Pokojowym Patrolu nie ma ograniczeń, wszyscy jesteśmy równi. Struktura, w której funkcjonujemy jest bardzo prosta i przypomina trochę tę znaną z harcerstwa. Samo stopniowanie zwierzchności jest jeszcze bardziej ułatwione – mówi Stanisław Głowacki, jeden z wolontariuszy i zachęca, aby do działań Patrolu się przyłączyć. Dzięki temu można wspierać działania Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy niemal przez cały rok.
Marcin Mońka: Pokojowy Patrol to jedna z najbardziej rozpoznawalnych inicjatyw Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pamiętasz jego początki?
Stanisław Głowacki: Trochę żałuję, że nie jestem w Patrolu od początku. Sama idea narodziła się w 1995 roku z określonej potrzeby. Jurek Owsiak, będąc rok wcześniej w Stanach Zjednoczonych na jubileuszowym Woodstocku zauważył, jak wielką rolę odegrał tam Peace Patrol, pomagający tysiącom uczestników. Do Polski wrócił więc z pomysłami w głowie, a kto zna Jurka ten wie, że bardzo szybko potrafi wcielać je w życie. Choć oczywiście wolontariat, a Pokojowy Patrol właśnie na jego zasadach się opiera, istniał już w WOŚP, Jurek wymyślił jednak, aby w jakiś specjalny sposób podziękować wolontariuszom uczestniczącym w orkiestrowych finałach. Dlatego w chwili pojawienia się corocznego festiwalu, od Żar, poprzez Kostrzyn, aż po współczesne edycje na terenie lotniska Czaplinek-Broczyno stało się jasne, że trzeba otworzyć się na nowych ludzi, chętnych do pomocy właśnie podczas tych gigantycznych letnich wydarzeń.
Często Pokojowy Patrol bywa kojarzony z działalnością zabezpieczającą wydarzenia. Jednak patrolowych kompetencji jest zdecydowanie więcej…
Pokojowy Patrol nie jest firmą ochroniarską. Podstawą naszego działania jest służba informacyjna. Jesteśmy szkoleni w tym, aby przekazywać ludziom informacje i pomagać trafiać do miejsc, których poszukają na ogromnych przestrzeniach festiwalowych. Drugim filarem Pokojowego Patrolu jest udzielanie pierwszej pomocy osobom poszkodowanym. Uczymy się więc RKO, czyli resuscytacji krążeniowo-oddechowej oraz sposobów jak zabezpieczyć miejsce wypadku czy innego zdarzenia przed przybyciem ratowników medycznych. Dwa najważniejsze wydarzenia, na których działamy, to coroczny styczniowy Finał WOŚP oraz Pol’and’Rock Festival. Pojawiamy się również na innych wydarzeniach, jak choćby Półmaraton i Maraton Warszawski, Festiwal Fantastyki Pyrkon czy zawody rowerowe Enduro MTB.
A więc jak trafia się do Pokojowego Patrolu?
U mnie decyzję właściwie podjęła… rodzina (śmiech). A właściwie córka, która pewnego dnia, jeszcze jako nastolatka zakomunikowała mi, że jedzie na festiwal Jurka Owsiaka. Miałem o imprezie raczej mgliste pojęcie, odpowiedziałem jej jednak, że owszem, pojedzie, lecz w chwili, gdy dostanę się do Pokojowego Patrolu. Miałem pewne obawy, czy zostanę przyjęty, czy podołam wymaganiom na szkoleniu. Udało się jednak, i wkrótce z córką spotkaliśmy się w Kostrzynie.
Lubię czuć się potrzebny. Praca społeczna jest u mnie zakodowana chyba w genach, bo w przeszłości działali społecznie zarówno ojciec, jak i dziadek. Od lat angażuję się w akcje społeczne, i towarzyszy mi przekonanie, że jestem coś winien społeczeństwu. Chciałbym chociaż częściowo spłacić pewien dług, przecież przez lata korzystałem z dobra wspólnego, jak choćby dostęp do bezpłatnej edukacji. Dlatego w moim życiu pojawił się wolontariat.
Jakie warunki trzeba spełnić, aby dołączyć do Pokojowego Patrolu?
W Pokojowym Patrolu nie ma ograniczeń, wszyscy jesteśmy równi. Struktura, w której funkcjonujemy jest bardzo prosta i przypomina trochę tę znaną z harcerstwa. Samo stopniowanie zwierzchności jest jeszcze bardziej ułatwione. Mamy „szefa wszystkich szefów”, czyli Strażaka, który jest szefem wolontariatu i ma do dyspozycji liderów grup. Działamy bowiem tak, że łączymy się w grupy.
