Szczęście w nieszczęściu

0
1160
- reklama -

Przez miasto znowu przeleciał huragan. Wiatr huczał w koronach drzew i chichotał za oknami, ale raczej nie było nam do śmiechu. Napór wichury z prędkością 100 km na godzinę to nie są żarty. Z dachów odlatywały blachy, z kominów odrywały się cegły, mury drżały, sypały się szyby i stare tynki, trzaskały druty, kable i anteny, łamały się drzewa i latarnie, nad brukiem fruwały śmieci. Przez miasto pędziły straże na sygnale. Dobrze, pomyślałem sobie, że na wieżę ratusza jeszcze nie wróciła iglica z książęcym proporczykiem. Bo jakby tam stała, niby to odnowiona i solidnie umocowana, to pewnie znowu by spadła na bruk pod ratuszem. A tym razem miasto nie musiałoby mieć trzeci raz farta, czyli szczęścia w nieszczęściu.

Orkan, który nad Atlantykiem był cyklonem, nazywał się gdzieniegdzie Sabina, a gdzieniegdzie Ciara. Miał na imię jak jakaś popowa piosenkarka. Dostał pseudonim, jakby był gwiazdką showbiznesu. Trzeba jednak przyznać, że cyklony są bardzo widowiskowe
i może dlatego dostają żeńskie imiona, żeby strażakom i służbom porządkowym przyjemniej się po nich sprzątało. W każdym razie żeńskie imiona bardzo ocieplają wizerunek żywiołów i wcale nie ma w tym sugestii, że niszczycielskie huragany mają kobiecą naturę. Nie jestem jednak pewien, czy przez to stają się bardziej sexy. W Polsce orkan Sabina miał najbardziej tragiczne skutki w Bukowinie Tatrzańskiej. Silny wiatr zerwał tam dach postawionej na czarno, prowizorycznej wypożyczalni sprzętu narciarskiego, w wyniku czego zginęły trzy turystki. W Cieszynie nie było ofiar w ludziach. Tym razem nic się nie złamało, nie runęło, nie spadło ze skutkiem śmiertelnym. Nie obyło się jednak bez szkód i zniszczeń. Dwa dni po przejściu Sabiny wybrałem się do Lasku Miejskiego i zrobiło mi się smutnawo. Cieszyński Lasek Miejski powoli zmienia się w wiatrołom. Silne wiatry coraz częściej łamią stare drzewa, nie tylko w lasku, także w innych częściach miasta, gdzie jest to bardziej niebezpieczne. Wtedy wstrzymuje się ruch, odgradza się zagrożony obszar białoczerwoną taśmą i na wozie z wysięgnikiem przyjeżdżają strażacy. Rozumiem, że trzeba zrobić porządek ze zwichrowanymi i nadłamanymi drzewami ze względów bezpieczeństwa, ale czy strażacy stosują się przy tym do jakichś reguł związanych z ochroną przyrody? Takich splądrowanych drzew, z kikutami po odpiłowanych gałęziach, okaleczonych, pociętych przez strażaków jest w mieście coraz więcej. Czy stan tych drzew po huraganach i strażackich cięciach analizuje Wydział Ochrony Środowiska i wyciąga jakieś wnioski? A może wniosek jest tylko jeden: gdyby tak wyciąć wszystkie drzewa w mieście, to podczas wichur bezpieczeństwo samochodów i ludzi znacznie by wzrosło. W zakresie wydziałowych obowiązków jest współpraca z organami i podmiotami w zakresie kontroli przestrzegania i stosowania przepisów o ochronie środowiska, ale to chyba nie oznacza, że Wydział Ochrony Środowiska może pod tym względem kontrolować strażaków i uczyć ich dobrych praktyk albo czułości dla drzew. I zapewne strażacy tną według własnego strażackiego widzimisię tak jak drwale, którzy w zeszłym roku wycinali drzewa wzdłuż kolejowych trakcji na zlecenie PKP i z błogosławieństwem urzędników wszystkich szczebli. Może z tych wycinek jest potem drewno na ich szczeble.

