„Nie dajcie wiary klerykalnym oszustom i nie ustawajcie w walce” – grzmiały śląskie działaczki gdzieś na Śląsku Cieszyńskim ponad 100 lat temu. Jeden z najsilniejszych ruchów kobiet na początku XX wieku w tej części Europy działał na austriackim Śląsku. To historia niemal zapomniana…
W 1902 roku polscy socjaliści – zgodnie współpracujący z niemieckimi i czeskimi – przystąpili do organizowania robotnic oraz żon górników Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego. Przewodziła im działaczka Dorota Kłuszyńska, mieszkająca wówczas w Boguminie. Udało jej się stworzyć dość gęstą sieć partyjnych kół kobiecych, obejmującą około 30 kół i dwa tysiące zorganizowanych kobiet. Co ważne – w ogromnej większości,
w przeciwieństwie do przykładowo ruchu socjalistycznego w rosyjskiej Kongresówce, były to robotnice, nie zaś kobiety wywodzące się z inteligencji. Rozprowadzano wśród nich wydaną w 1903 roku „Emancypację kobiet” – autorstwa doktor Felicji Nossig-Próchnikowej – pierwszą polską socjalistyczną broszurę poświęconą sprawom kobiet.
W 1912 roku nakładem tego samego wydawnictwa ukazała się broszura Doroty Kłuszyńskiej „Dlaczego kobiety walczą o prawa polityczne”. Autorka sformułowała postulaty kobiece w dziedzinie społecznej, politycznej i narodowej. Podsumowała: „Razem z towarzyszami przypuścić należy szturm do gmachu niesprawiedliwości i wyzysku, na którym zbudowany jest ustrój kapitalistyczny”.
Kobiece pismo socjalistyczne stawało się wówczas coraz bardziej potrzebne. Efemeryczny okazał się żywot wydawanego w Krakowie pisma „Robotnica”. Śląsk znów pokazał siłę.
15 października 1907 roku – po pierwszych wyborach powszechnych, w których w tak zwanym czerwonym zagłębiu wygrali polsko-czesko-niemieccy socjaliści – w Orłowej odbyła się pierwsza krajowa konferencja kobieca Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej na Śląsku Cieszyńskim. Postanowiono na niej założyć pismo „Głos Kobiet”, które miało ukazywać się raz w miesiącu, jako dodatek do „Robotnika Śląskiego”. Redakcję objęła Dorota Kłuszyńska. Pierwszy numer wydano na Boże Narodzenie 1907 roku. Od 1 listopada 1909 roku „Głos Kobiet” publikowany był co dwa tygodnie. Dwa lata później stał się pismem samodzielnym i jako takie ukazywał się aż do wybuchu wojny. Przez cały ten czas związana z nim była Kłuszyńska, która jednocześnie kierowała przez długi czas ruchem kobiecym na Śląsku Cieszyńskim.
Jak pisał o „Głosie Kobiet” historyk Adam Próchnik: „Współpracuje z nim cały szereg dzielnych robotnic śląskich, pisząc do pisma, wygłaszając referaty, pracując w komitetach. Wymieniamy główne nazwiska: Joanna Delongowa, Ludmiła Bonczkowa ze Stonawy, Zwyrtkowa z Łazów, Krystyna Michałkowa z Dąbrowy, Jedynakowa, Rozalia Pardylowa z Michałkowic, Winnikowa z Radwanic, Mikowa, Niklówna-Klejerska, Kowalewska z Morawskiej Ostrawy, Jędrzejkowa, Kluskowa, Perzynowa z Polskiej Ostrawy, Joanna Czernohorska, Zofia Swaczynowa, Surówkowa z Karwiny, Romanowa z Mariańskich Gór, Paczkowa, Róża Buchmeter z Trzyńca, Bednarska z Gruszowa, Kowalczykowa z Sowińca. Sieć organizacyjna ogarnęła cały region, wszędzie były koła kobiece lub »kobiety zaufania«, urządzano co roku konferencje kobiece, organizowano około stu zgromadzeń kobiecych rocznie”.
