Rozmowa z Przemysławem Brychem, czyli Konduktorem Przemkiem, aktywistą kolejowym i pracownikiem kolei, od lat zaangażowanym, także poprzez prowadzone przez siebie social media, w przywracanie utraconych kiedyś połączeń kolejowych.
Marcin Mońka: Wiem, że masz rodzinne tradycje kolejowe, jednak kontynuowanie tych tradycji nie od początku było Twoim planem na życie. I pewnie w tym wszystkim rolę odegrała „metafizyka kolejowa”, na którą byłeś skazany…
Przemysław Brych: Rzeczywiście, zarówno mój dziadek, jak i ojciec, pracowali na kolei. Wszystko, co kolejowe w moim życiu, właściwie rozpoczęło się na Śląsku Cieszyńskim, gdzie moi rodzice, pochodzący z Olsztyna przeprowadzili się, gdy byłem dzieckiem. Myślę, że tym pierwszym, mitycznym wręcz doświadczeniem stała się podróż pociągiem „Chopin” z Wiednia do Warszawy, którym jeździliśmy, podróżując pomiędzy Olsztynem a Śląskiem Cieszyńskim. To kolejowa inicjacja, także w tym „metafizycznym” sensie. Choć przez długi czas nieuświadomiona.
Bo choć praca ojca pokazała mi, że kolej jest fajna, długi czas jednak nie interesowałem się nią w jakiś szczególny sposób. Powróciłem do niej po latach, i pewną rolę odegrał tu przypadek. Trochę po studiach dziennikarskich podróżowałem pociągami, namówiony przez kumpla z dawnych lat. Wtedy chyba złapałem bakcyla. Albo inaczej – odezwał się we mnie ten„ metafizyczny zew” kolei.
I szybko zaangażowałeś się w akcję przywracania połączeń, przeobrażając się z pasażera w aktywistę, a wkrótce i pracownika kolei…
Przełomowe okazało się działanie na rzecz połączeń z Katowic do Cieszyna i organizacja pociągu specjalnego. Koleje Śląskie na początku były niechętne, jednak udało się je przekonać. Pociąg specjalny zrobił furorę, i od razu wiedzieliśmy, że to połączenie ma duży potencjał. W konsekwencji zaproponowano mi pracę konduktora w Kolejach Śląskich. Zgodziłem się, złożyłem CV, w sumie trochę dla żartu, a po pół roku KŚ oddzwoniły z ofertą zatrudnienia. Już w pierwszych miesiącach nowej pracy odezwała się do mnie koleżanka, aby założyć w mediach społecznościowych profil Konduktora, bo kiedyś podobny działał na Facebooku, lecz jego pomysłodawca go zarzucił. Zgodziłem się i pomału rozpocząłem pracę w internecie na rzecz kolei w ogóle. Koleje Śląskie, czyli mój pracodawca, nie miały nic przeciw, abym w ten sposób promował podróże koleją.
Czyli zostałeś nieformalnym piarowcem Kolei Śląskich…
W pewnym momencie zaszło to tak daleko, że zostałem faktycznym piarowcem, przez ponad rok prowadziłem oficjalny profil KŚ na Facebooku. Potroiłem liczbę obserwujących, po kilkunastu miesiącach powróciłem jednak do moich prywatnych socjali. I wtedy zauważyłem, że mogę działać nie tylko na rzecz Kolei Śląskich, ale w ogóle promować transport kolejowy. Na przykładzie Cieszyna okazało się, że był to doskonały pomysł, miałem poczucie, że pojawiając się z wraz moimi mediami społecznościowymi w konkretnym miejscu jestem w stanie koleje wypromować. Cieszyn był dla mnie rodzajem poligonu doświadczalnego, później tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to, co robię, jest dobre i skuteczne, i nie można z tego rezygnować.
To był ten moment, zostałeś aktywistą kolejowym?
