Literatura na Granicy — szczególne wydarzenie, które powstało jako część Przeglądu Filmowego i towarzyszy festiwalowi już od kilku lat, corocznie zdobywa większe uznanie. W tym roku w namiocie na Wzgórzu Zamkowym odbyło się wiele ciekawych, może nawet historycznych spotkań. Była to świetna okazja, żeby posłuchać albo podyskutować na różne tematy związane z literaturą środkowoeuropejską. Między innymi spotkania z autorami książek i ich tłumaczami.
Odbyło się także parę debat, np. debata poświęcona pamięci reżysera Jiriego Menzla oraz debata Szwejkowska w 100. rocznicę śmierci Jaroslava Haska.
Dla mnie najbardziej znaczące było spotkanie z Jurijem Andruchowyczem, ukraińskim pisarzem, eseistą, tłumaczem i muzykiem. Zdobywcą m.in. Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” (2006) za powieść „Dwanaście kręgów” oraz Nagrody im. Václava Buriana za wkład kulturalny do dialogu środkowoeuropejskiego (2019).
Halyna Malynovska: Po raz pierwszy uczestniczy Pan w przeglądzie „Kino na Granicy”. Jak wrażenia?
Jurij Andruchowycz: Tak, ja i moi przyjaciele przyjechaliśmy tu po raz pierwszy i mogę powiedzieć, że festiwal robi wrażenie. Moim zdaniem jest to dość rzadkie zjawisko, gdy jedno miasto znajduje się w rzeczywistości w dwóch krajach, które są połączone mostami i można się po nich swobodnie poruszać. Oprócz tego sam format festiwalu filmowego jest dość nietypowy. Bo na świecie raczej królują festiwale o gwiazdorskim charakterze – czerwone dywany, fotoreporterzy, ochrona – takie wyraźne oddzielenie celebrytów od zwykłych ludzi. A tu wszystko jest bardzo swojskie, bardzo ciepli ludzie, więc cieszę się, że tu trafiłem.
Pana książki są popularne w Polsce, wygląda więc na to, że na poziomie mentalnym ich realia są bardzo dobrze zrozumiałe dla polskich czytelników…
Powiedziałbym, że mam szczęście do dobrych polskich tłumaczeń, a to decyduje o tym, czy książka trafi do czytelnika. Wierzę, że dobre tłumaczenie może sprawić, że najbardziej odległe kultury staną się dla siebie bliskie i zrozumiałe. Ale patrząc abstrakcyjnie, myślę, że zainteresowanie wśród polskich czytelników wszystkim, co jest związane z Ukrainą, jest dość stabilne. Osobiście obserwuję ten trend od lat 90. Wśród Polaków zawsze była dość wyrazista grupa ludzi, co nie znaczy, że bardzo liczna, ale świadoma i zainteresowana różnymi aspektami życia na Ukrainie – od społeczno-politycznych po kulturalno-naukowe. Teraz, w związku ze szczególną rolą Polski w sytuacji rosyjskiej agresji, rozpowszechnianie wiedzy o kulturze ukraińskiej ulegnie pewnym zmianom. To znaczy, że uzyska ono zainteresowanie wśród szerszego audytorium niż dotychczas.
Co Pana zdaniem dzieli a może łączy literaturę polską i ukraińską?
Tak, oczywiście są podobieństwa, ale myślę, że warto mówić o tym, czym się różnią. Moim zdaniem jedną z głównych różnic jest to, że literatura polska nie ma tak negatywnego nastawienia do Rosji, jak nasza. W przeciwieństwie do literatury ukraińskiej literatura polska nigdy nie została w pełni ocenzurowana. Chociaż polscy pisarze też dobrze wiedzą, czym jest komunistyczna cenzura. Kolejna różnica polega na tym, że historycznie literaturę polską tworzyli przedstawiciele szlachty. W tym czasie literatura ukraińska powstawała wśród przedstawicieli tzw. warstwy średniej, a nawet klas niższych, jak w przypadku Iwana Franka czy Tarasa Szewczenki. Jednak moim zdaniem po rozpadzie Związku Radzieckiego literatura ukraińska zrobiła dość szybki skok do przodu w porównaniu z literaturą polską, która przez jakiś czas chwiała się, a może chwieje się nadal.