Dwa lata temu zwróciłem się do poprzedniego burmistrza z prośbą o roczny raport dotyczący drzewostanu i zieleni w mieście. Interesowało mnie, jaki jest bilans
w tej dziedzinie za poprzedni rok: na przykład, ile drzew wycięto, a ile nasadzono. Otrzymałem wtedy odpowiedź od podległego burmistrzowi urzędnika, że Urząd Miejski nie prowadzi takiej statystyki, ale że pomysł jest ciekawy. Jednak później w ślad za tym żadna informacja z Urzędu Miejskiego do mnie nie dotarła. Innym razem znowu pytałem, czy Urząd wie, ile przez cieszyńską starówkę (tuż obok rezerwatu chronionej cieszynianki) przejeżdża tirów na dobę. Domagałem się też, już nie wiem ile razy, wprowadzenia zakazu wjazdu tirów do zabytkowego centrum Cieszyna. Na to, owszem, otrzymałem, standardową, suchą odpowiedź, że droga po której jeżdżą tiry ( od Mostu Wolności aż do wylotu ulicy Bielskiej ) jest drogą powiatową i że Urząd nic tu nie może. Raport o stanie Gminy Cieszyn za 2018 rok ogłoszony w maju 2019 roku liczy sobie 170 stron, lecz właśnie informacji o ilości zniszczonych i wyciętych w mieście drzew oraz przejeżdżających przez zabytkowe śródmieście tirów nie zawiera. W ramach programu rewitalizacji starego śródmieścia jakieś trzy lata temu, zgłosiłem projekt z propozycją wprowadzenia zakazu wjazdu do zabytkowego śródmieścia samochodów z silnikiem diesla, na co również nie otrzymałem żadnej merytorycznej odpowiedzi. Domagałem się też wielokrotnie udostępniania na bieżąco informacji o stanie zanieczyszczenia powietrza w Cieszynie w taki sposób, aby ta informacja mogła od razu dotrzeć do zainteresowanych. Zainteresowany może uzyskać informację, ale tylko o tym, czym się zajmuje urząd. Dostaje więc raport o stanie burmistrza i podlegających mu wydziałów i jednostek, a nie o jakości powietrza w Cieszynie. Nie raz nie dwa pisałem także o tym, że działająca do niedawna przy ulicy Mickiewicza stacja monitorująca czystość powietrza nie jest miarodajna i ani Urząd ani mieszkańcy nie dysponują rzetelną informacją o stanie powietrza w Cieszynie. Teraz już nie działa nawet ta niemiarodajna stacja.

