Bezwzrokowa pielęgnacja ogrodu

0
669
- reklama -

Dla licznej grupy osób praca w ogrodzie czy na działce to sama przyjemność. Fizyczne zmęczenie oraz wysiłek włożony w uprawę roślin jest niczym w porównaniu z wyhodowanymi własnoręcznie warzywami, którymi można się delektować, tak jak i owocami o niepowtarzalnych aromatach oraz smakach. Bo zapach kwitnących kwiatów oraz drzew i krzewów, brzęczenie pracujących pszczół czy śpiew ptaków są niezawodnym lekarstwem na skołatane nerwy.

Wydawać by się mogło, że tylko osoby widzące mogą samodzielnie zajmować się pracami w ogrodzie, jednak takie myślenie jest błędne. Tak jak w innych dziedzinach życia, tak i w tej wzrok zastępują inne zmysły i przyjemność z ogrodowych prac czerpią również osoby niewidome. 
Czym dla osoby niewidomej jest praca we własnym ogrodzie? Jak można odróżnić chwasty od roślin ozdobnych czy warzyw? Skąd niewidomy może czerpać wiedzę na tematy związane z uprawą roślin?
Odpowiedziami na powyższe pytania oraz innymi ciekawostkami z czytelnikami naszego miesięcznika dzieli się Teresa, ociemniała mieszkanka Cieszyna:
– Samodzielna praca w ogrodzie to przede wszystkim ogromna radość i terapia dla osoby, która traci bądź straciła wzrok. Możliwość podotykania ziemi i roślin działa niesamowicie pozytywnie na człowieka. Wychodzę z założenia, że brak wzroku to nie jest koniec świata, że można sobie też radzić w takich sytuacjach.
Uprawa roślin pozwala mi udowodnić, że coś potrafię zrobić samodzielnie, a nic tak przepysznie nie smakuje, jak własnoręcznie wyhodowane rzodkiewki, ogórki, papryka czy pomidory, które mają niepowtarzalny smak i aromat. Cieszę się, gdy udają mi się plony, ale nie przejmuję się też tym, gdy zdarzają mi się małe porażki. Mówię sobie wówczas, że kolejny rok będzie lepszy. Nie ukrywam, że ogromną frajdą jest dla mnie znalezienie wśród liści pięknej dyni Hokkaido bądź cukinii, to jest jak zabawa w chowanego. Bo przecież jest masa liści, a ja szukam kolejnego mojego dzieła, które stworzyła tak naprawdę natura. Wychodzę z założenia, że brak wzroku to nie jest koniec świata, że można sobie też radzić w takich sytuacjach. 
Nie ukrywam, że nie byłoby tego ogrodu, gdyby nie pomoc moich bliskich, z którymi konsultuję większość moich nasadzeń. Rośliny, które w nim sadzę w większości są roślinami i krzewami mającymi charakterystyczny zapach bądź kształt. To bardzo pomaga mi w orientacji w przestrzeni, w której się poruszam.
Do moich ulubionych drzew należą brzozy i to właśnie nimi mam obsadzoną jedną trzecią działki, są to bardzo różne odmiany. Mam też katalpy bordową oraz białą i bardzo lubię kształt ich liści.
W ogrodzie mam też oliwnik czy azalie o intensywnym zapachu – w okresie kwitnienia według ich woni orientuję się w jakiej akurat części ogrodu się znajduję.
Na terenie mojej działki rosną tulipanowce, robinie czy jarzębiny, których owoce są przysmakiem dla wielu ptaków. W moim ogrodzie rosną także różne odmiany hortensji, lilaków oraz kaliny wonnej. Mam też rabatę zimozieloną, na której rosną kosodrzewiny, świerki czy jałowce płożące. Staram się tak dobierać drzewa i krzewy, żeby stanowiły pożywienie dla pszczół i ptaków a ich liście jesienią były bazą do kompostu. Jestem miłośniczką kompostowania i nawożenia w ten sposób gleby.
Teresa dzieli się również swoimi sposobami na rozróżnianie roślin: 
Ponieważ nie traciłam zbyt szybko wzroku i wszystko następowało stopniowo, więc czytałam wiele na temat roślin. Plewiąc ogródek, rabaty czy grządki dotykałam chwastów, badałam strukturę i budowę liści, jak są skonstruowane, jak smakują, jak pachną. Weźmy np. roślinę o nazwie Bluszczyk kurdybanek, w średniowieczu słynne zioło, obecnie chwast. Roślina ta posiada specyficzny zapach, a  przy tym ma ciekawą budowę liścia – okrągła z lekko zaokrąglonymi krawędziami, łodyga kwadratowa i ciekawy zapach. Płoży się po ziemi, ma maleńkie kwiatuszki.  Plewiąc zamykałam oczy i wyobrażałam sobie dany chwast. Choćby taki Mniszek lekarski – rozpoznaję go poprzez potarcie palcami jego liści, a kiedy wykształci się kwiat sprawa jest znacznie prostsza. 
W przypadku traw i perzy dotykałam palcami ziemi i szukałam specyficznych łodyg i liści. Nie zawsze jest jednak łatwo, czasami zdarzają się drobne wpadki, jednak mam przyjaciół  i rodzinę, którym zawsze mówię, pomóżcie – jeśli coś widzicie, powiedzcie, a ja to zrobię. Dużą pomocą i wiedzą dzieli się ze mną siostra, doradzając mi jak postępować, gdy moje rośliny chorują lub mają pasożyty.
 
