Wyszedłem z domu, w którym trzymane były księgi. Setki książek o różnej tematyce. Co naturalne, większości z nich nigdy nie przeczytałem i gdybym mógł to zmienić, wcale bym tego nie uczynił. W opozycji do tego, co zastane, budowałem własny zbiorek, który zabrałem ze sobą w paru kartonach, by wnieść go już do zupełnie innego domostwa. Były jednak opasłe tomiszcza, które interesowały mnie już bardzo wcześnie. Niestraszne mi były gryzące rajtuzy, wysokość, ani pułapki z kryształów, rozstawione w każdym szanującym się domu – taka moda! Jak mnie korciły te trzy tomy Słownika Języka Polskiego w szarej oprawie. Chciałem im nadać charakteru, dlatego z zapałem różowym zakreślaczem pomalowałem brzegi stron. Szło mi to tak dobrze, że przejechałem jeszcze oparcie rogówki z płyty.
Dzisiaj pochylamy się nad każdym słowem z pieczołowitością. Dobieramy je ostrożnie, jak byśmy grali w platformówkę rodem z lat 90. Jeden nieuważny ruch i tracimy życie. Już nie tylko nie używamy pewnych słów, które nagle stały się niedopuszczalne, ale także nadmiernie szukamy synonimów, bo być może użyte słowo – uboższe w swej formie może zaboleć drugiego człowieka. Tęsknię do świata, w którym inwektywy i komplementy były jednoznaczne, nie pozostawały pola do interpretacji. Tęsknię do czasów, gdy depozytariuszem słów był Słownik Języka Polskiego. Dziś już nikt takiej straży nie potrzebuje. Gdy gwardziści posnęli, po ulicach szaleje samozwańcza milicja!
Ten nasz Cieszyn, senny Cieszyn, spowity mgłą niepamięci, od czasu do czasu wybucha niczym plamy na słońcu. Zwykle poruszenie następuje, gdy miejsce, do którego od dawna nie zaglądamy, zostaje zamknięte lub niewiele mu do tego brakuje. Dokładnie tak było tym razem. Kiedy byliście ostatnio w Księgarni Piastowskiej? Ostatnio kupowaliście tam podręczniki w liceum? Albo bajkę chrześniakowi? Też nie? Ale z Waszym, czy bez Waszego udziału, Drodzy Czytelnicy, Księgarnia Piastowska przetrwała. Na razie. To miejsce wędruje po Głębokiej. To już jej trzecia lokalizacja. Obawiam się, że kolejnej przeprowadzki nie przetrwa albo wyląduje pod mostem granicznym. Może przytuli go nowa maskotka miasta – tramwaj!
Księgarnia Piastowska jest jedynie niewielkim symptomem szerszego problemu – ropniem, który się rozlał gdzieś na pograniczu członków. Obecnie toczy się dyskusja. Szumnie powiedziane. Raczej odgrywane są monologi grup interesów, które chcą jeszcze coś ugrać. Czytelnictwo sukcesywnie spada. Nie pomagają zmiany w kanonie lektur, ani akcje czytelnicze. Wydawnictwa już częściowo wywiesiły białą flagę, dostosowując się do mniej wymagającego czytelnika. Księgarnie stają się swoistymi chimerami, by tylko przetrwać. Biblioteki też szukają nowej tożsamości.
Przed nami wybory – ich kolejna odsłona. Wszyscy zadają sobie pytanie, kto wygra batalię w poszczególnych gminach i miastach, w powiecie. Kto pochyli się nad sprawami, które dotykają nas najmocniej. Kogo słowa nas porwą na tyle, by oddać nań swój głos. W samorządach wyborcza układanka jest nieco bardziej skomplikowana, dlatego ostateczne wyniki wyborów mogą zaskoczyć, zwłaszcza tych, którzy już dzielili skórę na niedźwiedziu. Tu szyld partyjny jest mniej istotny, a raczej osobiste zaangażowanie kandydata, zwłaszcza to przed wyborami.
Pokusa to odpowiednie słowo, by wyrazić to, co czuję, gdy słyszę pytanie: Na kogo głosować? Czujecie to samo, prawda? Pragnienie narzucenia innym swego zdania jest przepotężne, przepełnione pychą. Skąd mam niby wiedzieć, jakie są Twoje interesy, Drogi Czytelniku? Który kandydat zaspokoi Twe potrzeby? Jak wygląda Twoja miejscowość marzeń? Wiem, jak wygląda moja i się jej dla Ciebie nie wyrzeknę.
Słów nie starczy, by wszystko wyrazić. Musi mi starczyć tyle miejsca, ile mi daje dyspozytor Mońka. Nie o objętość wszakże chodzi. Można w krótkiej formie wyrazić więcej, niż się wydaje. Tak przynajmniej udowadnia Jon Fosse w swej noweli – Białość. Zabiera nas do labiryntu słów. Zostawia nam wskazówki. Wciąga nas w tekst. Chce byśmy podążali za jego bohaterem, aby się przekonać, że każde z nas wróci do domu, usłyszy znajome głosy i zdejmie buty, kiedy trzeba. Uczę się tego także za każdym razem, pisząc tekst liryczny, pozbywając się zbędnych słów. Oddaję tekst. Zrzucam balast, by balon mógł polecieć wyżej!