Już w wydanej w 1716 roku książeczce „Wierność Bogu i Cesarzowi czasu powietrza morowego należąca…” wielebny pastor Jan Muthman, pierwszy proboszcz ewangelicko-augsburskiego Kościoła Jezusowego w Cieszynie, pisał o jadowitym powietrzu cieszyńskim. I choć od publikacji dziełka ofiarnego pastora o powietrzu morowym minęły ponad trzy stulecia to cieszyńskie powietrze nadal jest trujące i nadal otumania cieszyńskie głowy.
Pastor Muthman główną naturalną przyczynę zarazy upatrywał w morowym powietrzu. Zarazie szczególnie sprzyjają – pisał cieszyński duchowny – czasy długo ciche, że wiatr powietrza nie przewiewa; wiatry południowe a wieczorne; mgły śmierdzące a długo trwające, albo przed albo przy moru, nieczyste jadowite powietrze, osobliwie jesienne. Obrazek wypisz wymaluj jak z ostatnich okresów grzewczych w Cieszynie! Od października do kwietnia starczy tu wyjrzeć za okno, aby zobaczyć to samo. Długo trwające mgły śmierdzące, których trujący smród wciska się do mieszkań. Na początku XVIII wieku cieszyńskich domów jeszcze nie ogrzewano węglem, ale dym z pieców, w których palono drewnem, też zalegał w uliczkach, szczypał w oczy i dławił płuca. Oddychanie takim zadymionym luftem wcale nie było o wiele zdrowsze od oddychania dzisiejszym cieszyńskim powietrzem, w którym oprócz dymu – głównie węglowego – z kominów mamy jeszcze spore stężenie samochodowych spalin. Książeczka pastora Muthmana, zatroskanego o warunki życia wiernych swojego zboru i pragnącego uchronić ich przed powracającą raz po raz, śmiercionośną zarazą, miała charakter edukacyjny. „Wierność Bogu i Cesarzowi czasu powietrza morowego należąca…” to była publikacja szczególna, niektórzy historycy uważają, że osobliwa, jeśli nie wręcz dziwaczna. Jest to bowiem rodzaj podręcznika czy poradnika medycznego, w którym epidemiologiczne wskazania i konkretne porady lekarskie łączą się z rozważaniami teologicznymi, modlitwami oraz małą antologią pobożnych pieśni stosownych do śpiewania w dramatycznej i często granicznej sytuacji życiowej, jaką było doświadczenie zarazy. Pastor Muthman – jak zresztą wielu protestanckich duchownych – uważał, że ze zdrowiem cielesnym idzie w parze zdrowie duchowe, z czystością ciała łączy się czystość sumienia, a jeżeli plagi spadają na miasto, to widać jego mieszkańcy zasłużyli na boskie skaranie za swoje grzechy.
Za jakie grzechy cieszyniocy muszą oddychać brudnym, trującym powietrzem nasyconym rakotwórczym pyłem?
Często się słyszy, że cieszyniocy są biedni i nie stać ich na to, żeby zaczęli działać ekologicznie, że ani w skromnych skarbonkach domowych ani w budżecie miejskim nie ma środków na to, żeby docieplić, wymienić kotły i piece, przestawić się na czyste paliwo, wypędzić ze śródmieścia samochody z silnikiem diesla, zasadzić drzewa . I tu się zaczyna pole do działania dla miejscowych polityków samorządowych, radnych, burmistrza czyli lokalnej administracji i urzędników z Ratusza. Co oni teraz, przed zbliżającą się zimą, pouczeni doświadczeniami okropnych smogów poprzednich zim, robią w sprawie przeciwdziałania smogom nadchodzącej zimy, o której globalnogminna wieść niesie, że ma być zimą stulecia? Ale jak w ogóle mogą działać miejscy urzędnicy na czele z Panem Burmistrzem oraz byłym burmistrzem, który w zeszłym roku zasilił szeregi pracowników Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa, skoro w grudniu zeszłego roku pod szyldem kampanii społecznej zastanawiali się nad tym, czy zanieczyszczone powietrze w Cieszynie to poważny problem? Czytając tak zatytułowany artykuł w Wiadomościach Ratuszowych z 16 grudnia 2016 roku nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że cieszyńscy burmistrzowie i urzędnicy po prostu kpią sobie w żywe oczy mieszkańców miasta. Działajmy razem! – wzywali wtedy urzędnicy i uczyli przechodniów na rynku jak spalać węgiel w kozach, żeby jak najmniej nadymić. Takimi kuriozalnymi, groteskowymi, kozimi pokazami instruktażowymi jak z czasów Franza Josepha chcieli ugruntować w cieszyniokach przekonanie, że palenie węglem w piecach może być bezpieczne i zdrowe. A kiedy w styczniu, po świętach, stajenkach i orszakach trzech króli straszliwe smogi dusiły miasto, owi urzędnicy – uśpieni kolędami i rzekomo cieszyńskimi ciasteczkami – nie byli w stanie poinformować mieszkańców o skali zagrożenia i nie zrobili nic, żeby mu przeciwdziałać i złagodzić jego skutki. Ich polityka niewiele różniła się od polityki, którą stosowali sowieccy komuniści po katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu. Co się stało? Nic się nie stało? Trochę nadymiło i przestało. Można nadal spokojnie oddawać się kultywowaniu swoich uczuć religijnych i patriotycznych. Mglisty smog nawet przydaje patriotycznym celebrom bardziej malowniczej, konspiratorskiej, enigmatycznej i romantycznej atmosfery.
