Przygotowując się do kolejnego artykułu, zastanawiałem się nad jego tytułem. Serio. Zazwyczaj tytuł jakoś tak wpada mi po prostu do głowy – i pyk – już jest. Tego deszczowego wieczoru, wpatrywałem się w migający na ekranie kursor. Nie miałem pomysłu. Spytałem nawet żonę o poradę, ale jej pomysły nie przypadły mi do gustu.
„Tata przyjdzie po Ciebie”
Te słowa kieruję od kilku tygodni do mojej małej córeczki, gdy odprowadzam ją do przedszkola. W pierwszym okresie, Pani wychowawczyni również powtarzała je, odpowiadając na kolejne pytania mojej pociechy.
A tata przyjdzie? – pytała lekko zająkniętym głosem i policzkami mokrymi od łez, które jeszcze nie zdążyły wyschnąć. Od tego co odpowie Pani, zależało to czy
z małych brązowych oczu, popłyną nowe łzy.
I nadszedł ten dzień.
Od zawsze planowaliśmy ten dzień. Wiedzieliśmy, że nasza córeczka po skończeniu trzech lat, pójdzie do przedszkola. Mimo, że mogłaby jeszcze poczekać rok, postanowiliśmy, by rozpoczęła nowy etap swojego życia już teraz.
Od kilku miesięcy, tłumaczyliśmy jej, że w przedszkolu jest fajnie. Są tam dzieci. Fajna Pani. Dużo zabawek. No i rewelacyjny plac zabaw. Dobry plac, to podstawa, wierzcie mi.
Nasza mała księżniczka z zapałem oczekiwała na ten dzień. Kupiliśmy jej nowy plecaczek, dwie pary rajstopek, nowe buty, kilka sukienek i małą niebieską kołderkę z miękkiego pluszu – wierzcie mi, jest tak miękki, że sam bym się chętnie położył na małym leżaczku i spędził godzinę w środku dnia w zupełnej, czystej pięknej błogości.
Ale tak się nie stanie i dla mojej córki, pierwsze dni były trudne.
Pierwszy dzień
Nie było źle. Napięcie rosło od dnia poprzedzającego, ten dzień. Wieczorem powtarzaliśmy znaną nam już mantrę – będzie fajnie, zjesz śniadanko, pobawisz się i tata przyjdzie. Niby pięknie i niby to był jakiś plan. Nie wypalił. Chyba pisałem już kiedyś, by przy dzieciach za bardzo nie planować?
Na progu przedszkola przywitała nas Pani w uniformie ochronnym i przyłbicy. Miła Pani skierowała elektroniczny termometr na czoło mojej córki. Zapaliła się zielona lampka – mogliśmy wejść. Tylko rodzice dzieci z Pierwszej Grupy (maluchy), mogą odprowadzić dzieci do sali zabaw. Taki okres przejściowy miał trwać tylko trzy tygodnie, ale nadal mogę zmienić buciki i zdjąć kurtkę mojej córce. Mogę zaprowadzić ją do Pani Weroniki i ucałować na do widzenia. Wierzcie mi – to ma moc.
Mam tę moc.
Nasz poranny rytuał – budzenia, ubierania, dawania witaminy C, łyżki miodu i dwóch aloesu, daje mi siłę na cały dzień. Lubię odprowadzać moją córkę do przedszkola. W drodze, rozmawiamy o tym, co dziś będzie robić. Mówię, co ja będę robił, kiedy przyjadę lub kiedy moja żona w asyście synka, odbierze mojego małego przedszkolaka.
Nie jest łatwo. Albo raczej, nie było na początku. Miałem masę wątpliwości, gdy pojawiły się gorące łzy.
Nie chcę iść do przedszkola.
To zdanie powtórz sto razy, dodaj cichy krzyk, czerwone policzki, wyrzut w małych oczach, które tylko Tobie ufają. One nie rozumieją, co się dzieje. Owszem spełniłeś obietnicę o zabawkach, dzieciach, placu zabaw, fajnej Pani, rysowaniu. Ale… nie powiedziałeś, że to będzie trwać tak długo. Nie powiedziałeś, że nie będzie cały czas taty i mamy, i domku, i brata, i lalki, i swojego łóżeczka. Nie powiedziałeś, że będą inne dzieci, które tak samo nie wiedzą o co chodzi.
Zawiodłeś mnie!!!
Czyżby? A może ja też wsiadając do samochodu tłumię łzy. A może czasem pozwalam jednej się wymknąć i spłynąć po dwudniowym zaroście. Dobrze, że parking jest ustawiony tak, że inni mnie nie widzą. Ciekawe czy projektując miejsca postojowe, zakładano taki scenariusz.
Czy oni też siedzą chwilę, sami, zastanawiając się – czy ja dobrze robię?
Szkoda, że siedzą sami, bo nikt im nie odpowie…