Pomyłki i wpadki
 
Takowe oczywiście się zdarzają. Pielęgnując ogródek zapomniałam np. o tym, że rok wcześniej jesienią nasadziłam kępy krokusów. Wiosną usłyszałam od bliskich, że moje krokusy pięknie kwitną, a w czerwcu rzuciłam się do plewienia skalniaka. I jakież było moje zdziwienie, gdy zaczęłam skubać ogromną kępę liści, które wzięłam za trawę, i natrafiłam na spodzie na cebulki. Przeprosiłam roślinki i na nowo umieściłam je w glebie. Zdarza mi się również, że na wiosnę nasadzę rośliny jednoroczne, np. żeniszek czy aksamitki, a po jakimś czasie biegnę z kolejnymi roślinkami, by umieścić je w tym samym miejscu. Niedawno miałam sytuację, że zachwycałam się liśćmi łopianu. Wzięłam je po prostu za ciekawą roślinę, po czym moja siostra powiedziała mi, że to chwast. Przeniosłam go więc ze skalniaka pod moje brzózki na skarpie, gdzie może teraz spokojnie rosnąć.
 
Ekologia to coś na co zwracam szczególną uwagę 
 
Przede wszystkim staram się zbierać wodę deszczową, którą następnie wykorzystuję do podlewania moich rabat. Używam zrębaka do rozdrabniania suchych, obciętych gałęzi, a powstałe zrębki wykorzystuję do ściółkowania rabat, co niewątpliwie ułatwia mi pielęgnację roślin i chroni przed chwastami. Uskuteczniam naturalne metody zwalczania szkodników, przygotowując samodzielnie opryski z takich ziół jak: czosnek, wrotycz czy pokrzywa. Unikam stosowania chemii. Jednak w przypadku chorób występujących na drzewkach owocowych czasami konieczne jest zastosowanie wczesną wiosną oprysków chemicznych. Stosujemy w domu wypalarkę elektryczną do usuwania chwastów, nie korzystamy z oprysków chemicznych w pielęgnacji trawnika. Jak wcześniej wspominałam – przygotowuję kompost i ściółkuję jesienią rośliny ozdobne, krzewy, drzewa owocowe. Jestem zwolenniczką metody pielęgnacji „no dick” bo wiem, że w glebie znajdują się pomocne nam bakterie i mikroorganizmy, które pielęgnują również rośliny.  Dlatego staram się jak najmniej ingerować w strukturę gleby.
 
