W czerwcu 1990 roku, kiedy po ponad czterdziestu latach realnego socjalizmu przywrócono w Polsce urząd burmistrza, w wolnych wyborach samorządowych demokratycznie wybrana rada miejska Cieszyna również wybrała swojego burmistrza. Został nim mężczyzna. Nigdy, nawet w wolnej i demokratycznej Polsce, urzędu cieszyńskiego burmistrza nie sprawowała kobieta.
Początki cieszyńskiej municypalności giną w mrokach śląskich dziejów i pogłosach romantycznych legend. Cieszyn jako miasto, którego mieszkańcy są świadomi swojej miejskości, został dostrzeżony za górami za lasami w feudalnej mgle około 1220 roku. Wtedy to osada nad Olzą rozrastająca się na wzgórzu, sąsiadującym ze wzgórzem zamkowym przyjęła prawo magdeburskie. Podobnie jak w innych skupiskach miejskich środkowej Europy, w miasteczku nad Olzą wprowadzono niemiecką organizację miejską a wraz z nią urząd burmistrza. Poczet cieszyńskich burmistrzów sięga jednak dopiero drugiej połowy XIV wieku. Ich lista jest długa i liczy sobie ponad 150 nazwisk. A właściwie ponad 150 imion, przydomków, nazwisk i przezwisk. W tamtych legendarnych czasach burmistrzowie wybierani byli raz na kwartał. Pierwszym zapisanym w annałach, a przez to znanym potomności burmistrzem Cieszyna był niejaki Mikołaj Giseler, z zawodu konwisarz ( czym się zajmował konwisarz, z dawnego niemieckiego Kannengießer? Zajrzyjcie sobie do Wikipedii). Dawno, dawno temu figurowało to w jakichś dokumentach, ale te dokumenty się nie zachowały. Nie jest więc pewne jak zapisywano wtedy to nazwisko ewidentnie pochodzące od wykonywanego przez pana burmistrza rzemiosła. Może pan burmistrz nazywał się Niklas Gießer. Może skryba, który zapisywał jego nazwisko nie był aż tak bardzo uczony w piśmie i popełnił błąd. Później, już w naszych czasach, kiedy nazwiska już się pisało tak, jak dyktowała lokalna władza, wedle praktykowanej politycznej poprawności, ktoś skrupulatnie policzył, że od 1387 roku do 1920 roku rządziło w Cieszynie 137 burmistrzów. W przyznanej Polsce w 1920 roku wschodniej części Cieszyna różne bywały nazwy dla najważniejszego stanowiska miejscowej administracji miejskiej. Jak zwał tak zwał, lecz zawsze ktoś na czele cieszyńskiego magistratu stał. A właściwie zasiadał, bo najwyżsi urzędnicy miejscy częściej zasiadają niż stoją. Na przykład za komuny najpierw zasiadał Prezydent Miasta, potem przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej, a u schyłku PRLu Naczelnik Miasta. W 1990 roku przywrócono w Polsce funkcję burmistrza. Jednak burmistrzem Cieszyna nigdy nie została kobieta.
To, że przez sześćset lat przed pierwszą wojną światową urzędu cieszyńskiego burmistrza ani razu nie sprawowała kobieta nikogo nie powinno dziwić. Powszechna ordynacja wyborcza przyznająca kobietom bierne i czynne prawo wyborcze została wprowadzona w Polsce i w większości krajów europejskich dopiero po pierwszej wojnie światowej ( gdyby kobiety uzyskały prawo wyborcze w drugiej połowie XIX wieku, co najmniej dwadzieścia lat wcześniej, w XX wieku nie musiałoby dojść do dwóch katastrofalnych wojen światowych). W odradzającym się polskim państwie Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał odpowiedni dekret w tej sprawie 23 listopada 1918 roku. Stało się to więc niemal sto lat temu i jest powód nie tyle do hucznych obchodów, ile do rzetelnego bilansu i wyciągnięcia wniosków na przyszłość. W tym samym czasie kiedy Polska odzyskiwała niepodległą państwowość, Polki zdobyły wreszcie prawne podstawy do równouprawnienia i podmiotowości dla swojego działania w polityce. Dla sprawy wyzwolenia i rozwoju człowieka było to wydarzenie bardziej istotne niż odzyskanie państwowej niepodległości. Niestety, w społeczeństwach zdominowanych przez mężczyzn, równouprawnienie i społeczny postęp nie są możliwe bez przemocy i rozlewu krwi. Zdumiewające, a nawet szokujące, jest to, że w chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej kobiety uzyskały możliwość – jednak nadal ograniczoną – obejmowania i sprawowania funkcji publicznych, dostępu do stanowisk w administracji oraz w organach miejskich władz dopiero przed stu laty.
