Pasja również dla kobiet

0
1133
fot. arch. prywatne
- reklama -

Pewnie większość z nas myśli, że sporty motorowe to dyscypliny przeznaczone dla prawdziwych mężczyzn i nie ma w nich miejsca dla kruchych, czy delikatnych kobiet. Okazuje się jednak, że kobiety potrafią odnaleźć się w teoretycznie męskim świecie, a nawet być od nich lepsze.  Ania Mikołajek jest tego przykładem. W tej rozmowie opowie nam o swojej pasji, lepszych i gorszych chwilach oraz o tym dlaczego pewnego dnia postanowiła wsiąść na motocykl.

DR: Zacznijmy od początku. Co sprawiło, że pokochałaś to, co teraz robisz?

AM: Był taki moment, gdy byłam niedaleko swojej miejscowości, Bażanowic. Oglądałam wtedy jeżdżących po stromych podjazdach chłopaków. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, a nie ukrywam, że zawsze ciągnęło mnie do sportów ekstremalnych. Co ciekawe, pasjonowały mnie również rajdy samochodowe. Ale to motocykl bardzo mi się spodobał. Zawsze marzyłam o tym, żeby móc jeździć, tak jak oni. Chociaż wydawało mi się wtedy, że to raczej niemożliwe. Jak już miałam motocykl i zaczęłam się uczyć jeździć od podstaw, czułam strach. Potem już tylko chciałam coraz więcej, coraz dłużej i coraz dalej. 

DR: W takim razie co jest w tym takiego wyjątkowego?

- reklama -

AM: Wiadomo, że na początku to odrzuca. Jest to bardzo męczący i wymagający fizycznie sport. Jazda na motocyklu to cały czas pozycja stojąca, oprócz zakrętów kiedy można na chwilę przysiąść. Na początku nie miałam kondycji ani siły. Ale zaczęłam chodzić na siłownię i dbać o dietę. Może dlatego, że jestem uparta albo dlatego, że znajomi popychali mnie cały czas do tego, nie poddałam się. Na początku nawet nie mogłam zjeść śniadania z powodu ogromnego stresu. Teraz o tym nie myślę. Trudno wyrazić, co w tym jest. Po prostu jak się już wsiądzie to jest tylko motocykl. Czuje się wolność. 

DR: Motocykl jest na pierwszym miejscu w twoim życiu?

AM: W zimie na pewno wyprzedza to siłownia, ale chodzę tam przede wszystkim  ze względu na motocykl. Lubię to i cały czas uczę się nowych rzeczy. Razem z koleżanką szkolę się w nowych ćwiczeniach. Ale muszę przyznać, że to motocykl jest najważniejszy.

DR: Czyli rzeczywiście ciągnie Cię do sportów ekstremalnych.

AM: Tak. Zdecydowanie. 

DR: Jak oceniasz poziom tych dyscyplin wśród kobiet w Polsce?

AM: Jest kilka dziewczyn, które naprawdę dobrze jeżdżą. Najlepsza w Polsce w Motocrosie jest Joanna Miller, która jeździ na Mistrzostwach Europy, a nawet Świata. Ona jeździ już jak facet. Miałam okazję widzieć ją w akcji w Cieszynie. Jest jeszcze jedna dziewczyna, Patrycja Komko z Opola, która była na Sześciodniówce w Hiszpanii. Jest to olimpiada motocyklowa. Jako pierwsza Polka startowała i ukończyła te zawody. Widziałam to na własne oczy. Jeżeli chodzi o resztę dziewczyn, jest dużo takich, które boją się startować w zawodach, a jeżdżą dobrze. Inne boją się oceny, a kolejne, że coś im się stanie, bo jest tłoczno. Dochodzą do tego również kwestie finansowe. W moim przypadku wszystkie pieniądze idą na motocykl. Choć w tym pomaga mi też dużo moja mama. 

DR: Spotykasz się z tym, że ktoś mówi: odpuść sobie, to tylko sport dla mężczyzn albo, że miejsce kobiet nie jest na motocyklu?

AM: Tak. Pomimo tego, że słyszy się takich słów coraz mniej, jest to nadal częste. Większość mężczyzn tak właśnie myśli. Walczyłyśmy o to, żeby w Enduro wprowadzono klasę kobiet. Jednak nawet od sędziego usłyszałyśmy parę razy, że baby to do kuchni. Czasem to rozumiem, na przykład wtedy kiedy zakopałam się w błocie po kierownicę i nie umiałam go wyciągnąć. Zadałam sobie wtedy pytanie: co mnie tu przywiodło? Trzeba było siedzieć w kuchni przy garach. Człowiek jest wtedy tak wycieńczony. Ale oczywiście to przechodzi zaraz po wjeździe na metę. Muszę przyznać, że jest to trochę sport dla mężczyzn, ale jeżeli dziewczyna się tego podejmuje to musi być bardzo uparta. Nie oszukujmy się.

DR: Sport nie odbiera Ci kobiecości?

AM: Nie mam problemu z kobiecością. To jest całkiem co innego, jak wsiadam na motor jest inaczej niż na co dzień, kiedy potrafię chodzić w szpilkach. Sukienki też wchodzą w grę.

DR: A Twój największy sukces?

AM: To są dwie rzeczy. Pierwsza, zdobycie Pucharu Polski w 2015 roku. A taki trochę mniejszy był na zawodach Cross country, gdzie była moja największa rywalka. Atmosfera między zawodnikami jest ogólnie dobra, ale jak już się jedzie to nieraz się przeklina w głowie na tą osobę, bo nie możesz jej dogonić albo siedzi Ci na ogonie. Wracając do zawodów, na początku rywalka wyprzedziła mnie, jechałam długo za nią. Później udało mi się ją wyprzedzić, ale spadł mi łańcuch. Z pomocą jakiegoś chłopaka założyłam go i rozpoczęła się gonitwa za tą dziewczyną. Na przedostatnim okrążeniu udało mi się ją dogonić, wyprzedzić i wygrać zawody. To był jeden z najlepszych momentów w moim życiu. To był osobisty sukces. Ona na pewno nie jechała na swoje 100%, skoro widziała, że jedzie pierwsza. Nigdy nie wolno odpuszczać. W tym przypadku walka do samego końca miała znaczenie. 

