Korespondencja własna z VIII Festiwalu Poezji Słowiańskiej Czechowice – Dziedzice, Bielsko – Biała, Cieszyn
Instrumentalną wersją „Cieszyńska Tesinska” Nohavicy, w wykonaniu pianisty Tomka Pali, rozpoczął się finisz VIII Festiwalu Poezji Słowiańskiej Czechowice -Dziedzice 2020, właśnie w Cieszynie. To dla cieszyniaków wyróżnienie, że mogliśmy gościć poetów z różnych części Polski. Odważnych uczestników, których nie pokonały komunikaty o ogłoszeniu „czerwonej strefy” i dotrwali do oficjalnego końca Festiwalu, w zachowaniu ostrożności i odpowiedzialności w stanie zagrożenia, w Domu Narodowym żegnała improwizacja pianisty. To był jego artystyczny popis w naszym świętowaniu. W ofiarowanych nam melodiach odgadnąć się dało między innymi hymn – „Ojcowski dom”. Ta pieśń, mająca swoją rangę na Ziemi Cieszyńskiej podkreśliła dostojność wydarzenia, czasu i miejsca w którym się znaleźliśmy. Moje miasto zasługuje na doniosłe wydarzenia. Dziś to marzenie, chociaż pokaleczone nieco, radośnie się spełniło. Nie odbyło się bowiem tylko Śniadanie Poetyckie w czeskiej Dziupli na drugim brzegu granicznej Olzy. Co do tego, ważnego dla mnie punktu Festiwalu, a lubię wspólne śniadania, mam nadzieję, że już niebawem poznam poetów ze Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Republice Czeskiej. Jednocześnie rozmyślam nad rekompensatą po straconej okazji do poetyckich konfrontacji. Uważam bowiem, że nasze, na dwóch brzegach Olzy pojmowanie kultury wzajemnie się uzupełniają i wzbogacają. Z uwagi na aurę i zagrożenia COVID-19 nie odbyła się też wyprawa o walorach historycznych i poznawczych do Kończyc Małych.
Czy Poezji łatwo się żyje? Jest po tylu przejściach! Kiedyś była w podziemiu, potem w drugim obiegu, dziś – w sieci. Ale – Poezja jeszcze nie umarła, póki my żyjemy. Z nieobecnymi fizycznie, na Festiwalu byliśmy w łączności serdecznej, na łączach komórek, poprzez połączenia internetowe. Ze Słowacji dotarły do mnie wieści o odwołanych podobnych spotkaniach kulturalnych. Jednocześnie otrzymałem tekst kolejnego wiersza przetłumaczonego na język słowacki. Odczytałem to jako solidaryzowanie się z nami, jako dar na poczet spotkań jakie nas jeszcze czekają. W festiwalowych rozmowach podkreślaliśmy doniosłość spotkania w tak trudnych czasach, kiedy reglamentuje się nam bliskość, wydziela dostępną przestrzeń, dyktuje dystans niemożliwy do dosłownego przestrzegania, zamyka maską uśmiech. Przecież chodzi o bezpieczeństwo…
Głównym organizatorem Festiwalu jest Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział w Bielsku Białej w osobie poety Ryszarda Grajka. Zabiega on u władz lokalnych o patronat, zaś u biznesmenów o wsparcie ekonomiczne. Ktoś zinterpretował głośno na sali jego nazwisko. Grajek? Raczej Kapelmistrz, Człowiek Orkiestra. W zasadzie udział w Festiwalu jest otwarty. Aby w pełni uczestniczyć w konfrontacjach poetyckich, hyde parkach, biesiadach, rozmowach kuluarowych, należy jednak skontaktować się ze Stowarzyszeniem Autorów Polskich wcześniej. Tegoroczny Festiwal rozpoczął się w czwartek 15 października już o godzinie ósmej piętnaście, internetowo, dla czechowickiego liceum. Było to spotkanie z poetami, gośćmi Festiwalu, którego inauguracja koncentruje się zawsze