Rzeczy, które otaczają nas na co dzień powinny być użyteczne. Latarnia ma dobrze oświetlać drogę, po chodniku ma się wygodnie chodzić, a na ławce komfortowo siadać. Oczywiście od wieków obiektom takim ludzie starają się nadać także piękną formę. Czy jednak zauważamy te starania na co dzień? Kiedy ostatnio ktoś z nas zastanawiał się nad szczegółami zdobniczymi latarni, śmietnika czy ławki? Niegdyś w takich przedmiotach ich wykonawcy, a nierzadko byli nimi rzemieślnicy, starali się zawrzeć pierwiastek piękna.
Jednym z przykładów, gdzie funkcja użytkowa idzie w parze z estetyczną może być pewna ławka. Większość cieszyniaków z pewnością kojarzy ten kamienny obiekt, znajdujący się obecnie w lapidarium na dziedzińcu Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Masywne siedzisko z piaskowca cieszy oczy swoją zdobioną formą, ale można też wygodnie na nim odpocząć – na tyle, na ile kamienna ławka może być wygodna. Nie wiadomo niestety kiedy dokładnie powstała. Inskrypcja, która widnieje na oparciu, informuje nas tylko o tym, gdzie pierwotnie obiekt miał być ustawiony. Litery napisu układają się w niezrozumiałe na pierwszy rzut oka wyrażenia: „K. u. K. INF. RGT. ALT – STARHEMBERG N 54. MDCCCXCVI – MCMVI”. Ciąg tych znaków oznacza jednostkę wojskową – 54. cesarsko-królewski pułk piechoty księcia Alt – Starhemberga, który stacjonował w Cieszynie w latach 1896-1906. Poniżej napisu znajduje się jeszcze kartusz, lecz nie jest jasne, co przedstawia. Ławka najprawdopodobniej była ulokowana na ternie koszar. Tam też, czyli w okolicy dzisiejszej Komendy Powiatowej Policji, została odnaleziona w 2002 roku. Czy kamienne siedzisko ustawiono może w 1906 roku przy okazji wizyty Franciszka Józefa? Tego niestety nie wiemy. Możemy natomiast podejrzewać, że kadra oficerska nie raz zasiadała na tej ławce, by popatrzeć na koszary i swoich podkomendnych, a być może także, by spoglądać w oczy niejednej pięknej cieszynianki, próbując związać się z naszym miastem nie tylko poprzez miejsce wojskowej służby.
Ławka z muzealnego dziedzińca jest z pewnością bardzo ciekawym obiektem, który na dodatek rozbudził nasze apetyty i chęć dokonania kolejnych odkryć. Nasze poszukiwania zawiodły nas do innego obiektu. Okazuje się bowiem, że w Cieszynie – aktualnie po czeskiej stronie – znajduje się łudząco podobna ławka. Ta również została wykonana z piaskowca i także jest pięknie rzeźbiona. Różni ją tylko brak inskrypcji. Ławka „bliźniaczka” stoi przy kładce sportowej, tuż przy wejściu do Parku Sikory. Nie jest to jej pierwotne miejsce ustawienia, bo była ulokowana w ogrodzie przy dworku na dzisiejszej ulicy Smetany (Smetanova). Dworek niestety nie dotrwał do naszych czasów. Od co najmniej 1885 roku należał do Ludwiga Kametza – ten znany przedsiębiorca posiadał cegielnie i kamieniołomy. Zebrane informacje pozwalają na ostrożne wysunięcie hipotezy, że to właśnie zakłady Kametza otrzymały za zadanie stworzenie pamiątkowej ławki dla oficerów 54. pułku piechoty. Dlaczego jednak powstały dwie? Może po prostu przedsiębiorcy spodobał się pomysł i projekt, i postanowił mieć podobny u siebie w ogrodzie? A może kamieniarze nie mieli czasu, by pozwolić sobie na pomyłkę? Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, gdy do zakładu wpływa zlecenie na kamienną ławkę z inskrypcją, której odsłonięcie ma się odbyć podczas wizyty cesarza. W takich okolicznościach wykonanie „bliźniaczych” ławek było jak najbardziej uzasadnione. Gdyby z jedną coś nie wyszło, zawsze w rezerwie pozostawała ta druga. Najwyraźniej pierwsza próba się powiodła, więc druga ławka trafiła do ogrodu właściciela zakładu. To oczywiście nasze domysły, a historia kamiennych „bliźniaczek” pozostanie pewnie tajemnicą.
Jednak takie właśnie odkrycia sprawiają, że uwielbiamy historię, zwłaszcza tę lokalną. Gdy nawet na pozór zwykła, kamienna ławka rozbudza ciekawość i każe zadawać pytania typu: Kto był jej zleceniodawcą? Gdzie dokładnie była ulokowana? Kiedy ją odsłonięto? Oczywiście tych pytań jest o wiele więcej. I będzie nad czym się zastanawiać, gdy następnym razem usiądziecie na tej ławce. Albo na zupełnie innej, która wyzwoli w was ducha odkrywców kolejnych historii. A ciekawych obiektów codziennego użytku jest dużo więcej. Może wakacyjny czas będzie sprzyjał uważniejszemu rozglądaniu się dookoła? Tego sobie, jak i wszystkim czytelnikom i czytelniczkom życzymy.