Przez zupełny przypadek połączyłem dwie pasje – dziennikarstwo z koleją. Miałem w życiu zresztą zawsze furę szczęścia. Gdy np. dwa lata temu znalazłem w pociągu dziecięcą zabawkę i dałem ogłoszenie na FB, zupełnie nieświadomie dotarłem do pół miliona osób. I nie dość, że odnaleźliśmy właściciela zabawki, to jeszcze zostałem zaproszony do TV, by opowiedzieć o tej akcji poszukiwawczej. Po latach działań jest mi miło, gdy ludzie mnie rozpoznają, witają się i chcą choć chwilę porozmawiać. Czuję, że praca, którą wykonałem, ma sens. Kolej się rozwija, odbiliśmy się od załamania lat 90., a dzięki takim osobom, jak ja, którym mocno na sercu leży możliwość podróżowania koleją, pociągi do Cieszyna nie jeżdżą puste. Oczywiście mam momenty, że chciałbym się schować, aby mnie na jakiś czas nie było, wiem jednak, że wykonuję bardzo potrzebną pracę. To wszystko zakłada, że stale trzeba być gotowym na określoną życiową dynamikę.
Ty chyba lubisz zmiany?
Nieustannie gdzieś mnie gna, trudno mi usiedzieć na jednym miejscu, w jednej pracy. Podjąłem niedawno nową przygodę, i po konduktorze oraz kierowniku pociągu zostałem dyspozytorem w ruchu towarowym. To praca bardziej stacjonarna od poprzednich, jednak bardziej odpowiedzialna, z mnóstwem wyzwań logistycznych. A w międzyczasie podjąłem studia inżynierskie, i jestem już inżynierem transportu. Wszystko po to, aby ani przez moment nie nudzić się w życiu.
Od dawna opowiadasz i zachęcasz ludzi do podróżowania kolejami. Co takiego musi się zmienić w ich mentalności, aby porzucili samochody i przesiedli się do pociągu?
Mam zawsze na to sposób, aby zachęcając ludzi nigdy ich nie okłamywać. Kolej nie jest idealną instytucją i długo jeszcze nie będzie. Dlatego opowiadając o pozytywach zawsze trzeba też pamiętać o tym, by mówić także o wadach. I nie można się tego bać. W chwili, gdy spóźniają się pociągi, zawsze spokojnie ludziom wyjaśniam przyczyny opóźnień. Z mojego doświadczenia wiem, że lepszą informacją jest zła informacja o tym, że pociągi stoją, niż jej zupełny brak.
A w szerszym kontekście – najważniejsze jest docieranie z informacją, że pociągi rzeczywiście są i kursują, i nikt ich za chwilę pasażerom nie zabierze. Jestem zwolennikiem regularnych połączeń, i dobrze wiem, że ich minimalną liczbą w ciągu dnia jest siedem kursów, tak aby przynajmniej co dwie godziny pociągi mogły jeździć. I zawsze warto podkreślać, że mimo jakichś niedogodności, jak choćby spóźnienia, da się pociągami dojechać naprawdę daleko.
Mam już za sobą takie dalekie podróże – pociągiem jechałem do Bułgarii, Czarnogóry oraz na Chorwację. Warto też zawsze mówić, że choć taka podróż może trwać dłużej niż przemieszczanie się samochodem, to jednak można z niej mieć o wiele większą radość. Długie podróże pociągiem dają kompletnie inną perspektywę świata. To rodzaj metafizyki, o którą pytałeś na początku.
Ta najbardziej wymarzona, a może najintensywniej metafizyczna podróż koleją jeszcze przed Tobą?
Myślę, że podróżowanie do Czarnogóry było takim wydarzeniem, w którym przeżyłem ten charakterystyczny moment przekroczenia własnego doświadczenia, gdy skupiam się wyłącznie na czystym aspekcie podróży koleją, niespiesznie zanurzając się w krajobrazie i jego zmianie, przestając zarazem skupiać się na upływającym czasie. Myślę, że czułbym to jeszcze intensywniej, gdybym zrealizował inne z marzeń, choć w obecnej sytuacji jest to niemożliwe, czyli podróży koleją Transsyberyjską. Tam kusi mnie nie tylko czyste doświadczenie, ale też rodzaj dziedzictwa kulturowego, który za taką podróżą się kryje, a którą znamy choćby z literatury.