Aby zostać patrolowcem, trzeba odbyć szkolenie w ośrodku Szadowo-Młyn niedaleko Malborka. Szkolenie trwa trzy dni, od piątku do niedzieli. Osoby zakwalifikowane do szkolenia spotykają się w Malborku i ruszają do Szadowo-Młyna. Nie ma tam sztywnych ram, każde szkolenie wygląda inaczej. Oczywiście niektóre elementy są podobne, bo kluczowe jest, aby w grupie obcych sobie osób przez weekend nauczyć się wielu ważnych rzeczy. Każdy przyjeżdża z innych pobudek, jednak wszyscy mają zakodowane w głowach, że chcą zrobić coś dobrego. I to nas ma łączyć. Szkolenie to głównie praca w terenie, choć mamy również sporo teorii, jak choćby tej związanej z organizacją wydarzeń masowych. Zajęcia są bardzo różnorodne, łącznie z budową przepraw przez rzekę, są elementy wspinaczki, wiele chodzenia po lesie. Szkolimy się również po to, by uzyskać certyfikat American Heart Association, systemu udzielania pierwszej pomocy. Szkolenie kończy się złożeniem egzaminu, który jest warunkiem przynależenia do Pokojowego Patrolu. Podczas szkoleń otrzymujemy wiele wiedzy praktycznej, niezbędnej podczas patrolowych działań, ale również w czasie, gdy po prostu żyjemy w swoich światach i w każdej chwili możemy być komuś pomocni.
Szadowo-Młyn to zatem takie wyjątkowe miejsce?
Dla mnie na pewno, to tutaj dokonała się jedna z największych przemian w moim życiu. Po szkoleniu nabrałem zdecydowanie większej pewności. Teraz już się nie boję, gdy zauważam leżącego na ulicy człowieka, ponieważ wiem, co i jak mam zrobić. To największa wartość, jaką dostrzegam w szkoleniach. Zmieniło się również moje podejście do otaczającego świata. Widząc stłuczkę samochodową potrafię od razu podejść i zapytać, czy wszystko w porządku, czy trzeba pomóc. Czasami przecież wystarczy wyciągnąć telefon i zadzwonić pod numer alarmowy, to też jest rodzaj pomocy, o której często zapominamy.
Zazwyczaj dzieje się tak, że po ukończeniu szkolenia nowy patrolowiec ma pojawić się na najbliższej edycji Pol’and’Rock Festivalu. To dla niego chyba pierwszy tak poważny egzamin…
Tak, to tak naprawdę pierwszy poważny test praktyczny, ponieważ daje szansę na pełną konfrontację z wyzwaniami w konkretnych działaniach sytuacyjnych, a tych może być naprawdę wiele. Oczywiście jest u nas tak, że jeśli ktoś nie poczuje tego patrolowego klimatu, może po prostu zrezygnować z działań na jego rzecz. Wszystko opiera się bowiem na dobrowolności. Z doświadczenia jednak wiem, że patrolowcy często wywodzą się z uczestników festiwalu, osób, które od lat czują klimat działania na rzecz dobra wspólnego i lepszego życia. Zresztą obecność Pokojowego Patrolu jest również dla wielu uczestników pewną wartością.
Na festiwal przyjeżdżają bowiem bardzo różni ludzie, i chcą spędzić czas w miejscu, w którym nie ma podziałów i nacisków społecznych, religijnych, politycznych. I widząc czerwony kolor naszych patrolowych koszulek mają przekonanie, że są bezpieczni. Bo przecież na takich wydarzeniach nie może być wielu ratowników medycznych, więc to my zapewniamy te wszystkie pierwsze potrzeby w chwilach kryzysu. Podobnie dzieje się na innych wydarzeniach – gdy zabezpieczamy trasę biegu i pomagamy przy organizacji punków żywieniowych. Często to praca, której pozornie nie widać. I to też jest fajne i ekscytujące.
Jak na co dzień wygląda życie w Pokojowym Patrolu?
Działamy w kilkunastoosobowych grupach, i każda z nich ma lidera. Lider oczywiście wywodzi się z Patrolu, nieco odróżnia się od pozostałych patrolowców, bo nosi koszulkę w kolorze żółtym. Zadaniem lidera przez cały rok jest troska o utrzymanie spójności grupy, a ponadto każdy z liderów zawsze pracuje nad tym, aby w jego grupie wykształcił się trzon osób, które mogą stać się jej fundamentem w tym sensie, że zazwyczaj są w pełnej gotowości do kolejnych działań, także tych poza klasycznymi działaniami na festiwalu czy finale.
Jeżeli ktoś sprawdza się w działaniach patrolu, otrzymuje propozycję szkolenia liderskiego, jednak i tutaj nie ma przymusu. I nawet stając się liderem dalej możemy działać jako zwyczajni patrolowcy.
Dążymy do tego, aby grupa zżyła się ze sobą. Dla przykładu – w swojej grupie działam od 6 lat, czyli od chwili, gdy dołączyłem do Pokojowego Patrolu, jestem wciąż u tej samej liderki, i należę do trzonu tych kilkunastu osób. Oprócz działań patrolowych staramy się przynajmniej dwa razy w roku spotkać u którejś z osób tworzących grupę.
I już przygotowujemy się do kolejnego Finału, a ja najpewniej pojadę do Przytocznej, do małej miejscowości, gdzie zostałem poproszony przez organizatora o pomoc przy przygotowaniu finału właśnie tam. Tak to u nas działa – dzwoni człowiek z Pokojowego Patrolu z prośbą i pytaniem, czy nie wsparłbym organizacji sztabu. A ja już wiem, że pomogę, i po raz kolejny czuję się potrzebny.