Od tamtego czasu minął rok i w Cieszynie nie wprowadzono powszechnie dostępnego, czytelnego systemu alarmowania o zagrożeniu smogowym. Jak cieszyniok chce się czegoś dowiedzieć o zagrożeniu smogowym może sobie włączyć czeską telewizję CTV24 i stamtąd dowie się na bieżąco wszystkiego, również o zagrożeniu niską emisją zabójczych pyłów PM10 i PM2 na Śląsku Cieszyńskim po czeskiej stronie Olzy. Bo w Czechach kanał informacyjny telewizji publicznej w pasku lub w specjalnych komunikatach meteorologicznych rzetelnie informuje społeczeństwo o zagrożeniach i przed nimi ostrzega. Z komunikatów czeskiej telewizji publicznej wynika niezbicie, że Czeski Cieszyn i Bogumin to dwa miasta z najbardziej trującym powietrzem w Czechach. Tylko, że teraz zatruwają je po sąsiedzku nadgraniczne miasta w Polsce – Rybnik, Cieszyn, Wodzisław. W Polsce żadna telewizja, a zwłaszcza publiczna telewizja państwowa, nie jest w stanie przygotować rzetelnie nawet komunikatu meteo i prognozy pogody. Ta niemożność komunikacyjna dotyczy także urzędników władz lokalnych. Na początku swojej kadencji obecny burmistrz Cieszyna obiecywał gruntowną poprawę komunikacji z mieszkańcami miasta. I co? Obiecanki cacanki. Wystarczy spojrzeć na stronę internetową urzędu miejskiego albo otworzyć „Wiadomości Ratuszowe”.
W „Wiadomościach Ratuszowych” z 16 grudnia 2016 roku urzędnicy wzywali mieszkańców miasta do wywierania presji na swoich przedstawicieli we władzach wyższego szczebla – radnych wojewódzkich, posłów i senatorów, aby tworzyli korzystne warunki prawne dla zmiany sposobu ogrzewania z węglowego na bardziej ekologiczny. Tak jakby to ich samych – miejscowych urzędników – nie dotyczyło. Od dawna jednak wiadomo, że cieszyniocy wolą na władzę presji nie wywierać, ale za to chętnie do niej donoszą na swoich sąsiadów. Wzywanie cieszynioków do wywierania presji na władzę wynika z niezrozumienia cieszyńskiego charakteru i jest daremne jak rzucanie grochem o ścianę – cieszyniocy są niechętni zarówno do wywierania presji na swoich przedstawicieli z powodu zabójczego dla ludzi spalania węgla jak i nieskorzy do protestowania w sprawie destruktywnej polityki, która powoduje takie akty desperacji jak samospalenie Piotra Szczęsnego pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. I jedno i drugie cieszynioków jakoś nie porusza. Nie porusza to ich sumień. Dobrze im jest tak, jak jest. Tak, jak im pozwala władza.