Zacytujmy korespondencję z miejscowości Łazy, która ukazała się w „Głosie Kobiet” 26 sierpnia 1908 roku: „Z niecierpliwością czekamy zawsze na zgromadzenia, a niestety jest ich tak mało. Rozumie się, że skoro jest mało referentek, to i zgromadzenia mogą się tylko od czasu do czasu odbywać. Zgromadzenie, które się u nas odbywało 16 sierpnia, zostawiło bardzo miłe wspomnienie. Słowa tow. Delongowej utkwiły nam głęboko w pamięci. Tylko pod czerwonym sztandarem czeka nas kobiety wyzwolenie z jarzma niewoli. Kłamstwa naszych wrogów nas nie dosięgną; walka, którą prowadzimy jest ciężką, ale czy wolno stanąć w połowie drogi? Smutne, że często kobieta musi walczyć z własnym mężem, żeby jej pozwolił iść na zgromadzenie albo przeczytać gazetę. Czy nasze życie musi już być zawsze takie? Czy dla nas biednych kobiet obce muszą zostać wszystkie zdobycze wiedzy i postępu? Taki mąż jest wrogiem własnych dzieci, bo kobieta ciemna nie może wychowywać dzieci. Potrzebna nam jest oświata, bo tędy droga do wolności. Straszą nas, że nie wygramy walki, że Bóg nas ciężko pokarze za nasz bunt. To nie Bóg, ale niezmiernie mała garść kapitalistów-wyzyskiwaczy mści się na biednym ludzie pracującym, za jego obudzenie i pragnienie wolności. Nie dajcie wiary klerykalnym oszustom i nie ustawajcie w walce. Tak mówiła tow. Delongowa, w prostych słowach wypowiedziała to wszystko, co czujemy. Oby jej słowa padły na grunt podatny i nasze kobiety w Łazach, żeby się tłumnie zapisały do organizacji”.
Kłuszyńska po latach wspominała: „Przed 30 laty kolportowanie pisma kobiecego nie było sprawą łatwą, a towarzyszy kolporterów ośmieszano, gdy sprzedawali »babską gazetę«”.
Korespondentka z Suchej Średniej pisała: „A wrogo wie nasi nie przebierali w środkach. Z ambony rzucali na nas różne oszczerstwa i groźby, żeby kobiety nastraszyć. Dopomagali im różni dobrodzieje gminni, co to z ludzkiej biedy żyją i tyją, a biednym ludziom chcieliby nawet światła dziennego poskąpić”. Kiedy na spotkanie w Suchej Średniej miała przyjechać Kłuszyńska, miejscowy bogaty chłop Chrobok, co to bał się, że kobiety nie będą już chciały za grosze pracować na jego polu, rozpowiadał, że „Kłuszyńska nie umie gotować, zaklinał nasze kobiety na wszystkie warzechy i rondle, żeby na zgromadzenie nie poszły. (…) Wielebny (ksiądz) pozwolił sobie więcej i na kazaniu wezwał wiernych, żeby takiej »bezbodze« nie pozwolili przemawiać i wyrzucili z Suchej Średniej”. A spotkanie
i tak okazało się sukcesem – i jak pisała korespondentka: „Wybrany Komitet Kobiecy dołoży starań, aby organizacja rosła, a ksiądz i Chrobok mogą kiwnąć palcami w butach, jeżeli im się podoba, a nam nie zaszkodzą”.
Przykład Śląska oddziaływał i na resztę zaboru austriackiego. Na XI kongresie PPSD w Krakowie w czerwcu 1908 roku zjawiła się liczna delegacja kobiet śląskich. Na zgromadzeniu ludowym w Krakowie przemawiały mieszkanki Śląska: Dorota Kłuszyńska, Joanna Delongowa i Krystyna Michałkowa. W sali Domu Proletariuszy w Karwinie odbył się 19 marca 1911 roku wielki wiec, któremu przewodziła Joanna Delongowa, górniczka z Karwiny. Tysiące kobiet przyszły ze sztandarami z sąsiednich miejscowości. Delongowa grzmiała: „Nie czekajmy na rząd, żeby nam dobrowolnie dał prawa. Prawa się zdobywa!”. Podobny wiec odbył się w hutniczym Trzyńcu. W Ostrawie zorganizowano go pod gołym niebem, bo nie było sali, która zdołałaby pomieścić kilka tysięcy osób. Na wszystkich zebraniach przyjęto jednobrzmiącą rezolucję, którą przypomniała Kłuszyńska w „Przedświcie” z 1911 roku: „W imieniu kobiet klasy pracującej podnosimy dziś żądanie politycznego równouprawnienia kobiet. […] Żądamy dla wszystkich kobiet pełnego prawa obywatelstw a i dopuszczenia ich do stowarzyszeń politycznych”. „Głos Kobiet” docierał już wtedy nie tylko na austriacki Śląsk, lecz także do całej Galicji. Tuż przed pierwszą wojną światową, 7 czerwca 1914 roku w Boguminie ukazała się jednodniówka zatytułowana „Dzień Kobiet”, także poświęcona walce o prawa polityczne kobiet. W dwudziestoleciu międzywojennym „Głos Kobiet” był wydawany w Warszawie jako ogólnopolskie pismo kobiece PPS, a Kłuszyńska była jedną z nielicznych kobiet senatorek w II Rzeczypospolitej.
Więcej takich zapomnianych historii ze Śląska (również Cieszyńskiego) można znaleźć w najnowszej książce Dariusza Zalegi
„Bez pana i plebana. 111 gawęd z ludowej historii Śląska”