wokół Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach. Zanim wyszedłem ze swym nowym wierszem do mikrofonu, z tą szansą, aby zaistnieć na trzy minuty, miałem okazję rozmawiać z przybywającymi na Ucztę Słowa. Dziś, kiedy nieobecność zadeklarowanych uczestników okazała się wysoka, rozmowa z każdym poetą wydaje mi się potrzebną, konstruktywną, podkreślającą całą jedność poezji jaka się w nas objawia wierszem. Spotkałem tu ludzi wcześniej poznanych. Małgosia Bobak Końcowa, po raz pierwszy dostrzeżona przeze mnie na Pszczyńskiej Jesieni Poezji, maluje i animuje życie kulturalne w Nysie. O rodzinie poetów myśli ciepło i najserdeczniej, jakby sama sobą stanowiła dedykację dla swego najnowszego tomiku „Papierowe serwetki”. W rozmowie poruszyła temat jak czytać swój wiersz, jak emitować swoim głosem przekaz. Łatwiej jest pisać, trudniej przekonać odbiorcę do treści, kiedy zabraknie właściwego tembru głosu, odrobiny aktorstwa. Pomyślałem, że obróbkę warsztatową wiersza warto rozpocząć od rejestracji na dyktafonie, aby usłyszeć to, co mam do zaprezentowania ze swojego miejsca. – Aby usłyszeć rytm wiersza, podpowiada mi poeta, eseista, dramaturg, gość mojego domu, Jerzy Stasiewicz. Nawet białe wiersze, bez rymu, mają swoją melodykę. Jeśli są dobrze napisane pięknie grają w duszy. Z Adamem Markiem redagującym rybnicki „Wytrych” rozmawiam po polsku i – po „naszymu”. On, Wolna Inicjatywa Artystyczna i w ogóle Konfraternia Poetów, niejako prowokuje do otwarcia, chociażby „Wytrychem” nowych zamków, drzwi, za którymi czekają na nas poezji pełne przestrzenie.
Uczestnicy ósmej edycji Festiwalu otrzymali Certyfikat uczestnictwa. Trudno mi więc było odpowiedzieć dziennikarzowi na pytanie, co jest dla mnie ważniejsze. Otrzymana w tym czasie legitymacja przynależności do Stowarzyszenia Autorów Polskich, czy elitarny
w swej szacie graficznej Certyfikat. SAP skupia bowiem również artystów malarzy, animatorów, ludzi zasłużonych swą pasją dla i do kultury. Zanim udaliśmy się do „Chacharni” na dalszy ciąg hyde parku, mieliśmy okazję wziąć udział w wernisażu wielokrotnie wyróżnionej poetki, Urszuli Drzyżdżyk- Dziudziel. Uroczym tłem muzycznym w tej części spotkań były kompozycje Janusza Kohuta w wykonaniu autora, we fraku. Nagrał on między innymi płyty „Wysokie góry” i „Krajobrazy”. Obecna wśród nas w Chacharni Renata Cygan, poetka, graficzka, animatorka życia kulturalnego wśród emigrantów, zaprezentowała nam „Niezależny Kwartalnik Literacko-Artystyczny POST SCRIPTUM”. Jest dostępny w sieci. „Poezję Dzisiaj” reprezentowała Anna Czachorowska z Warszawy. Jej obecność świetnie wkomponowała się w Festiwal. „Poezja Dzisiaj” jest obok „Toposu” lekturą, gdzie szukam artystycznych motywacji. Drugi dzień Festiwalu też rozpoczął się spotkaniem z młodzieżą w sieci. Młodych warto ogarnąć, przytulić, zbliżyć do poezji. Słyszałem jak w Domach Kultury, w Czechowicach-Dziedzicach czy Bielsku-Białej, śpiewa się „Obławę na młode wilki”, wiersze Julka Wątroby oraz Jasia Pichety. Wczoraj na dzień dobry wyszło słońce. Dziś leje. Tej fontannie z nieba towarzyszy fontanna na bielskim placu, która razem z nami czeka, kiedy się rozchmurzy. W przenośni i w realu. Patrząc na czynną w deszczu fontannę widziałem, jak zderzają się dwie różne rzeczywistości.
