. 

Kilka słów o russkietripy.pl

Jesteśmy rodziną, która wyznaje zasadę, że każde wyjście z domu to już trip (czyt. wyprawa). Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, by odnaleźć niesamowite miejsca wokół siebie. Relacje z takich wypraw przedstawiamy na naszej stronie, gdzie trafiają się też opowieści o naszych wyprawach w bardziej odległe miejsca. Ale to już zupełnie inna historia.

 
 
 
- reklama -