Grzechy przodków

0
1873
fot. arch. prywatne
- reklama -

Po pierwszej powieści pt. „Blizna”, która obraca się wokół tragedii wojennej małej podcieszyńskiej wioski Żywocice, w „Trzeciej terapii” wybrała pani temat o wiele bardziej znany i często eksploatowany, jakim jest obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Mamy ostatnio wysyp powieści z Auschwitz w tytule…

No właśnie. Czasem odnoszę wrażenie, że takie właśnie tytuły mają być gwarancją dobrej sprzedaży książki. Zrezygnowałam z podobnej nazwy, aby być uczciwą wobec czytelnika. Bo moja powieść odnosi się do tego tragicznego miejsca, lecz to nie jest literatura obozowa. Auschwitz to tylko jeden z wątków powieści. Przeszłość przodka, który był esesmanem w obozie koncentracyjnym, rzutuje na samoocenę, poczucie wartości i komfort psychiczny jego córki oraz wnuczki. I wtedy pojawia się ktoś, kto potrafi to umiejętnie wykorzystać do swoich celów. Psychoterapeuta, a może raczej psychopata…

I to ma związek z tytułem „Trzecia terapia”?

Tak. Terapia rozumiana także w przenośni – terapia, która jest raczej pseudo-terapią, bo prowadzi do psychicznego uzależnienia, do manipulacji, a nawet przemocy. Ale zawsze można próbować się uwolnić, stanąć na nowo na własnych nogach, tak jak próbuje to Mathilda, bohaterka mojej powieści.

- reklama -

Jej dziadek esesman jest rzeczywistą postacią?

Nie, wszyscy bohaterowie mojej książki są postaciami fikcyjnymi. Co nie znaczy, że fakty mnie nie interesowały. Wręcz przeciwnie – kilkakrotnie jeździłam do Oświęcimia, konsultowałam się z pracownikami Muzeum Auschwitz-Birkenau, czytałam literaturę nt. załogi obozu. Wszystko po to, aby realnie przedstawić okoliczności służby Wolfganga Taunitza. Dzięki uprzejmości kierownika archiwum, dr Wojciecha Płosy, dowiedziałam się, jak w archiwum można znaleźć materiały dotyczące konkretnego więźnia czy też esesmana z załogi Auschwitz.

Do jakiej „szuflady” włożyłaby pani swoją powieść? To literatura historyczna, obyczajowa…?

Nazywam ją powieścią obyczajowo-psychologiczną, gdzie historia upomina się o swoje. Na rynku księgarskim została zaszeregowana do kategorii literatura piękna polska.

Jest w niej miejsce na miłość, na relacje międzyludzkie?

Cała ta książka jest o relacjach. Mathilda wikła się w toksyczny związek z psychoterapeutą Thomasem, nie zdając sobie sprawy, że zamiast miłości dostaje niezdrowe uzależnienie. Drugi bohater, Grzegorz – nie radzi sobie po tragicznej śmierci żony. Tkwi w niełatwym trójkątnym układzie z matką i z dorastającą córką, jego kolejne związki z kobietami kończą się porażką.

W pewnym momencie życiowe drogi Mathildy i Thomasa się spotykają. Co może mieć wspólnego kobieta z Drezna z mężczyzną zamieszkałym w Oświęcimiu?

W pewnym momencie Mathilda postanowi zmierzyć się z prawdą, poznać szczegóły działalności jej dziadka w obozie koncentracyjnym, chce poznać ciężar jego winy. Grzegorz, który pracuje jako przewodnik w Muzeum Auschwitz, może jej pomóc w dotarciu do informacji.

Tych dwoje połączy „coś więcej”?

W tej powieści nic nie jest takie proste ani oczywiste. Nie będę zdradzała szczegółów, ale relacja Mathildy i Grzegorza jest o wiele bardziej skomplikowana. Układy, w których oboje tkwią i zahamowania, które mają, sprawiają, że boją się

Pani pierwsza powieść „Blizna” jest mocno osadzona na Zaolziu. W „Trzeciej terapii” mamy Oświęcim, Kraków, Drezno. Zaolzia nie ma w tej książce?

Jest, choć faktycznie nie ma ono tu tak wielkiego znaczenia. W „Bliźnie” zaolziańskie Żywocice były sceną, na której rozegrała się tragiczna wojenna historia, w „Trzeciej terapii” pojawia się Zaolzie sielankowe, dokąd człowiek lubi wracać, bo to jest powrót do czasów młodości. Na rodzinną miejscowość jednej z moich bohaterek, matki Grzegorza, wybrałam malowniczą beskidzką wioskę Łomna, którą zapewne zna wielu czytelników „Tramwaju Cieszyńskiego”. Ale nawet w idyllicznej krainie nie sposób uchronić się przed bólem czy nieszczęściem.

Zatoczyliśmy łuk i wracamy na początek naszej rozmowy. Temat zbrodni nazistowskich jakoś głębiej panią interesuje?

Od pewnego czasu tak. Przed dwoma czy trzema laty kilkakrotnie towarzyszyłam w charakterze tłumacza czeskim wycieczkom odwiedzającym Auschwitz-Birkenau. Moje częstsze pobyty w tym miejscu sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać nie tylko nad tragedią ofiar obozu, ale także nad losami i rolą członków załogi SS w Auschwitz. W tamtym okresie przeczytałam książkę Tatiany Freidensson „Mój ojciec był nazistą”. Autorce udało się dotrzeć do potomków prominentów nazistowskiej Trzeciej Rzeszy i skłonić ich do opowieści o tym, co względem nich czują. Nienawidzą ich? Usprawiedliwiają? Usuwają ich ze swojej pamięci i świadomości? Reakcje i opowieści były różne. A mnie ta lektura skłoniła do zastanowienia się, jak było – czy też mogło być – w przypadku potomków „zwykłych”, szeregowych esesmanów. I dlatego zaczęłam pisać tę powieść.

Znalazła pani odpowiedź na nurtujące panią pytanie?

Myślę, że nie ma jednej, uniwersalnej odpowiedzi. W Niemczech, gdzie żyje mnóstwo potomków osób aktywnie służących nazistowskiemu reżimowi, wojenna historia przodków nadal jest tematem tabu. Nie mówi się publicznie o tym, że ojciec, dziadek czy pradziadek był w SS i wykonywał takie lub inne zadania. Pytałam o to znajomą pisarkę i lekarkę, która mieszka w Dreźnie. Z racji swojego zawodu obraca się często wśród starych ludzi, którzy wiele pamiętają. Oni nie chcą opowiadać o wojnie, a jeżeli już, to tylko ogólnie. Ale myślę, że ta przeszłość wojenna nadal w ludziach tkwi, że osoby bardziej wrażliwe – takie jak Mathilda i jej matka Ingrid – bohaterki mojej książki – nie czują się dobrze, mając świadomość win swoich przodków.

Danuta Chlupová, dziennikarka „Głosu“ – gazety Polaków w Republice Czeskiej. Mieszka na Zaolziu. Jest autorką dwóch powieści, pisze trzecią.

Trzecia terapia Danuty Chlupowej Wydawnictwa NOVAE RES czeka na naszych czytelników
pod numerem 577 148 965!