Niezwykłe przyjaźnie w morzu przelanej krwi

0
1201
fot. arch. autora
- reklama -

– Z „przedmurzem” jest jak ze wszystkimi wielkimi określeniami, że wielu lubi – mówiąc Tuwimem – „szarpać je deklinacją”. Oczywiście, przez stulecia Polska była przedmurzem, udawała je lub nawet wchodziła w sojusze z niechrześcijańskimi sąsiadami przeciwko tym chrześcijańskim. Ale „przedmurze” to nie tylko mit – mówi historyk Michael Morys-Twarowski. Właśnie ukazała się jego najnowsza książka, zatytułowana „Przedmurze cywilizacji”.

Marcin Mońka: Po „Polskim imperium” i „Narodzinach potęgi” to Twoja trzecia książka, w której pochylasz się nad rodzimą historią. Tym razem mierzysz się z mitem „przedmurza” i udowadniasz, że nie jest to ani banalny wytrych do skarbnicy narodowego samozadowolenia ani gładki polityczny slogan, tak chętnie nadużywany w rozmaitych dyskursach, nie tylko historycznych. Bo przecież „przedmurze” nie narodziło się w XVI wieku, jak przekonywała ówczesna dyplomacja, lecz zdecydowanie wcześniej. Od kiedy możemy mówić zatem o „polskim przedmurzu”?

Michael Morys-Twarowski: Samo określenie „przedmurze” związane jest paradoksalnie już z okresami zaborów, kiedy Polski nie było już na mapie. W czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej posługiwano się łacińskim odpowiednikiem „antemurale”, nawet pojawiły się próby spolszczenia go na „antermural”. Jednak Polska od 966 roku, kiedy – jak to się podręcznikowo ujmuje – weszła do grona państw chrześcijańskich, do drugiego rozbioru graniczyła z państwami niechrześcijańskimi.

W dotychczasowych przekazach zwykle funkcjonował termin „przedmurze chrześcijaństwa”, Ty jednak zdecydowałeś się potraktować ideę jeszcze szerzej i piszesz o „przedmurzu cywilizacji”. Dlaczego?

- reklama -

Tytuł był obiektem wielu dyskusji w wydawnictwie, nie wiem, czy nie najlepszy byłby po prostu „Przedmurze”. Obecny jednak chyba lepiej oddaje treść, bo książka to nie tylko opowieść o morzu przelanej krwi, ale też o niezwykłych przyjaźniach. Kwestie wyznaniowe nie zawsze były priorytetowe. Nawet w bitwach pod Grunwaldem czy pod Cecorą w szeregach polskich wojsk walczyli muzułmanie, a w państwie, kreującym się na obrońcę chrześcijaństwa, wyznawcy innych religii cieszyli się tolerancją – tolerancją, nie równouprawnieniem – niespotykaną na zachód od naszych granic.

Idea „przedmurza” w dziejach Polski pozostawała zawsze niezwykle żywotna. Czasami stawała się orężem w doraźnych walkach politycznych, najczęściej jednak wpisywała się w narodową mitologię. Jak ważny to mit współcześnie? A może to nie tylko mit?

Z „przedmurzem” jest jak ze wszystkimi wielkimi określeniami, że wielu lubi – mówiąc Tuwimem – „szarpać je deklinacją”. Oczywiście, przez stulecia Polska była przedmurzem, udawała je lub nawet wchodziła w sojusze z niechrześcijańskimi sąsiadami przeciwko tym chrześcijańskim. Ale „przedmurze” to nie tylko mit. Chyba najbardziej Rzeczpospolita zasłużyła na to określenie w 1621 roku, kiedy przyszło jej wojskom zatrzymać armię dowodzoną przez samego sułtana. Hetman Chodkiewicz wygłosił przy tej okazji epicką przemowę, której nie powstydziliby się scenarzyści z Hollywood: „Ej waleczni Polacy, mężna Litwo, bitna Rusi, dzielni Prusacy, nieustraszeni Inflantczykowie! O, wy, wszystkie narody, prawami, wolnością, językiem, pokrewieństwem, wiarą pod skrzydłami jednego orła złączone, na dane hasło wpadnijcie na te bezecniki, zmiatajcie ich obrzmiałe nawojami głowy zręcznym szabel pokosem… Oto Dniestr w tyle nieprzebyty, oto rozlane wszędy Turków i Tatarów orszaki. Upadła wszelka nadzieja do ucieczki, tu bić się i zwyciężyć albo zginąć nam potrzeba każe!”