Porusza ich za to problem rzekomego deficytu miejsc parkingowych w śródmieściu. Jak się okazało na niedawnej sesji rady miejskiej, cieszyńscy radni uważają, że Cieszyn potrzebuje jeszcze 2.000 ( słownie: dwóch tysięcy ) miejsc parkingowych i – jak kwieciście wyraziła się radna Cichomska – w temacie zaspokojenia tych potrzeb konieczne jest przeprowadzenie wielokierunkowych analiz. Cieszyńscy radni uważają, że każdy wolny skrawek przestrzeni w zabytkowym śródmieściu Cieszyna trzeba zabetonować albo zaasfaltować i naszpikować te miejsca samochodami, najlepiej starymi, poniemieckimi gruchotami z silnikami diesla. Cieszyn potrzebuje porządnej infrastruktury, nowoczesnych dworców, elektrycznej komunikacji miejskiej, nowoczesnej edukacji, otwartej kultury, ochrony zieleni i zabytków, prawdziwej rewitalizacji czyli mądrego, światłego, przyjaznego zarządzania. A przede wszystkim potrzebuje nowego pomysłu, dzięki któremu odżyłoby to stare, szacowne miasto. Priorytet wreszcie mają mieć ludzie, którzy tu mieszkają, a nie samochody przyjezdnych i tranzyt tirów przez zabytkowe śródmieście. Tymczasem cieszyńscy radni nie radzą o tym, jak uchronić mieszkańców miasta przed skażonym, trującym powietrzem, ale o tym jak im jeszcze dołożyć spalin i hałasu. Nie wnoszą o wyrzucenie z miasta starych dieslowskich gruchotów, które w charakterze publicznego transportu rzężą pod kamienicami w śródmieściu na notorycznie – trzeba czy nie trzeba – włączonych silnikach. Nie biorą pod uwagę wprowadzenia zakazu wjazdu do zabytkowego śródmieścia tirów i ciężarówek. To im zupełnie nie przeszkadza. Przymykają na to oczy i umywają od tego ręce zrzucając winę a to na władze powiatowe a to na samych mieszkańców. Cieszyńscy radni i miejscy urzędnicy nie biorą też, zdaje się, pod uwagę tego, że wprowadzoną 1 września 2017 roku antysmogową uchwałę Sejmiku Województwa Śląskiego powinni zacząć wcielać w życie zaczynając jej realizację od siebie. Radni i bezradni cieszyniocy mogliby w końcu uświadomić sobie, że to właśnie spaliny zarówno z kominów jak i z rur wydechowych są tą zabójczą plagą, która niszczy ich własne zdrowie i życie. Jeżeli Cieszyn ma być zdrowy, nie można w nim szerzyć spalinowej zarazy. Plan dalszej parkingizacji Cieszyna jest niechrześcijański i barbarzyński. Podobnie jak tranzyt tirów przez zabytkowe ulice. Samochody z trującymi spalinami należałoby usunąć ze starego śródmieścia, wytępić je jak wściekliznę. Jak się ograniczy wjazd samochodów do śródmieścia, to i korków będzie mniej i zmniejszyć będzie można ilość miejsc parkingowych. Trzeba wreszcie skończyć z neopogańskim kultem samochodów w Cieszynie. Zamiast dwóch tysięcy miejsc parkingowych trzeba zasadzić w mieście nad Olzą dwa tysiące drzew. A jaki jest konkretny antysmogowy plan cieszyńskiego Ratusza na rok przyszły i lata następne? Nie wiadomo.
Ze wszech miar byłoby pożyteczne, godne i sprawiedliwe, gdyby cieszyńscy radni i ratuszowi urzędnicy ów traktacik pastora Jana Muthmana z 1716 roku ze zrozumieniem sobie przeczytali, bo jest to nie tylko fundament polskiego piśmiennictwa w Cieszynie, lecz sporo aktualnych rad, jak na plagę trującego powietrza reagować, także w nim się znajdzie. Mór jest karanie grzechami zasłużone – pisze pastor Muthman – Ale jakimi grzechami? Wiadomymi i niewiadomymi. Przeciwko Bogu, bliźniemu i sobie samemu. A jakimi konkretnie grzechami? To już moglibyście sobie przeczytać sami w traktaciku Muthmana. Ale gdzie go znaleźć? W księgarniach tutejszych go nie znajdziecie, w miejskiej bibliotece także go nie ma. Zabytkowe egzemplarze Muthmanowej książeczki ze starych książnic trudną teraz do odczytania czcionką gotycką wydrukowane były. I tak to jest z tą cieszyńską tożsamością, tradycją i kulturą. Podobnie jak z tutejszym powietrzem. My nie chcemy niczego czytać – mówili ludzie na cieszyńskim rynku, którym protestująca pikieta wręczała ulotki z przedśmiertnym przesłaniem Piotra Szczęsnego. Notorycznie podtruwani smogiem cieszyniocy nie chcą się obudzić. Biada, biada zapowietrzonemu miastu!