Zdobywanie informacji – źródła 
 
Lubię rozmawiać z ludźmi na różne tematy. Nie ukrywam, że temat ogrodnictwa jest mi bardzo bliski i to właśnie od ludzi dowiaduję się o wielu rzeczach. Kiedyś bardzo dużo czytałam, jednak jak już wiecie – moja sytuacja uległa zmianie i obecnie przede wszystkim słucham różnego rodzaju dostępnych programów a także podcastów. Wspaniale jest móc spotykać w składach ogrodniczych zapalonych ogrodników i cieszyć się z ich wiedzy a także poznawać ich doświadczenie w uprawie danych roślin. Wiele lat walczyłam z chorobą atakującą moją brzoskwinię, jednak dopiero dzięki poznanemu ogrodnikowi dowiedziałam się, jak mogę sobie z tym problemem poradzić. Dużą pomocą jest tutaj internet i zawsze, kiedy decyduję się na zakup nowych roślin, sprawdzam najpierw jaki odczyn pH gleby i wymagania ma dana roślina by rosła jak najlepiej. W dużej mierze koncentruję się na rodzimych gatunkach, ale lubię również eksperymentować, szukam roślin przyjemnych w dotyku, o ciekawym zapachu i niepowtarzalnej strukturze liścia bądź kwiatu, by to ułatwiało mi jej rozpoznanie i pielęgnację.
 
Wysiew nasion, sadzenie oraz opryski
 
Wiosną bardzo lubię wysiewać warzywa do moich inspektów, następnie pikować i sadzić do gleby.
Warzywa i zioła uprawiam w rabatach wyniesionych, tzw. permakulturowych. Są to drewniane ramy, gdzie umieszczone są agrowłóknina, gałęzie, kompost, piasek i w górnej warstwie ziemia kompostowa. Jesienią mam w zwyczaju wzdłuż ram w odstępie na długość dłoni sadzić ząbki czosnku, by wiosną odstraszyć ślimaki. Większość warzyw wysiewam bezpośrednio do gruntu, korzystam przy tym z prostej listwy i posługując się dłońmi odmierzam równe odstępy. Początek i koniec każdej grządki np. z fasolką szparagową zaznaczam patykiem i tak naprawdę od niego wyznaczam na długość dłoni lub półtorej dłoni kolejną grządkę. 
Przyroda nie lubi aż takiej regularności, więc jeśli zdarzy mi się większy lub mniejszy odstęp lub mam jakieś szkody wyrządzone przez ślimaki, to w to miejsce wsadzam inne sadzonki warzyw typu sałata, jarmuż czy seler. Staram się sadzić w nieregularnych odstępach, i mieszam je z sadzonkami poru  bądź czosnku. Zdarzają mi się także szkody wyrządzone przez głodne ptactwo, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by w miejscach, gdzie zostały wygrzebane jakieś warzywa, umieścić np. sadzonkę aksamitki, która chroni marchewkę przed nicieniami. Wszystkie grządki zatem są oznaczone patykami i nierzadko umieszczam na ich końcu torebkę z nazwą nasion. Sadząc młode rośliny odstępy i poziom gruntu wyczuwam palcami.  Po nieudanym wysiewie np. pietruszki nierzadko zdarza mi się wysiać w puste miejsce szpinak bądź rzodkiewkę.
Spacerując po ogrodzie mam w zwyczaju dotykać gałązek moich krzewów i roślin, w ten sposób odkryłam nieproszonych gości – mszyce na krzewach jaśminu i koperku. Z roztworu na bazie czosnku, cebuli i szarego mydła przygotowałam naturalny oprysk w odpowiedniej proporcji. Pomimo wietrznej pogody postanowiłam wykonać oprysk, wykorzystując kierunek wiatru i pochyłość terenu do rozpylania oprysku na dużych krzewach. Oprysk ten będę wykonywać przez kilka najbliższych dni, aż znikną mszyce. Taki sam oprysk wzbogacony o sodę oczyszczoną wykorzystuję także do zwalczania mączniaka na krzewach agrestu. Opryski wykonuję wieczorami aby uniknąć poparzeń słonecznych dla roślin.
Praca w ogrodzie pozwala mi się odprężyć i zrelaksować i za każdym razem potrafię cieszyć się ze swoich małych sukcesów.
 
 
- reklama -