- reklama -

I to jest logiczne, bo po co komu monitoringowa stacja, która nie dostarcza rzetelnych danych. W związku z brakiem pomiarów jakości powietrza w Cieszynie na stronie Śląskiego Monitoringu Powietrza zachęcamy do korzystania z serwisu monitoringu po czeskiej stronie – proponuje Urząd Miejski na swojej stronie www. Jeżeli mieszkańcy polskiego Cieszyna nie mają szansy uzyskania żadnych istotnych informacji o sytuacji w swoim mieście na bieżąco i muszą ich szukać po czeskiej stronie, to może raczej powinni rozważyć, czy w ogóle nie przeprowadzić się do Czeskiego Cieszyna i pozostawić bezradną władzę lokalną polskiej części miasta samą sobie. Tylko kto by wtedy urzędowi płacił podatki?
Czas leci, huczne wiatry wieją, lokalne władze niby to się zmieniają, ale właściwie prawie nic się nie zmienia. Jak co roku, mieszkańcy Cieszyna w połowie lutego otrzymali tzw. Decyzję w sprawie ustalenia podatku od nieruchomości. Aktualna decyzja figuruje pod datą
3 stycznia 2020 roku. Chyba dlatego, żeby nie było wątpliwości, że nawet w okresie świąteczno-noworocznym Wydział Finansowy pracuje pełną parą. Ten podstawowy dokument komunikowania się władzy lokalnej z mieszkankami i mieszkańcami tradycyjnie roznosi po domach w śródmieściu zatrudniony przez urząd goniec, a teraz może należałoby powiedzieć gończyni albo goniczynka, bo już drugi rok z rzędu jest to pani. Dzwoni do drzwi mieszkańców o nietypowej porze, na przykład wcześnie rano albo wieczorem w okolicach telewizyjnych wiadomości i za pokwitowaniem wręcza odpowiednią decyzję. W tym roku zwróciłem uwagę, jak dokładnie i ściśle zalepiona jest ta koperta z miejską decyzją podatkową, a w dodatku jak ściśle spięta biurowym zszywaczem. Takie porządne zalepianie i zszywanie musiało zająć Wydziałowi Finansowemu sporo czasu. Otwieranie takiej koperty zszytej zszywaczem jest irytujące i kończy się wyszarpaniem dziury
w dokumencie. Ciekawe, że zszywacz zastosowany jest w bardzo znaczącym miejscu. Otóż wyszarpanie zszywacza powoduje niewielką dziurę w tabelce z obliczonym podatkiem, akurat w rubryczce zwolnienia. Nie dość, że nie ma żadnych zwolnień od podatku, to jeszcze w tym miejscu powstaje dziura w kartce z urzędową decyzją, co wywołuje we wrażliwym sumieniu szeregowego podatnika pewien niepokój. Ów niepokój wzrasta tym bardziej, gdy okazuje się, że wzrosła suma podatku. Sięgnąłem zaraz do analogicznej decyzji z poprzedniego roku, którą przypadkowo miałem na biurku pod ręką, i od razu stwierdziłem różnicę. Tak, miejski podatek wzrósł! I stwierdzając to, odczułem niemal satysfakcję, że udało mi się przyłapać Urząd na podwyżce. Ale zarazem poczułem się trochę rozczarowany, że nie jest to jakaś wielka podwyżka, jak choćby ostatnie podwyżki cen energii czy żywności, lecz wzrost zaledwie kilkuzłotowy. Wiadomo, że wydatki miast są coraz większe, a przychody i dochody samorządów coraz mniejsze, co jest spowodowane również polityką PiS. Lecz właśnie na tym polega sztuka sprawowania władzy w samorządzie, żeby jakoś te przychody, a zwłaszcza dochody zwiększać. Sztuka gospodarowania w warunkach samorządu jest, niestety, powiązana z polityką. Polityka jednak nie od razu musi być brudna, oparta na kłamstwie propagandy, ciemnych, korupcyjnych interesach czy dyktaturze lokalnego kacyka powiązanego z miejscową mafią. Polityka może być rozumna, a więc oparta na zrozumieniu problemów świata i ludzi. Bez ideologii, przesądów i stereotypów. Sukces w polityce może nawet bardziej niż od pieniędzy zależy od empatii, wyobraźni, zwłaszcza od dobrej komunikacji międzyludzkiej, bo przecież urzędnicy to też ludzie. Czy zatem polityka obecnych władz samorządowych w Cieszynie, po roku sprawowania rządów, przyniosła miastu jakieś sukcesy, a przede wszystkim korzyści i udogodnienia mieszkańcom? Możliwe, ale kiedy przechodzi się ulicami Cieszyna, jakoś tego nie widać, jakoś tego nie czuć. Widać brud, psie łajno, porzucone opakowania z plastiku i czuć smród z kominów, tudzież wydechowych rur.