Czy współcześnie, poza chełpliwymi deklaracjami, coś z ducha „przedmurza” przetrwało we współczesnych?

Zawsze jest ryzyko, kiedy specjalista od przeszłości próbuje mówić o teraźniejszości. Bardziej cała idea „przedmurza” powinna być nauką dla współczesnych – że w polityce międzynarodowej nie ma sentymentów, że twój sojusznik może stać się twoim wrogiem i na odwrót. Walcząc z Prusami, Litwinami, Tatarami i Osmanami przelaliśmy morze krwi, ale były też długie lata pięknej przyjaźni.

Historia Rzeczpospolitej stała się Twoją książkową specjalnością. Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, by zmierzyć się z przeszłością innych krajów czy jednak bliskie jest Ci przekonanie, że Rzeczpospolita jest nieprzebraną skarbnicą tematów, a tych wystarczy Ci do końca pisarskiej kariery?

Decyduje bardziej przekonanie, że w Polsce ludzie interesują się bardziej historią Polski niż innych państw, chociaż wszystkie trzy książki, „Polskie imperium”, „Narodziny potęgi” i „Przedmurze cywilizacji”, są opowieścią o interakcjach z innymi krajami. Jednak polska historia – tak jak powiedziałeś – to nieprzebrana skarbnica tematów.

O polskiej historii opowiadasz barwnym, plastycznym językiem, potrafisz unikać zbędnego patosu, a czasami prowadzisz narrację tak, aby czytelnik miał szansę poczuć te wydarzenia niejako od środka. Na jak wiele może sobie pozwolić pisarz, aby jego książkę czytało się z poczuciem pewnego komfortu, unikając zarazem krytycznych głosów recenzentów, że próbuje się pisać przeszłość nie tylko „na nowo” ale i nieco „prywatnie”?

Problemem w pisaniu o historii – nie tylko w Polsce – są dwa obozy: naukowcy i popularyzatorzy. Ci pierwsi piszą głównie na potrzeby akademickich awansów, zupełnie nie dbając, czy kogoś poza garstką kolegów zainteresuje ich twórczość. Ci drudzy często szarżują, szukając sensacji, wybierając czy formułując nieprawdopodobne hipotezy, byle tylko sprzedać więcej egzemplarzy. Niektórzy twierdzą, że przepaść między nimi jest nie do zasypania. Tymczasem bodaj Norman Davies powiedział, że książki historyczne powinno dzielić się nie na naukowe i popularne, ale na dobrze i źle napisane. Staram się być uczciwy wobec czytelników – wszystkie moje książki są zaopatrzone w przypisy, spośród alternatywnych hipotez wybieram te najbardziej prawdopodobne, co nie znaczy, że te najbardziej popularne. I uważam, że dobre książki historyczne powinny nie być tylko zbiorem faktów, lecz również autorską opowieścią, autorską wizją przeszłości. Inaczej mówiąc, nie chcę być tylko historykiem, ale przede wszystkim pisarzem historycznym.

Michael Morys-Twarowski jest absolwentem prawa i amerykanistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, na tej samej uczelni obronił również doktorat z historii. Jest autorem kilkudziesięciu publikacji naukowych, poświęconych przede wszystkim historii Śląska Cieszyńskiego. W lutym 2016 ukazała się jego bestsellerowa książka zatytułowana „Polskie imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą”. Rok później do księgarń trafiły „Narodziny potęgi”. Jego trzecia książka – „Przedmurze cywilizacji”, do rąk czytelników trafiła jesienią tego roku. Wszystkie ukazały się nakładem wydawnictwa Znak. Michael Morys-Twarowski jest stałym współpracownikiem Polskiego Słownika Biograficznego.