W Europie o Ukrainie wciąż myśli się stereotypami?
Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie narody mają dość stereotypowe wyobrażenie o innych narodach i Ukraina nie jest tu wyjątkiem. Właśnie dlatego pisarze oraz twórcy innych dziedzin wychodzą, aby komunikować się z publicznością, aby ją zmienić, obalić niektóre mity lub wyrobić w nich inny pogląd.
Czy pisarz w czasie wojny ma jakieś obowiązki? Czy można powiedzieć, że literatura wpływa na losy świata?
Trudno odpowiedzieć. Jeżeli chodzi o mnie, nie stawiam sobie dzisiaj jakiegoś nowego zadania. Dalej robię to, co robiłem – piszę i prowadzę aktywne w miarę możliwości działania na polu kultury. Jestem przekonany, że wszystko, o czym piszę, co uważam za konieczne do napisania, wszystko to w jakimś sensie zmienia świat, kraj a także mnie. Zawsze wychodzę z najprostszego założenia – jeżeli pisarz robi coś, co odpowiada jego twórczym pragnieniom, jeśli spełnia on własne ambicje, to jest to potrzebne i zawsze działa na jego odbiorców.
Czy literatura w ogóle ma sens w czasie wojny?
Literatura to dość osobista sprawa. Niektórzy z moich kolegów przyznają, że odczuwają teraz pewne odrętwienie. Czyli w związku z tym co dzieje się wokół – giną ludzie, niszczone są miasta, ciągłe napięcie i poczucie zagrożenia – zdarza się, że po prostu odczuwają brak słów. I generalnie każdy pisarz sam określa swoje zachowanie w tej sytuacji – czy skupić się na tworzeniu nowych, czysto literackich tekstów, czy też zostać osobą publiczną i promować wszystko, co powiązane jest z Ukrainą, komentować, tłumaczyć zagranicznym odbiorcom, ale też formułować pewne komunikaty dla odbiorców krajowych. Lub można też zostać wolontariuszem i pomagać potrzebującym, lub pójść na front i walczyć za swój kraj. Są tacy, którym udaje się siedzieć w okopach i pisać i także ci, którzy tego nie potrafią. Ze względu na wiek prześlizgnąłem się między dwiema wojnami. Kiedy się urodziłem, skończyła się druga wojna światowa, a teraz jestem po 60. i nie jestem już powołany do wojska. Nie wiem więc, jak bym się zachował, będąc np. w służbie wojskowej, w warunkach wojennych, czy znalazłbym w sobie siłę do pisania.
W takim razie, z jakimi trudnościami boryka się ukraiński pisarz w czasie wojny?
Przede wszystkim, w obecnych czasach pisarz skazany jest tylko na pisanie, bo prawie został pozbawiony możliwości bezpośredniego kontaktu ze swoimi czytelnikami w takim stopniu, jak to miało miejsce przed wojną. Ale nawet w takich warunkach staram się spędzać jak najwięcej czasu z moją publicznością, gdzie tylko jest to możliwe.
Jaki związek jest pomiędzy Pana działalnością literacką a muzyczną?
Jest to bezpośrednio powiązane. Przecież wszystkie teksty, które wykonujemy z zespołem Karbido, są tekstami, które napisałem osobiście. Zdecydowana większość to fragmenty wcześniej wydanych książek. Na koncercie w ramach festiwalu, zagraliśmy fragmenty z powieści „Radio Noc”, która była przedstawiona podczas spotkania na Literaturze na Granicy, z oprawą muzyczną.