DR: To teraz dla porównania opowiedz o swoim najgorszym momencie.

AM: Najgorszy moment był na zawodach Enduro nad morzem w Malachowie. To były jedne z moich pierwszych zawodów w tej dyscyplinie. Próba mierzona jest zawsze otaśmowana, a na dojazdówkach są tylko strzałki. Nie zauważyłam jednej ze strzałek skrętu i przejechałam prosto. Wyjechałam na drugim końcu wioski i myśląc, że jadę w dobrym kierunku, jechałam bardzo szybko. Spotkałam jakiś rowerzystów i spytałam, gdzie do Malechowa, a oni na to, że muszę zawrócić w drugą stronę. Ale przyjechałam w końcu jako druga. Niestety spadłam na trzecie miejsce, bo nie zmieściłam się w limicie czasowym. Nikt się nie mógł wtedy do mnie odzywać. Prawie nigdy nie płaczę, ale to był taki moment, że wyłam jak bóbr. Choć teoretycznie nic się nie stało. 

DR: A Twoje największe marzenie? Każdy ma jakieś marzenia, nawet nierealne.

AM: Największe nierealne marzenie… chciała bym jeździć tak jak chłopaki.

DR: A może jednak?

AM: W marzeniu musi być chociaż troszkę nadziei, że może jednak się spełni. Ale jeżeli chodzi o zawody i starty to wszystko klaruje się na bieżąco. Mówiłam, że w tym roku będę startować tam gdzie tylko będę chciała. Żadnego sezonu i cyklu, ale raczej przerzucę się z Polski na Mistrzostwa Czech, gdzie ten sport idzie do przodu i jest bardziej w popularny w porównaniu do Polski. Są tam lepsze, cięższe trasy. Zobaczymy jak to będzie. Na tą chwilę chciałabym ukończyć jedną rundę w czasie.

DR: Jaki jest Twój największy idol? 

AM: Na pewno nasz wielokrotny Mistrz Świata w Super Enduro i Extreme Enduro Tadeusz Błażusiak. Mieszka na co dzień w Hiszpanii, ale zawsze startuje pod flagą Polski. Jest bardzo pracowity i solidny. W tym roku zakończył karierę oczywiście ostatnim wygranym przez siebie startem, bo potrafi skasować wszystkich. Coś mi się wydaje, że jeszcze będzie o nim głośno. Podejrzewam, że pojedzie na Dakar lub coś podobnego. 

DR: Jest kobieta, na której się wzorujesz?

AM: Mój ideał i wzór jeżeli chodzi o jazdę i resztę rzeczy to jest to moja koleżanka Patrycja, ta która ukończyła Sześciodniówkę. Jest drobniejsza ode mnie z czego zawsze się śmieję, bo ma mnóstwo siły. Wydaje mi się, że czasem jedzie siłą woli. Aczkolwiek dużo trenuje i prowadzi zajęcia. Jest bardzo uparta i ta technika! Po prostu talent!

DR: Które z Twoich cech pomagają Ci w tym co robisz?

AM: Nie przejmuję się na zapas, nie biorę niektórych rzeczy do siebie. Przed zawodami jest tak, że wszystkie mierzone próby można przejść pieszo. Zdarzają się ciężkie elementy do przejechania i potrafię przed spaniem nie myśleć o nich, podczas gdy reszta zastanawia się nad tym jak to przejechać odpowiednio. Ja się wyłączam i idę spać, bo muszę wypocząć. Nie zadręczam się tym, choć czasem zdarza się, że głowa zawodzi i się stresuję. Zwłaszcza przez presję, że powinnam wygrać, bo na przykład nie przyjedzie moja największa rywalka, ale jest druga dziewczyna, która jest tylko teoretycznie słabsza. Potem robię głupie błędy, przewracam się, nie potrafię wyrobić zakrętu. Jestem sztywna. Podczas dwudniowych zawodów, w pierwszy dzień wtedy jadę źle, a w drugi idzie mi o wiele lepiej.

DR: Koniec słodzenia. Powiedz szczerze nad czym musisz jeszcze popracować?

AM: Nad głową. Często się śmieję, że muszę pójść do psychologa sportowego. Już sobie tłumaczę: nie musisz się przecież stresować. Walczę też ze swoim lenistwem. Jeżeli chodzi o treningi to już jest nałóg. Ale najgorsze jest pakowanie. Czasem trzeba jechać gdzieś co weekend, a zawody są rozsiane po całej Polsce. Często pakuję się na ostatnią chwilę i zapominam różnych rzeczy.

DR: Jak możesz zachęcić kobiety do uprawiania tego sportu?

AM: Polecam. Warto spróbować. Na początek myślę, że wystarczyła by 125 (chodzi o pojemność silnika). Niektóre kobiety mają chłopaków, którzy jeżdżą i nie ma ich przez to dość długo w domu. Może wtedy warto z nimi pojechać i wspólnie spędzić czas. Nie jest to takie bardzo trudne jak się wydaje. Choćby spróbować przejechać po asfalcie, po łące. Nie trzeba od razu skakać i podjeżdżać pod strome podjazdy. Jest to ogromna satysfakcja, że nie tylko faceci potrafią jeździć. Niestety jest też mnóstwo siniaków i stłuczeń.