Nie znaczy to, oczywiście, że przed 1918 rokiem kobiety nie miały w ogóle dostępu do władzy. Owszem, niektóre miały. W warunkach feudalnego ustroju powinny były jednak spełnić pewien konieczny warunek – w ich żyłach musiała płynąć błękitna krew. Rządy mogły obejmować kobiety należące do rodzin królewskich lub książęcych tylko w drodze dziedziczenia kiedy już zabrakło męskich pretendentów. Tak było również w Xięstwie Cieszyńskim, gdzie w najtrudniejszym okresie wojny trzydziestoletniej panowała księżna Elżbieta Lukrecja ( 1599 – 1653 ), ostatnia władczyni Xięstwa z rodu cieszyńskich Piastów, córka księcia Adama Wacława i Elżbiety Kurlandzkiej. Elżbieta Lukrecja – to drugie imię kojarzy mi się słodko z herbatką, cukierkami a nawet lukrem – ambitnie sięgnęła po władzę w Xięstwie Cieszyńskim w 1625 roku, po śmierci Fryderyka Wilhelma, swojego starszego brata. Dwudziestoczteroletni Fryderyk Wilhelm, nie zdążywszy się jeszcze nacieszyć swoim samodzielnym panowaniem, został posłany przez Ferdynand II Habsburga, króla Czech i Świętego Cesarza Rzymskiego, do Niderlandów, gdzie hiszpańskie i habsburskie wojska oblegały Bredę. Parę tygodni po poddaniu Bredy książę wraz ze swoim przybocznym oddziałem ruszył w drogę powrotną do Cieszyna, lecz po drodze nagle i niespodziewanie umarł w jednej z gospód w Kolonii wskutek zarazy, która panowała wtedy nad Renem.
Jeszcze przed pogrzebem księcia Fryderyka Wilhelma jego siostra Elżbieta Lukrecja przejęła władzę książęcą w Xięstwie. Obrała bezwzględną metodę faktów dokonanych. Zajęła zamek w Cieszynie i przyjęła hołd cieszyńskich stanów. Wcześniej już niejednokrotnie dawała dowody na to, że w dochodzeniu do swoich celów nie brakuje jej stanowczości, a nawet uporu, co sprzyjało jej politycznej skuteczności. Zdaje się, że dla utrzymania władzy gotowa była na wszystko. Jeszcze jako osierocona nastolatka potrafiła słodko użyć swoich zdolności i cech charakteru do korzystnego zamążpójścia. Szczególną urodą chyba nie wyróżniała się nawet w młodości, choć może w tym aspekcie nie należy pochopnie używać zbyt jaskrawych epitetów na podstawie jej wizerunku wyrytego na monecie z czasów jej panowania. Mniej lub bardziej urodziwa oczarowała jednak księcia Gundakara z Liechtensteinu, wdowca starszego od niej o całe dwadzieścia lat. Przynajmniej przez pierwszych siedem lat małżeństwa była mu przykładną żoną. W małżeństwie z Gundakarem urodziła troje dzieci. Ale ich pożycie chyba od początku nie było słodkie ani usłane różami. Po śmierci swojego brata Fryderyka Wilhelma, księcia cieszyńskiego, Elżbieta Lukrecja natychmiast odkryła w sobie władcze ambicje, które zaczęła bezwzględnie wcielać w życie. Nie zwlekając porzuciła Gundakara i jego włości w Dolnej Austrii i na Morawach, opuściła nawet swoje najmłodsze, paromiesięczne dziecię, wszystko, aby przejąć władzę książęcą na zamku w Cieszynie. Dzięki swoim zdecydowanym poczynaniom popadła w ostry spór dotyczący prawa do panowania w Xięstwie Cieszyńskim nie tylko ze swoim mężem Gundakarem, którego na zamek w Cieszynie nie chciała nawet wpuścić, lecz także z samym cesarzem Ferdynandem II. Konflikt ciągnął się przez wiele lat, a jego rozstrzygnięcie odsuwało się z powodu wojennych ruchów w Xięstwie. Cesarz stanął oczywiście po stronie Gundakara, choć przy tym mocno się wahał, czy nie wykorzystać sporu i od razu nie przejąć Xięstwa dla domu habsburskiego. W końcu, po rozmaitych perypetiach tudzież politycznych i kościelnych naciskach, Elżbieta Lukrecja zgodziła się zawrzeć ze swoim mężem Gundakarem ugodę, która uznawała jej prawo do dożywotniego panowania w Xięstwie z pewnymi jednak koncesjami na rzecz Gundakara. Dotyczyły one na przykład bardziej skutecznej polityki rekatolizacyjnej w Xięstwie. Po śmierci Elżbiety Lukrecji Xięstwo miało definitywnie przejść w ręce Habsburgów. I tak też się stało w 1653 roku. Dynastia cieszyńskich Piastów wymarła, ewangelicy zostali wygnani, po wojnie trzydziestoletniej Xięstwo pozostawało splądrowane i bardzo zadłużone, do czego w znacznym stopniu przyczyniła się słynąca z rozrzutności Elżbieta Lukrecja.