Wiele obiecywałem sobie ze spotkania z prof. dr hab. Zofią Zarębianką. Książnica zaprosiła na sesję literacką pod tytułem „Poezja, gdy zamieszka w duszy , nie opuści po dzień ostatni”. Ale spotkanie z poetką było tylko „on line”. Wyczuwało się jednak wdzięczność, że dzięki komputerowcom chociaż wirtualnie rozmawialiśmy na ważne tematy. Tak, prawdziwa gościnność może też być wirtualna. Jakby na przekór restrykcjom i ograniczeniom, z ekranu w czasie sesji literackiej padły ważne słowa. Nie można zabić poety, można zamilknąć, ale tylko na chwilę. Pani profesor bazując na poezji Karola Wojtyły podsunęła mi też inną refleksję. Kim mianowicie ma być autor, jeśli Poezja jest, powinna być dla niego Najpiękniejszą Panią? Bielsko żegnało się z Festiwalem w Kubiszówce poetycką galą. Było koncertowo i lirycznie. Wśród ważnych wierszy, piosenek i ludzi, miło mi było widzieć Krystynę Krzyżanowską -Nastulczyk, żonę poety, poetkę, malarkę, uczestniczkę słowackiego Ars Poetica Neosoliensis w Bańskiej Bystrzycy i oczywiście postać nietuzinkowa – poeta, fotograf, ratownik – Bo Jaroszek. Wyczuwałem w głosie prowadzącej galę, Iwony Kusak, że Bielsko jest z tych dwojga dumne, ponieważ są jedną z wizytówek tego regionu, są lubiani. Zanim wróciłem do swego miasta, dosięgły mnie niepomyślne komunikaty. Czy mogłem je lekceważyć, ja rozsądny i lojalny poeta?
Następnego dnia słońce jeszcze nie przebiło się przez chmury, ale woda w Olzie obniżyła się. Zmierzałem przez stary Rynek na finisaż i performance Bo, Bo Jaroszka, do Domu Narodowego, kiedy Paweł Fejkisz z kamerą rzekł – Bo, co? „Krzyk” jest instalacją artystyczną, jest protestem, to manifestacja. Trzeba mi rozważyć to milczenie naszych spacyfikowanych postaw. Na otwarciu wystawy zawołałem – Bo, krzyknij. Krzyknął za nas wszystkich szczelnie zakrytych niewygodnymi maskami.
Moderatorem Cieszyńskiej Gali Poetyckiej był Ryszard Grajek, dusza Festiwalu. Bez niego na pewno by się to jakoś odbyło. Ale nie byłoby tak rodzinnie, poetycko, z sensem. Poeta, ekonomista, animator kultury. Jako prezes SAP koordynuje działania poetów, inspiruje spotkania, które przekładają się na popularyzację kultury, pozwala żyć Poezji. W prowadzeniu cieszyńskiego spotkania towarzyszyła mu bliska mi bardzo osoba, Elżbieta Holeksa – Malinowska, współautorka tomiku „Dwugłos”. Poetka, która przywitała gości swym wierszem o Cieszynie. To ona zaprosiła prywatnie na swój salon nad Olzą wszystkich, którzy mogli dotrzeć. Akurat do drzwi pukał strach. Kiedy mu odważnie otworzyła, nie było nikogo. A w środku – poeci. Benia Krawiec z Wisły Wielkiej, ma za sobą Festiwal
w Wilnie i Płowdiw. Bodzia Chwierut z Libiąża i dwiema książkami prozatorskimi, Renia Cygan z Post scriptum, Juliusz Erazm Bolek z Warszawy, czyli laureat Nagrody UNESCO. Edytka Hanslik, która chwilę po prezentacji pędziła na dyżur do szpitala. Anita Pawlak z mężem z dalekiej Wielkopolski oczekująca swego debiutu książkowego. Najstarszym wśród nas, chociaż młody duchem, ten na fotografii obok Eli Barańskiej, okazał się poeta Jan Szczurek z Opolszczyzny. Na tegorocznym Festiwalu bardzo mocno prezentowała się grupa rybnicka. Występ Mariana Bednarka i Tadeusza Kolorza trwał stanowczo za krótko. Rad bym im oddał swój przydzielony na prezentację czas. Były kwiaty, muzyka, salonowe wiersze. Były cieszyńskie kołaczyki, wafelki. Paweł i Adam grali na fletach. Początkowo wtórował im bard z Bielska, Piotr Zemanek i wielu innych. Chciałem jakoś wszystkich zapamiętać. Przecież i ja, też poeta, tam byłem. Kawę, herbatę, yerba mate i gatunkowe wina piłem.
Do jubileuszowego spotkania na Festiwalu już niedaleko. Życzenie takie toastowe mam. Niechaj Poezję dotykają piękne kolory. Niechaj będzie bez strefowo.