A ta nie jest Ci obca, bo sam również piszesz, masz za sobą debiut i książkę „Być jak konduktor”. Będą kolejne?
Lubię Stephena Kinga, dlatego napisałem kolejną książkę – horror kolejowy o podróżach w wagonie sypialnym. To horror psychologiczny, pokazujący w jaki sposób obecność konduktora może wpłynąć na losy podróżnych korzystających z kuszetki. Czyli znów metafizyka (śmiech).
Przygotowuję również kontynuację swojej pierwszej książki, w której pojawią się wątki z moich późniejszych kolejowych doświadczeń, gdy przestałem być konduktorem, stając się kierownikiem pociągu czy specjalistą od social mediów.
Dlaczego Śląsk Cieszyński na tak długo utknął w wykluczeniu komunikacyjnym?
Myślę, że wszystko wydarzyło się jeszcze za czasów tzw. starego PKP, gdzie nieustannie mówiono o rosnących kosztach, a najlepszym rozwiązaniem ograniczania wydatków stało się cięcie połączeń. Cięto wtedy właściwie na oślep, wyjaśniając wszystko nieopłacalnością i nierentownością. W Cieszynie również chciano podążać drogą, którą obrano np. w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie miasto całkowicie zniknęło z kolejowej mapy Polski. Na szczęście Cieszyn na tej mapie pozostał. Z perspektywy lat spędzonych w mieście nad Olzą wiem, że straciło ono wiele na znaczeniu także dlatego, że po próbach likwidacji kolei niemal natychmiast wyeliminowano komunikację autobusową. Cieszyn wtedy przestał być atrakcyjny dla wielu osób, a przede wszystkim dla młodych ludzi.
Które z wydarzeń w ostatnich latach stały się tymi najistotniejszymi w przywracaniu ruchu kolejowego w Cieszynie?
Gdy nie było jeszcze linii do Goleszowa, funkcjonowała linia do Czechowic-Dziedzic, z pięcioma parami połączeń, z których nie korzystało zbyt wielu podróżnych. Pamiętam, jak zarzuciłem w Kolejach Ślaskich pomysł i zapytałem, po co my jeździmy do Czechowic-Dziedzic, zróbmy lepiej połączenie do Katowic przez Zebrzydowice. I zobaczymy czy to chwyci. Na początku popatrzono na mnie dziwnie, jednak po pojawieniu się pierwszego połączenia, które realizowano raz w tygodniu – w niedziele, okazało się, że jeżdżą nim studenci. Pierwszym kursem, a pamiętam go do dziś, jechało z nami 40 osób. Później przybywało połączeń – najpierw było jedno, potem już dwa, a nawet trzy w ciągu dnia. Z pociągów zaczęli korzystać mieszkańcy miejscowości pośrednich, i zaczęli podróżować koleją również do Cieszyna.
Dlatego później, przy rewitalizacji linii do Wisły, udało się odcinek Goleszów-Cieszyn wpisać do projektu jako strategiczny w dowozie osób do Cieszyna. Po eksperymencie przez Zebrzydowice było wiadomo, że ludzie chcą jeździć koleją do Cieszyna. A po oddaniu do użytkowania linii przez Skoczów, powróciła także linia do Czechowic-Dziedzic, z której również korzystają pasażerowie.
Dlatego z perspektywy czasu widzę, że momentem inicjacyjnym okazało się uruchomienie linii do Katowic, nawet trochę tą pokraczną trasą. Ważne było także uruchomienie przez czeskie koleje połączenia Czeskiego Cieszyna z Cieszynem.