Księżnej Elżbiety Lukrecji nie należy stawiać za wzór dobrego władcy, a historię jej panowania można co najwyżej podawać jako przykład rządzącym ku przestrodze. Jej nieustępliwość, niezależność czy wręcz ucieczka od męża, który podobno ją bił, mogłyby się spodobać dzisiejszym feministkom. Jej tolerancja wyznaniowa bliższa była religijnemu indyferentyzmowi i miała przede wszystkim pragmatyczny charakter. W dzieciństwie wychowywana była w duchu luterańskim, jednak jako jedenastoletnie dziewczę powróciła na łono kościoła rzymskiego, zgodnie z wolą jej ojca, księcia Adama Wacława, który odstąpił od luterskiej wiary i w 1610 roku zaczął rekatolizację Xięstwa Cieszyńskiego. Kiedy piętnaście lat później Elżbieta Lukrecja przejmowała Xięstwo czasy były wojenne, bardzo niepewne, zewsząd czyhały ponure zagrożenia. Przez Xięstwo raz przeciągały wojska katolickie a potem znów protestanckie. I jedni i drudzy dopuszczali się łupiestw i gwałtów na miejscowej ludności. Od czasu do czasu trzeba było ze wzgórza zamkowego uciekać. Narastała drożyzna, szerzyły się nędza i głód, przeciągały zarazy, postępowało wyludnienie. To były wyjątkowo niesprzyjające okoliczności dla utrzymania władzy, majątku, godności i moralnego porządku. Księstwo chyliło się ku upadkowi, ale księżna nie zamierzała ograniczać wydatków na dwór książęcy. Nie leżało to w jej charakterze ani nie wynikało z przyzwyczajeń wyniesionych z domu. Zdaje się, że księżna Elżbieta Lukrecja była egocentryczna, żądna władzy, gruboskórna, pyskata, uparta i miała twarde serce. Musiała reagować stosownie do okoliczności, ale nie chciała zrezygnować z arystokratycznego, kosztownego decorum. Po moim trupie! – tak może nieraz mówiła. I myślała też może: po nas choćby potop. Owszem, przetrwała okropne czasy wojny, ocaliła własne życie, ale Xięstwo Cieszyńskie, jej rodowe dziedzictwo, zbankrutowało i po jej śmierci zostało przejęte przez Habsburgów. Na szczęście Xięstwo Cieszyńskie od tego nie zginęło, a później wyszło mu to nawet na dobre. Wiele bowiem zależało od sprawnego, światłego i ludzkiego zarządzania.
Teraz też wiele zależy od sprawnego, światłego i ludzkiego zarządzania. Tak rządzić mogą zarówno mężczyźni jak i kobiety. Jednak w Cieszynie nie zdarzyło się do tej pory, żeby najwyższy, najbardziej reprezentatywny miejski urząd sprawowała kobieta. Dlaczego? Czyżby cieszyniocy byli konserwatywni i nie popierali równouprawnienia płci? Czyżby nie wierzyli w menedżerskie zdolności i administracyjne kompetencje cieszyńskich pań? Czyżby w Cieszynie nie było światłych, kompetentnych, rozsądnych, empatycznych, wrażliwych społecznie liderek, które byłyby dobrymi gaździnami bez partyjnego uwikłania i ideologicznych przesądów? Takie panie, oczywiście w Cieszynie mieszkają i nawet działają w sferze publicznej, choć nie zawsze jest to dobrze widoczne i postrzegane ze zrozumieniem. Nie trzeba ich też od razu wskazywać palcem, ale dobrze by było, żeby zawczasu zdecydowały się na kandydowanie, bo do wyborów samorządowych nie pozostało już wiele czasu, a cieszyniocy długo przełamują swoje zapiekłe przyzwyczajenia. Z drugiej zaś strony, niech tutejsze gremia, kluby, koterie, stowarzyszenia i stronnictwa nastroją się na rzeczywiście dobrą zmianę. Atmosfera a przede wszystkim sytuacja w mieście od razu radykalnie zmieni się na lepsze, kiedy gabinet burmistrza i całe miasto przejmie młoda, elegancka dama, spolegliwa gaździna, a zarazem szykowna Europejka o otwartym umyśle, co potrafi zakasać rękawy dla cieszyńskiej naprawy. Wielu było w Cieszynie burmistrzów i niewiele z tego dobrego wynikło. Wiadomo jak to jest kiedy mężczyzna mieszka sam, a w jego mieszkaniu nie czuje się kobiecej ręki. A tak jest właśnie w Cieszynie. Dlatego, Cieszyniocy, dajcie wreszcie szansę paniom! A Wy, Cieszynioczki, poprawcie swoje loczki, zapnijcie hoczki i podnieście się wreszcie z kolan! Amore et non dolore! Cieszyn potrzebuje damskiej, magnoliowej rewolucji społecznej, która rozkwitłaby w listopadzie, dokładnie na stulecie uzyskania przez polskie kobiety prawa wyborczego!
A zatem wszystkie filigrany na pokład! Już dość męskiej dominacji nad Olzą! Już najwyższy czas, aby jedna z Was została Burmistrzynią Cieszyna!