„ Najtrudniejsze jest zdecydowanie się na działanie. Reszta to już tylko kwestia wytrwałości.”
[Amelia Earhart]
Alkoholizm jest chorobą bardzo demokratyczną dotyka zarówno ludzi młodych jak i ludzi w podeszłym wieku, ludzi o wysokim statusie społecznym jak i tych biednych, wykształconych jak również, tych którzy nie zdobyli wykształcenia, ale przede wszystkim zarówno doświadcza koabiet i mężczyzn. Udowodniono, iż kobiety ze względu na swą złożoną fizjologię są bardziej podatne na wpadnięcie w nałóg alkoholowy niż mężczyźni. Osiągnięcie zaawansowanej fazy choroby trwa u nich zdecydowanie krócej. Problem damskiego alkoholizmu jest zjawiskiem częstszym i dużo groźniejszym niż mogłoby się wydawać. Powód jego niedostrzegania może tkwić w tym, iż w porównaniu z mężczyznami kobiety piją mniej i rzadziej.
Panią Bożenkę spotkałam siedzącą przy filiżance ciepłej kawy. Miła, zadbana i pięknie uśmiechająca się kobieta. Usiadłam naprzeciwko i zastanawiałam się nad jej historią. Bo przecież trudno było mi uwierzyć, że mogła mieć problem z alkoholem.
– Moja historia jest podobna do wielu innych. Znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji. W sytuacji w której moje życie przewróciło się do góry nogami. Rozpadło się moje małżeństwo. Zostałam sama z poczuciem porażki i zaniżoną samooceną. Ale po pewnym czasie poznałam człowieka w którym się zakochałam. Nie chciałam jednak wychodzić ponownie za mąż. W dodatku, że początki związku były bardzo udane. Z czasem jednak mój partner zaczął nadużywać alkoholu. Miałam pracę, która bardzo mnie angażowała. Przegapiłam ten moment, w którym mogłam zareagować. A może nie chciałam wtedy tego dostrzec czy nazwać tego po imieniu. Pojawiły się dzieci, którym poświęcałam czas i nie miałam już możliwości towarzyszyć mojemu partnerowi i powstrzymać go przed piciem. Nie widziałam w tym problemu. Dzieci były coraz większe i bardziej samodzielne. Starsza córka często pomagała w opiece nad młodszym rodzeństwem. Był to jednak moment, w którym moje poukładane w miarę życie, zmieniło się. Straciłam pracę. Mój partner coraz częściej po pracy wędrował z kolegami na piwo. Moja sytuacja finansowa bardzo się pogorszyła. Nagle okazało się, że nie mam środków do życia. Często szukając mojego partnera po miejscowych barach sama zachęcona siadałam z towarzystwem na piwo. Ale od tego jednego piwa się zaczęło. Później wychodziłam coraz częściej i równie często wracałam pod wpływem alkoholu. Moja najstarsza córka miała wtedy 15 lat i jako dojrzałej nastolatce coraz bardziej nie podobało się moje picie. Reagowała na to dość gwałtownie. Wydawało mi się, że kontroluję sytuację, że problem nadużywania alkoholu w ogóle mnie nie dotyczy. Po kolejnych „zakrapianych” urodzinach u znajomych wróciliśmy do domu. Córka nie mogła znieść widoku pijanej matki. Po wielkiej awanturze wyszłam z domu a córka wezwała policję. Konsekwencją tego było zabranie dzieci do Pogotowia Opiekuńczego.
Pani Bożenka przerwała swoją opowieść. W jej oczach pojawiły się łzy. Niby odległa historia a wciąż wywołuje u niej dużo emocji. Nic dziwnego. Przecież jest kochającą matką. To, że sięgała po alkohol nie oznacza, że przestała kochać swoje dzieci.
– Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że to był dobry krok. Chyba uratowało nas to wszystkich. Moja córka wielokrotnie przepraszała mnie za tą sytuację. Czuła się winna za to, że chciała mnie ukarać. Jako piętnastolatka nie musiała przecież zdawać sobie sprawy z konsekwencji. Ale ja wiem, że w swojej bezradności i rozpaczy uratowała mnie. Obudziłam się. Jakby mnie ktoś wyrwał z letargu. Nie mogłam spać i funkcjonować bez dzieci. To był dla mnie dramat. Ale pierwszym krokiem było rozstanie z partnerem. Dla mnie ważniejsze było wtedy dobro dzieci. Wiedziałam, że zrobię wszystko by je odzyskać. Trwało to prawie rok. Jak się okazało nie było to takie proste. Zgłosiłam się do poradni uzależnień. Wydawało mi się, że w tej sytuacji czeka mnie leczenie w zamkniętym ośrodku. Jednak po zdiagnozowaniu mojego problemu stwierdzono, że nie są potrzebne tak drastyczne środki. Zaproponowano mi terapię na miejscu. Tak trafiłam do stowarzyszenia „Być razem”. Najtrudniejszą dla mnie sytuacją był moment gdy musiałam wracać do pustego domu. Wszystkie rzeczy dzieci potęgowały tęsknotę. Odizolowałam się od znajomych. Zostałam sama. Spędzałam więc jak najwięcej czasu w domu na Błogockiej. Szukałam pracy, próbowałam kontaktować się z dziećmi. Pozwolono mi rozmawiać tylko z najmłodszą córką. Ze starszymi dziećmi mogłam porozmawiać dopiero po trzech miesiącach. To było dla nich bardzo trudne. Wydawało im się, że ja nie chcę się z nimi kontaktować. Trudne to były przeżycia dla wszystkich. W domu do którego trafiłam otoczyli mnie opieką, panowała tam bardzo rodzinna atmosfera. Każdą walkę jaką musiałam odbyć, pokonywanie słabości i cały trud był wspierany przez mieszkańców. Terapia pomagała radzić sobie z niepiciem. Powoli odzyskiwałam wiarę w siebie. Znalazłam w końcu upragnioną pracę. Najpierw dzieci przyjeżdżały do domu na weekendy a po roku mogliśmy wreszcie być razem. To był najszczęśliwszy dzień w moim i ich życiu. To nie jest tak, że już zawsze było wszystko w porządku. Problemy się pojawiały ale nigdy nie sięgnęłam już po alkohol. Nigdy nie zaprzepaszczę już tego wszystkiego co udało mi się zdobyć.
Dzisiaj jestem już babcią. Moje dzieci dorosły. Cieszę się każdym dniem na nowo. Ale nadal jestem związana ze stowarzyszeniem. Nawet podjęłam tam pracę. Staram się często pomagać ludziom, którzy trafiają do nas z podobnymi problemami. Ale wiem, że kluczem do sukcesu jest po prostu konsekwentna decyzja. Nie można pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć. Patrząc na całe moje życie i na te wszystkie moje turbulencje wiem, że sama nigdy bym sobie nie poradziła z tak trudną sytuacją. Mam ogromny dług wobec tych ludzi. Gdybym nie trafiła do stowarzyszenia „Być razem” mogłabym dzisiaj być w zupełnie innym miejscu.
Historia Pani Bożenki ma szczęśliwe zakończenie. Trzeba jednak pamiętać, że mogła zakończyć się zupełnie inaczej. Jest to historia pogubionej kobiety, pełnej problemów i niemocy a z drugiej historia matczynej miłości. Czasem doceniamy to co posiadamy dopiero wtedy gdy to tracimy. Z pewnością była to niezwykła lekcja życia ale i szansy jaką to życie dało Pani Bożence i jej dzieciom.