Poprzednie władze samorządowe w Cieszynie też miały sporo problemów z definiowaniem i prowadzeniem swoich polityk, realizowaniem strategii i programów, jak również z komunikowaniem się o ważnych sprawach miasta z jego mieszkańcami. Zawsze na początku kadencji deklarowana jest chęć poprawy stanu rzeczy we wszystkich dziedzinach, czemu towarzyszy większa otwartość w komunikacji. Na początku wszyscy chcą dobrze, dajemy nowej władzy umiarkowany kredyt zaufania, a potem, po kilku miesiącach, okazuje się, że jest tak, jak zawsze. Nadal wszyscy chcą dobrze, ale dobre intencje i zamiary rozmijają się z rzeczywistością oraz oczekiwaniami ludzi. Okazuje się, że w wielu dziedzinach miasto właściwie nie ma żadnej polityki, a sprawy posuwają się do przodu niesione przez mniej lub bardziej przypadkowy bieg życia, regulowany co najwyżej tradycyjnym kalendarzem, urzędniczym terminarzem i tabulaturą budżetu. Problemy zaczyna się rozwiązywać, kiedy już są bardzo palące i już dłużej nie można przymykać na nie oczu. A rozwiązuje się je tak, żeby broń Boże nikomu się nie narazić i nie napytać sobie dalszych problemów. Trwa to latami. Machina samorządowa i urzędnicza pracuje majestatycznie, śpieszy się bardzo powoli. A im bliżej końca kadencji, tym niżej osuwa się gmina w swej zadziwiającej inercji po równi pochyłej. I nawet jeżeli są jakieś osiągnięcia, to bilans plusów i minusów, zwłaszcza – jak mawiał kiedyś Lech Wałęsa – plusów dodatnich i plusów ujemnych jest niestety ujemny. Poprzednia władza duże znaczenie przywiązywała do bogoojczyźnianej polityki historycznej, a burmistrz sam chętnie uprawiał propagandę sukcesu w duchu pisowskiego patriotyzmu, która bywała dosyć kosztowna. Obecna władza już się tak nie afiszuje z bogoojczyźnianymi wartościami, już nie przyjmuje czołobitnie posła Pięty, natomiast kontaktuje się z Marszałkiem Grodzkim i słucha rzecznika praw obywatelskich Bodnara. To jest zmiana zmierzająca we właściwym kierunku. Owszem, politycznie i cywilizacyjnie umiarkowanie postępowa, ale w istocie kosmetyczna. Tymczasem miasto się starzeje i ubywa w nim mieszkańców. Gminny raport za rok 2018 podaje, że w ciągu roku liczba mieszkańców zmniejszyła się z 34 331 do 33 869 osób czyli ubyło 462 mieszkańców. Przyrost naturalny jest ujemny. W dodatku liczba kobiet przewyższa o 2000 liczbę mężczyzn, a liczba osób w wieku produkcyjnym wynosi 59 %. Mieszkają tu także i pracują obcokrajowcy, Brytyjczycy, Ukraińcy, a nawet czarnoskórzy imigranci. I przed tym, na szczęście, miasto się nie broni, ale raport nie podaje o nich danych. Miasto zmienia się tak, jak zmieniają się jego mieszkańcy. Ale istotną wiedzę o mieście trzeba wyłuskiwać z jakichś tasiemcowych, trudnostrawnych, urzędniczych dokumentów, które dziwnie mało mówią o tutejszej rzeczywistości, a za to sporo o alienacji samorządowców i mitrędze miejskich urzędników.

A kiedy człowiek się wczyta w uchwały, decyzje, zarządzenia, obwieszczenia, wezwania, projekty, sprawozdania, w cały BiP, trudno się oprzeć wrażeniu, że to jakiś alternatywny, absurdalny świat. I może właśnie dlatego tak zwane konsultacje społeczne nie bardzo się tu udają. Wynika to też z języka. Urząd używa niejasnego, nieprzyjemnego języka z koszmarnie sformułowanych przepisów opresyjnego polskiego prawa. Ludzie machają więc na to ręką, o ile nie dotyczy to bezpośrednio ich prywatnego interesu.

Tymczasem przelatują huragany, przedłużają się susze, przybywa samochodów, ubywa wody i drzew, z kominów lecą czarne dymy, na chodnikach gniją psie kupy, przy krawężnikach gromadzą się pety, na poboczach wala się plastik. Taki mamy pejzaż, taki mamy klimat. Przybywa zniszczeń, brudu, odpadów, chamstwa i wzrasta przestępczość. Ludzie się starzeją, chorują, umierają. Także w ulicznych wykopach i nabrzeżnych ruinach. Coraz więcej ludzi wyjeżdża z miasta. Dzieci się nie rodzą. A radni radzą, radzą, radzą zamknięci w swoich informacyjnych bańkach.

Jak informują beskidzcy Łowcy Burz, dziś od rana coraz silniej wieje z południowego zachodu. W ciągu dnia wiatr przybierze jeszcze na sile. Jak długo można mieć szczęście w nieszczęściu?