„Pruchna zwana jest potocznie ‘Florencją północy’ nieprzypadkowo: znajduje się tam bowiem, podobnie, jak w słynnym toskańskim mieście, kościół.”
To zdanie, z którego jestem wyjątkowo dumny, napisałem podczas jednej z zabaw w parodie blogów podróżniczych. Niech więc posłuży jako motto tego tekstu.
*
Proszę o litość. Ten tekst napisany został w warunkach mocno odbiegających od norm, wyznaczonych przez wszystkie konwencje i organizacje, zajmujące się prawami człowieka. Po czole spływają mi krople potu, koło łba fruwa tłusta i dorodna mucha, a spocone palce lepią się do klawiatury. Jest środek lata. Sąsiadka mówi, że hyc nie do zniesienia. W Żabce walnęła klimatyzacja i ekspedientka jest bliska płaczu. Cieszyńska ulica przeklina upały – zapominając, że przez jakieś 7-8 miesięcy w roku tak bardzo do nich tęsknimy. W tym momencie ja tęsknię do tych 7-8 miesięcy bez upałów. Dlatego, w poszukiwaniu jakiejś ulgi, próbuję wyobrazić sobie świat gdzieś w połowie lutego. A co zwykły człowiek robi w połowie lutego? Planuje wakacje.
*
Gdzie wyjechać? Z perspektywy historii to pytanie możemy zadawać sobie stosunkowo krótko. Przed wiekami ludzie przemieszczali się bez nadmiernej przyjemności, głównie ze względów zawodowych i ekonomicznych. Byli to zazwyczaj dworzanie, dyplomaci, kupcy, hordy najeźdźców i osoby, które były zmuszone przed tymi hordami czmychać tam, gdzie pieprz rośnie. Turystykę zorganizowaną i bardziej masową zainicjował kościół w formie pielgrzymek, natomiast na wyjazdy w celach relaksacyjno-zdrowotnych stać było jedynie najbardziej zamożnych. Obecnie wakacyjny wyjazd to zarazem moda, jak i obowiązek. Czasami uciążliwy, bo przecież trzeba dokonywać wyborów, a opcji jest tak wiele! Osiołkowi w żłoby dano…
Najłatwiej mają ci, którzy wyjeżdżać nie lubią – oni po prostu zostają w domu. Do wyjątkowych farciarzy dopisuję również tę grupę ludzi, która przywiązuje się do jednego konkretnego miejsca i nie ma potrzeby poznawania świata. Mowa o „Mamoniach, umysłach ścisłych”, ludziach lubiących te melodie, które już słyszeli. Ułatwione zadanie mają również osobnicy, dobrze rozpoznający swoje potrzeby i preferencje. Rodzina z trójką małych dzieci nie wybierze się na ekstremalny tydzień w dżungli, miłośnik galerii sztuki zazwyczaj odpuści sobie weekend na termalnych źródłach w Hajduszoboszlo. Rowerzyści, koneserzy festiwali muzycznych, nudyści, fani górskich wędrówek zazwyczaj unikają najbardziej kluczowych dylematów. Wciąż jednak stoją przed kolejnymi, bardziej szczegółowymi wyborami – bo opcji jest przecież teraz multum!
*
Z pomocą przychodzą nam więc przeróżne przewodniki i blogi podróżnicze. Nie zaprzeczam, że stanowią one konkretne kompendium wiedzy, nie powinniśmy jednak traktować jej zbyt fundamentalnie. Z dwóch podstawowych powodów. Trącące już myszką klasyczne przewodniki mają podstawową wadę – przedstawiają suche informacje o poszczególnych miejscach, opierając się na opisywaniu najważniejszych atrakcji. Dziesiątki zamków, tysiące kościołów i pomników, informacje o dacie powstania, roku spalenia i odbudowania. Do tego krótka wzmianka o specjałach lokalnej kuchni, ckliwa legenda i szczypta anegdot o lokalnym szewcu. Nic dziwnego, że większą popularnością ciesz(yły) się blogi/ciesz(ą) się vlogi podróżnicze – bardziej reporterskie, gawędziarskie, wnikliwe. I szczere, nieunikające krytyki – choć pamiętajmy, że twórcy internetowi za wychwalanie konkretnych miejsc otrzymują czasem niezłe honorarium. Pamiętajmy, że cechą relacji, czy reportażu, jest ich subiektywizm, indywidualna ocena otaczających miejsc i zjawisk. Bywa, że autor jest po prostu w złym humorze. Zgubił portfel. Cały dzień lało. Kelner orżnął go na dwa euro. Takie drobnostki mogą mieć gigantyczny (być możne – nieświadomy) wpływ na ocenę konkretnego miejsca. Relacje bywają też płytkie. Kiedy czytam, że Bratysława to miasto do zwiedzenia na jeden dzień, to już wiem, że autor tej opinii nie dotarł na ruiny zamku w Devínie, nie przespacerował się po (jak to śpiewają słowaccy raperzy) getcie pertżalskim, nie przespacerował się po klimatycznym cmentarzu św. Andrzeja. Czerpmy więc wiedzę od doświadczonych, ale…
*
… jeżeli jesteś człowiekiem, zaczytanym w blogach, niebanalnych reportażach, to oczywistym jest, że interesuje Cię otaczający nas świat, chłoniesz go i chcesz czerpać z niego garściami. Nie zastanawiaj się więc długo – tylko jedź! A gdzie? Gdziekolwiek! Nie sugeruj się opiniami o ‘mieście na spędzenie miłego popołudnia’, ‘nieistotnej dla świata dziurze’, kolejnym ‘Paryżu północy’, czy też ‘Wenecji wschodu’. Zapewniam Cię, że wszędzie jest fajnie – a to, czy jest fajnie, zależy głównie od naszego nastawienia.
*
Jeżeli wysłuchałeś moich pseudomądrości, pojechałeś gdziekolwiek i kompletnie Ci się nie spodobało – biorę to na siebie: mea culpa! Pamiętaj jednak, że pisałem ten tekst w ponad trzydziestostopniowym upale, a tłusta dorodna mucha, jak brzęczała, tak dalej brzęczy…
Adam Miklasz