Cykl duński: Podróż nie tylko serialowa

0
371
- reklama -

Świat seriali zmienił się nie do poznania. Był taki czas, że do oglądania seriali przyznawali się głównie emeryci oraz gospodynie domowe, odnajdujące w tej rozrywce możliwość wyrwania się z rutyny dnia codziennego. Oglądane były również przez mężczyzn, ale ci milczeli, jak gdyby obowiązywała ich w tej sprawie omertà. Serialowi bohaterowie mieli ładne domy i malownicze ogrody. W końcu wikłali się w burzliwe romanse, a uboga dziewczyna miała szanse spotkać księcia z bajki. Czy trzeba czuć zażenowanie, gdy wspominamy takie seanse? Rzeczywiście, panowało przekonanie, że jest to rozrywka dla niższych warstw społecznych, których szczytem marzeń jest posiadanie telewizji kablowej czy wielkiego talerza satelitarnego. Myślę, że był to jednak tylko jeden z symboli czasu.

Seriale ewoluowały głównie za sprawą płatnych sieci streamingowych, które nie tylko kupowały produkcje, ale same zaczęły je kręcić. Krótkie sezony zastąpiły tasiemce, a dostęp do wszystkich odcinków naraz sprawił, że nasze serialowe łakomstwo stało się jeszcze bardziej niepohamowane. Żywotność bohatera w świadomości widza stała się tak krótka, że kolejne dania serwowane przez producentów musiały być doprawione jeszcze bardziej od poprzednich. W dodatku w pobliżu powstawały kolejne „jadłodajnie”. Problem w tym, że kucharze stracili smak, dorzucając ziół i korzeni bez umiaru.

Gdybym nie był w Danii, być może pomyślałbym, że serial „Kowbojka z Kopenhagi” to kolejna produkcja, gdzie próbuje się widzowi wmówić, że każdy kraj jest różnorodny i tak powinno być. Tylko że w przypadku Danii tak właśnie jest. W Danii żyje wiele mniejszości etnicznych, w dodatku przodują wśród nich Polacy. Oni oczywiście nie byli przeze mnie zauważani podczas mojej wizyty na Jutlandii, gdyż ten rodzaj urody jest dla mnie „domyślny”. Natomiast byłem bardzo zdziwiony tym, ilu dostrzegałem przybyszów z Dalekiego Wschodu. Moje spostrzeżenia potwierdza również netflixowa produkcja.

Serialowa Skandynawia bez względu na kraj, który obrazuje, jawi się jako kraina skąpana w mroku. Trolle i karły pochowały się za górskimi rozpadlinami, ustępując miejsca niezwykłym wydarzeniom i zimnym niczym sopel lodu mordercom, którzy nie poprzestają na jednym razie. Ich motywacja jest trudna do zrozumienia, ale to nie stanowi problemu dla lokalnych stróżów prawa, występujących głównie w duetach – mistrz i uczeń, on i ona, miks dwóch poprzednich.

- reklama -

Na salony siostry albańskiego watażki kupczącego kobiecym ciałem wkracza ona – Miu, młoda dziewczyna w błękitnym dresie o androgenicznej urodzie. Jest żyjącym talizmanem, przynoszącym szczęście niczym królicza łapka. Do czasu, gdy właścicielka Miu nie zacznie igrać z losem, oszukiwać i grozić samej dziewczynie. To nie jest klasyczny gatunek noir. Mnogość wątków, fantazyjna zabawa kamerzysty sprawia, że do dziś nie wiem, czego byłem widzem. Jeśli nie skasują serialu, powrócę do Danii, choćby tylko na ekranie.

Paweł Czerkowski – felietonista, który od 2016 roku z pewną regularnością pochyla się nad tematyką związaną ze Śląskiem Cieszyńskim i jego wielowymiarowością. W przeszłości publikował m.in. w „Gwiazdce Cieszyńskiej” oraz „Dzienniku Zachodnim”. Od kilku lat prowadzi autorski blog Swoją Drogą (www.swojadrogacn.blogspot.com). Swoje teksty opublikował również w dwóch książkach: „Paw. Felietony 2016-2017” oraz „Balans. Felietony Cieszyńskie”. Aktualnie jest związany również z grupą poetycką Salonik Cieszyński. Mieszka w Cieszynie.