W grudniu na mapę kolejową powróciła Wisła, z której np. można bezpośrednio podróżować do Olsztyna…
To bardzo fajnie posunięcie. Zresztą Wisła w przeszłości miała bardzo interesujące połączenia, jeździło się z niej nie tylko do Olsztyna, ale również do Białegostoku, Szczecina czy Gdyni. Aby jednak pojawiło się więcej połączeń do Wisły, trzeba wyremontować odcinek pomiędzy Skoczowem a Bielskiem-Białą. Kiedyś wiele pociągów funkcjonowało jako przedłużenie relacji, które dojeżdżały do Bielska właśnie. Wiem jednak, że w Wiśle walczą o kolejne dalekobieżne połączenie. W chwili, gdy pojawiłoby się więcej pociągów dalekobieżnych do Wisły, mogłyby one również docierać do Cieszyna.
Czy są jakiekolwiek szanse na przywrócenie połączenia między Bielskiem-Białą a Skoczowem?
Wiem, że są takie dalekosiężne plany, jednak w tej konkretnej sytuacji będą potrzebne ogromne pieniądze.
Ta linia jest tak zdewastowana, że właściwie trzeba ją stworzyć od nowa. Mam nadzieję, że jednak powróci. I nie warto sugerować się opiniami, że ta linia nie wygeneruje podróżnych, bo istnieje droga ekspresowa. Podobne argumenty pojawiły się na odcinku Bielsko-Żywiec, a po oddaniu do użytku drogi pomiędzy Żywcem a Bielskiem ludzie wciąż jeżdżą pociągami. Pojawienie się pociągów po prostu zwiększa mobilność ludzi. Czas podróży koleją już potrafi być krótszy niż podróż po zakorkowanych miastach.
W Cieszynie, po przywróceniu połączeń kolejowych, w kilku newralgicznych miejscach opadają rogatki, a kierowcy samochodów narzekają na zakorkowane ulice, przez kolej właśnie…
Transport kolejowy zawsze jakoś musi współgrać z transportem kołowym. I musimy się jakoś podzielić przestrzenią i pasem ruchu w chwili, gdy jedzie pociąg. Jeśli ludzie chcą, aby tych korków nie było, muszą poszukiwać alternatywy, choćby w postaci komunikacji miejskiej, własnego roweru albo po prostu spaceru, jeśli nie mają daleko. Często jeździmy samochodem z wygodnictwa, bo nie chce nam się wybrać pieszo bądź rowerem. Czasami komunikacja miejska też bywa mało atrakcyjna dla mieszkańców, jednak i ona wciąż się zmienia. Ludzie z transportu publicznego nie będą korzystać, gdy jeździ rzadko i jest relatywnie drogi.
Pewnie poczułeś się mile połechtany, gdy cieszyński dworzec został wybrany „Dworcem Roku 2022”? Bo przecież też przyłożyłeś małą cegiełkę to tego tytułu…
Dopiero ludzie piszący komentarze na moim profilu przypomnieli mi, jak już kilkanaście lat temu stałem na tle starego dworca i apelowałem w prasie, że dworzec jest zniszczony i trzeba coś z nim zrobić. I po tylu latach mój apel doczekał się odzewu (śmiech). Nie sposób w ogóle wymienić wszystkich osób zaangażowanych w pracę na rzecz dworca, było ich tak wiele, i każda z nich dołożyła się ze swoją mniejsza czy większą cegiełką. Ale rzeczywiście poczułem ogromną radość.
A które z dworców na Śląsku Cieszyńskim są Twoimi ulubionymi?
Oczywiście dworzec w Cieszynie, ze względów sentymentalnych. Bardzo podoba mi się również dworzec w Wiśle Uzdrowisku, który też został wyremontowany. Lubię też obiekt w Cieszynie Marklowicach, mam nadzieję, że kiedyś przejmie go Urząd Miasta, i uratuje chociażby te wspaniałe herby, które go zdobią. Bardzo mi żal natomiast dworca w Skoczowie – była w przeszłości szansa, by miasto przejęło go za symboliczną złotówkę, tak się jednak niestety nie stało. Teraz mamy tam taką sytuację, gdzie wyremontowanemu torowisku i peronom towarzyszy brzydki i w złym stanie budynek.
