OGRODY LITERATURY POD SOWĄ

0
860
- reklama -

Cieszyn i Puck to od dwudziestu lat miasta partnerskie. Mają więc cieszyniacy nad Bałtykiem obok innych flag, zatkniętą własną, z barwami Księstwa Cieszyńskiego. Nie przypominam sobie, gdzie u nas wyeksponowano flagę naszych partnerów. Puck niedawno gościł w Cieszynie i plenerową wystawą oswajał Cieszyn nadmorskim pejzażem. To szalenie ciekawe spojrzenie, bo zdjęcia były autorstwa cieszyńskich artystów. Czuło się w nich wiatr znad zatoki.

Nie zdążyłem jeszcze przeczytać „Wiatru od morza” Żeromskiego, kiedy zaproponowano mi udział w Ogrodach Literatury. Ogród w centrum miasteczka to najbardziej urocze miejsce na spotkanie czytelnika z pisarzem, z bardem, z poetką. Zaintrygował mnie dopisek na plakacie – „wydarzeniu towarzyszyć będzie kiermasz książki przeczytanej”. Pamiętam w Cieszynie kiermasz na Rynku w ramach Dni Oświaty Książki i Prasy. W Pucku książka czekała i kusiła w starej lodówce tuż obok gmachu biblioteki. Kiedy sięgnąłem po egzemplarz, był nim tomik poezji. Jakbym był skazanym na lirykę, na łaszące się nieustannie poezje. Podobno w Pucku była kiedyś budka telefoniczna wypełniona uwolnionymi książkami. Chyba zawitałem na Kaszuby za późno. Przyjechałem do Pucka aby powiedzieć, że w Cieszynie wiersze piszą nie od dziś, aby powiedzieć o naszej tęsknocie za morzem. W czasie naszych prezentacji w Ogrodzie Literatury powiewał sierpniowy wietrzyk, a co chwilę, jakby w dialogu z nami, odzywały się mewy. Sporadycznie widać je nad Olzą i wówczas przypominają nam dalekie plaże, szerokie i piaszczyste. Wędrując między portami, jachtowym i rybackim, natknąłem się na postać Mariusza Zaruskiego (1867-1941). Twórca nowoczesnej marynistyki był też malarzem, prozaikiem, poetą. Jego książki to między innymi „Na bezdrożach tatrzańskich”, „Na skrzydłach jachtów”. Będę musiał sprawdzić, czy nasza Biblioteka Miejska będzie w stanie wypożyczyć mi tą zaległą lekturę. A może natrafię gdzieś i na poezję Zaruskiego? W Ogrodach Literatury nie natknąłem się na jego ślad. Ale zachwyciły mnie dwujęzyczne, świetnie wydane „Opowieści Dominika” Augustyna Dominika (1915-1987). Język kaszubski wydaje się zanurzony gdzieś głęboko w historię. Słysząc język kaszubski myślę sobie, że jest on dowodem na to, jak ważnym były zaślubiny Polski z morzem. Miłość mieszkańców do Małej Ojczyzny, ma sens we wszystkich przedsięwzięciach. Nie dziwi więc, że ludzie sami od siebie jednoczą swe siły, aby prężnie i efektywnie działać. Stowarzyszenie „Pod Sową” powstało we wrześniu 2021 roku z inicjatywy pracowników Biblioteki Publicznej imienia Zaślubin Polski z Morzem w Pucku. Była to inicjatywa Małgorzaty Kolendowskiej, Moniki Mróz i Anety Radziejewskiej. Wpisuje się to w piękny patronat nad rozwojem czytelnictwa i dziedzictwa kulturalnego regionu. Stowarzyszenie „Pod Sową” realizuje zadania publiczne przy współudziale Gminy Miasta Puck. Dzięki pozyskanym środkom finansowym realizuje się projekty takie jak Rodzinne Gry Miejskie, Uniwersytet Trzeciego Wieku i Ogrody Literatury. W Ogrodach owocami są książki, autorzy, literatura. Bohaterów z plakatu zapraszającego do udziału w tym wydarzeniu kulturalnym, usiłowałem poznać już wcześniej. Pani Dyrektor Biblioteki gościła w tym roku w Cieszynie. Ale nie znałem państwa Aleksandry i Mariusza Majkowskich. To oni są inicjatorami akcji „Czytaj dzieciom po kaszubsku”. Poprzez język reanimują świadomość przynależności do Kaszub. Chociaż autorzy prezentacji nastawieni byli na młodego widza, w swym profesjonalnym przekazie zauroczyli dorosłą publiczność. Mieliśmy okazję uczestniczyć w nauce języka. Otrzymaliśmy kolorowo wydaną książeczkę „Werónka w przedszkólu” z tekstem polskim i kaszubskim. Autorzy książeczki przekonująco i dowcipnie zainscenizowali aktorsko przygody Werónki.
