Bajki głosami znanych aktorów, wyznane celebryty, kulinarny show i prawdziwe anioły na jubileuszowym Przeglądzie filmowym „Kino na granicy”. Na przełomie kwietnia i maja, już od 25 lat Cieszyn żyje imprezą kulturalną, która nie tylko nie traci zainteresowania wśród koneserów, ale zyskuje coraz większy rozgłos. O sukcesie imprezy, moim zdaniem, decyduje kilka czynników.
Organizatorzy od ćwierć wieku niestrudzenie wyszukują dla nas nowe, stare, kolorowe i czarno-białe, popularne i zupełnie nieznane filmy pochodzące z Polski, Czech, Węgier i Słowacji. Jednak nie tylko perspektywa oglądania filmów sprawia, że do Cieszyna przyjeżdżają ludzie z wielu krajów. Możliwość bezpośredniego spotkania z twórcami filmu, komunikacja na żywo z aktorami, reżyserami i innymi członkami ekipy filmowej – jest naprawdę tym, co przyciąga tysiące osób do udziału w imprezie. „Kino na Granicy” to wydarzenie samo w sobie wyjątkowe. Dziś przegląd rozrósł się już do całkiem pokaźnych rozmiarów, a jednocześnie organizatorom udaje się z roku na rok zachować kameralność imprezy, jej autentyczność i wyjątkową atmosferę luzu. Na międzynarodowym festiwalu, którego program obejmuje ponad sto filmów, około dwustu znanych i uznanych gości ze świata kina nie ma miejsca na czerwone dywany, jasne reflektory i hałaśliwych reporterów. Zamiast ostentacyjnego szyku – serdeczne spotkania z fanami, rozmowy przy kawie, nieformalne spotkania towarzyskie. Nie ma tu wysokiej rangi jury ani nagród. Tylko filmy i oglądanie ich dla przyjemności, a nie dla uznania krytyków.
Głównymi punktami tegorocznego pokazu były filmy wyprodukowane przez klan filmowy Holland-Łazarkiewicz, retrospektywa Anny Dymnej i oczywiście osobista obecność tych i wielu innych aktorów i twórców filmowych po obu stronach Olzy. Muszę się przyznać – kocham kino jako sztukę, ale jestem kompletnym laikiem, jeśli chodzi o ludzi, którzy je tworzą. To znaczy, znam nazwiska aktorów, rozpoznaję ich na ekranach, ale reżyserzy, scenarzyści, montażyści, operatorzy – wszyscy ci ludzie pozostają za kulisami dosłownie i w przenośni. Pod tym względem Przegląd Filmowy „Kino na Granicy” pozytywnie wyróżnia się na tle innych podobnych imprez. Przecież tylko tutaj tych artystów świata filmu można zobaczyć zwyczajnie na ulicach miasta, mijanych jak zwykłych ludzi, spokojnie wypić z nimi kawę, a przy okazji, zamienić kilka słów o pogodzie… Uważam, że pomysł organizatorów, na spotkania z twórcami filmów tuż po projekcji, jest niezwykle udany i ma ogromne znaczenie dla kształtowania się opinii społeczeństwa o kinie środkowoeuropejskim. W końcu co innego obejrzeć film, a co innego mieć możliwość osobistego zapytania reżysera o ten czy inny obraz, pracę nad nim i inne szczegóły. To naprawdę potęguje wrażenie, a czasem nawet zmienia sposób patrzenia na film.
Osobiście, chcąc lepiej poznać fenomen kina środkowoeuropejskiego, starałam się przeplatać stare filmy, mało znane poza krajem, w którym powstały, filmami zupełnie nowymi. Tworzy to pewną wizję tego, jak kino rozwijało się i zmieniało. Jednocześnie filmy retro na festiwalu to szansa na zobaczenie czegoś zupełnie wyjątkowego. Na przykład tym razem był to film z 1971 roku pt. „Pięć i pół bladego Józka” Henryka Kluby z udziałem Anny Dymnej, który nigdy nie wszedł na ekrany kina. Albo odwrotnie – zobaczyć na ekranie takiego nieosiągalnego Leonarda DiCaprio, a potem porozmawiać na żywo z Agnieszką Holland, wybitną reżyserką, która jako jedna z pierwszych odkryła jego talent. I wiecie, że gwiazda Titanica nie była jedyną na liście celebrytów, z którymi pracowała. A potem wyobraźcie sobie — ta kultową postać siedzie sobie, tak normalnie, na seansie filmowym w rzędzie obok! Czy to nie jest inspirujące? Jak na spotkania, które odbyły się po seansach filmowych, jest to naprawdę wyjątkowe przeżycie. W końcu oprócz wspomnianych członków filmowego klanu i legendy polskiego kina – Anny Dymnej, festiwal odwiedziły także gwiazdy filmowe. Między innymi chciałabym wyróżnić Krzysztofa Globisza — osobę niesamowitej siły ducha, aktora, który przeżył udar i po jakimś czasie wrócił na sceny. Poza tym wśród znanych nazwisk: Krzysztof Zanussi, Zbigniew Zamachowski, Jowita Budnik, Adam Sikora, Adam Woronowicz, Agnieszka Smoczyńska i wiele innych. … z przyjemnością zanurzyłam się więc w świat kina.
Oglądałam filmy, uczestniczyłam w spotkaniach i debatach z gośćmi. Ale poza tym, jednym z ciekawych elementów udziału w festiwalu było obserwowanie samych uczestników festiwalu. Dla siebie podzieliłam je na trzy kategorie. „Pierwszy raz na festiwalu”, „Stary wyga” i „Weterani”. Pierwsza – zszokowana ilością filmów, koncertów i spotkań w programie, starała się dotrzeć i być wszędzie. Do ostatniego dnia wyglądali na trochę szalonych, ale szczęśliwych. „Stare wygi” to ci, którzy nie są na festiwalu po raz pierwszy i dobrze rozumieją, że nie można być wszędzie jednocześnie, dlatego starannie wybrali filmy do obejrzenia, czerpiąc prawdziwą przyjemność z samego oglądania. I szczególny rodzaj uczestników festiwalu — tak zwani „weterani”. Nie marnują czasu na bieganie między kinami, wolą spokojną kontemplację zgiełku festiwalowego świata, nieco na uboczu, nad kieliszkiem wina. Nie ma dla nich już nic nowego, znają osobiście co najmniej połowę gości z ekipy filmowej, którzy co roku przyjeżdżają na festiwal, a czasem, nawet udaje im się nie być na ani jednym seansie w ciągu pięciu festiwalowych dni, ale świetnie się bawić w towarzystwie aktorów i reżyserów przy kawiarnianym stoliku. Jak podsumował jeden z organizatorów „Kina na Granicy”, w tej edycji Przeglądu Filmowego, goście po obu stronach ekranu byli jednakowo zadowoleni z siebie nawzajem i czasu spędzonego na festiwalu.