Pojawiają się jednak również nowe przystanki, jak choćby Cieszyn Uniwersytet…
Nie wiem czy w ogóle tego przystanku nie będzie można wpisać do polskiej Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii najkrótszej odległości dzielącej przystanek kolejowy od uniwersytetu. A dworzec w Cieszynie najprawdopodobniej jest najbliżej usytuowanym od rynku dworcem w Polsce. Trzeba by jednak zrobić szczegółowe badania.
Pojawianie się nowych przystanków na pewno usprawnia możliwość przemieszczania się podróżnych i stanowi kolejną dobrą zachętę do korzystania z kolei. A mnie jeszcze marzy się jeden przystanek w Cieszynie – myślę o stacji Cieszyn Zamek, który mógłby być usytuowany naprzeciwko Zamku, gdzie rozjeżdżają się tory do Zebrzydowic i Czeskiego Cieszyna.
Są miejsca na Śląsku Cieszyńskim, do których chciałbyś dotrzeć pociągiem, jednak brak infrastruktury nie daje takiej możliwości?
Taką białą mapą jest w tej chwili Jaworze czy Pogórze, czyli miejscowości znajdujące się na linii Bielsko-Skoczów. Boli mnie również, że takim miejscem wciąż wykluczonym jest Strumień, w którym funkcjonują jedynie weekendowe połączenia do Wisły i Żywca, a z powodzeniem można by tam jeździć również w ciągu tygodnia. Liczę jednak, że takie połączenia zaczną się pojawiać. Ciekawostką jest, że przez Strumień przejeżdżają pociągi pasażerskie Intercity, które jednak tam się nie zatrzymują, a kursują np. do Ustki. Jednak Strumień musiałby o połączenia zawalczyć.
W jaki sposób przekonywać decydentów o tym, by zarówno linie kolejowe, jak i całe miejscowości, powracały z kolejowego niebytu?
Zawsze trzeba brać pod uwagę racje każdej ze stron. Mnie jest w tej chwili zdecydowanie łatwiej analizować i próbować zrozumieć zarówno kolejne inwestycje, jak i plany na przyszłość. Gdy kończą się pieniądze na realizację remontów i rewitalizacji to trudno oczekiwać, że decydenci zabiorą innym i dają właśnie na naszą linię. Każda kropla drąży jednak skałę.
Sam jestem wielkim miłośnikiem kolei, jednak dostrzegam coś więcej niż tylko swoje racje.
Od dawna Cieszyn był znany jako świetny punkt do planowania podróży kolejowych. Z Dworca Głównego w Czeskim Cieszynie można wciąż wyruszyć do bardzo odległych europejskich ośrodków. Nieco gorzej z planowaniem podróży z Cieszyna, choć przecież tylko z jedną przesiadką dojedziemy np. do Berlina…
Linia kolejowa, która przebiega po czeskiej stronie Śląska Cieszyńskiego jest linią magistralną, łączącą Republikę Czeską ze Słowacją. Gdyby ta znajdowała się w polskich granicach administracyjnych, byłaby również niezwykle ważną linią w naszym kraju. Jednak w dobie braku granic nie jest to już wielkim problemem, a raczej zwiększa naszą mobilność i pozwala na podróże do Pragi, Popradu czy Koszyc. I nie ma sensu porównywać tej linii z liniami leżącymi po polskiej stronie, ponieważ nie mamy linii magistralnej – nawet ta, biegnąca w kierunku Zebrzydowic, straciła ostatnio na znaczeniu.
Koleje skrywają przed Tobą jeszcze jakieś tajemnice?
Absolutnie tak, kolej nieustannie mnie zaskakuje, i nie ma chyba dnia, abym o czymś zupełnie nowym się nie dowiedział i czegoś nie nauczył. Myślę, że gdybym trafił na kolejne stanowisko kolejowe, odkryłbym mnóstwo nieznanych mi rzeczy i zjawisk. Dlatego kolej jest tak fascynująca.