O swoim debiucie książkowym opowiadała nam w Ogrodach Literatury Marlena Sychowska. Z wykształcenia jest dziennikarką. Najlepiej czuje się w klasycznej fantastyce. Stąd nowy gatunek literatury – retelling. Czyli baśnie, legendy, mity opowiedziane na nowo. Nazwa gatunku, retelling, nie ma jeszcze polskiego odpowiednika. Retelling, czyli dzieciństwo w nowej dojrzałej odsłonie z baśniowym klimatem. Nabyłem książkę „Szept lasu”, bo kojarzy mi się z niedawno kupionym tomikiem poezji Mirki Szychowiak „Kup mi las”. „Szept lasu”, to coś, co być może, pomoże mi być młodym, a jednocześnie jakby na nowo dorosłym.
Anita Scharmach, ogłoszona przez swych czytelników „Królową wzruszeń”, w Ogrodach Literatury potwierdziła tę opinię. Ekonomistka z wykształcenia, pisarka z wyboru, debiut w 2016 roku. Na okładce książki „Co dwie głowy to nie jedna” czytam – „czy powinniśmy wyznaczać granice uczuć?”. Autorka z Gdyni uważa, że warto swoje miasto nazywać miejscem szczęśliwców i obdarza wszystkich uśmiechem. Bo warto zaskarbiać sobie serca ludzi, cieszyć świat, rodzinę i koty niepoprawnym optymizmem.
Biblioteka Miejska w Cieszynie będąca w partnerstwie z Biblioteką w Pucku, dała nam możliwość prezentowania naszego miasta nad morzem. Opowiedzieliśmy wierszami o sobie, swoich inspiracjach i poetyckim, małżeńskim dwugłosie. Wystarczającym powodem powinna być antologia wierszy „A w Cieszynie”, która w założeniu promuje nasze miasto i wielu twórców z regionu oraz nasze zaangażowanie w Salonik Cieszyński. Poezja jest częścią literatury, stanowi jej bardziej kameralną część. Z uczuciem swoje wiersze przeczytała Elżbieta Holeksa – Malinowska. Zauważyli to słuchający nas z uwagą ludzie, którzy są rodowitymi Kaszubami. Prezentując swoje wiersze zaznaczyłem, że do Ogrodów Literatury powinni też byli przyjechać inni cieszyńscy twórcy, czyli Jerzy Kronhold i Zbigniew Machej. Poetę, a potem i dyplomatę Jerzego Kronholda pamiętam jeszcze jako świetnego felietonistę piszącego do „Głosu Ziemi Cieszyńskiej”. Cieszyn jest pięknie ujęty w jego tomiku „Długie spacery nad Olzą”. Niemałą rolę w literaturze ma też Zbigniew Machej, aktualny laureat nagrody Orfeusza. Jego najnowsza książka „2020” oprócz wierszy hybrydowych jest zapisem czasu pandemii. Wcześniej wydał „Pieśni duchowe” i „Antidotum noctis”.
Do Ogrodów Literatury dotarł z koncertem na finał Andrzej Marczyński. Świetny gitarzysta, tekściarz, kompozytor. Ma za sobą wiele festiwali. Bardzo skromny człowiek, który zachwyca pogodą ducha. Najpierw zaśpiewał poezję ulubionych poetów, aby na finał zauroczyć zebranych własną pieśnią.
Na pożegnanie Pucka ofiarowałem Bibliotece tomik wierszy „Prace domowe”. Te wiersze mówią, że każdy z nas ma wiele do zrobienia, do napisania, do przeczytania. Do Pucka, jak udowodniła nam krajowa kolej, z Cieszyna jest dalej, aż 12 godzin. To jeden z wariantów podróży. Przez Katowice, Wrocław, Poznań Bydgoszcz, Gdańsk. W pociągu usłyszałem o najnowszej książce, pulsującej rytmem natury, pod tytułem „Gdzie śpiewają raki”. Z Gdyni do Bielska wracaliśmy o pięć godzin krócej. Tym razem obeszło się bez krajoznawczego szlaku. Pociągiem Intercity przez Warszawę i w kierunku Sosnowca gnało miejscami 120 kilometrów na godzinę. Starsza pani siedząca obok pochłonięta była lekturą, bardzo modną w świecie czytelniczym. Delia Owens, to ona jest autorką książki „Gdzie śpiewają raki”. Nie wiem, gdzie śpiewają, nie wiem gdzie zimują. Bo mam jeszcze w głowie rozmowy mew, odgłosy morza w grzywiastej fali, smak świeżych ryb w ustach, ogrody, literaturę i patronacką „Sowę”. Czuję jeszcze ziarenka piasku na ciele, którymi poniewierał wiatr, którymi dotykało nas lato i koniec wakacji w Pucku.

- reklama -