Teatralna premiera on-line, czyli kultura pod naciskiem pandemii

0
1110
fot. arch. Teatru
- reklama -

Każdy kto stęsknił się za cieszyńskim teatrem mógł obejrzeć spektakl nie wychodząc z domu. Scena Polska Teatru Cieszyńskiego przedstawiła bowiem swój premierowy spektakl on-line, w sobotę 30 stycznia. „Dom otwarty” autora Michała Bałuckiego zabierał widzów na karnawałowy bal.

Komedia „Dom otwarty” to epizod z życia poczciwej, choć nie pozbawionej śmieszności rodziny mieszczańskiej. Państwo Żelscy na skutek snobistycznych zachcianek zaczynają naśladować styl życia bogaczy. Pewnego dnia postanawiają wydać bal, który okazuje się być początkiem wielu komplikacji towarzyskich i rodzinnych.
Michał Bałucki (1837-1901), najpopularniejszy obok Fredry i Zapolskiej komediopisarz, zdobył u współczesnej sobie publiczności powodzenie, jakiego nie miał żaden inny autor dramatyczny. Wprowadził na scenę ówczesną rzeczywistość, czerpiąc fabułę z aktualnych wydarzeń, bieżących problemów. Publiczność mogła oglądać nie upostaciowane cnoty i wady, lecz ludzi z krwi i kości, jakby żywcem wziętych z ulicy, mówiących o tym, co wszystkich wówczas obchodziło. Bohaterowie wywodzili się głównie ze świata drobnych mieszczan, żyjących tradycyjnie, niewolnych od śmieszności, ale sympatycznych i poczciwych. Bałucki miał swój specjalny sposób tworzenia. W głównej szufladzie jego biurka znajdowały się różnej wielkości kartki, poukładane w osobne paczuszki, związane wstążeczkami lub włożone w tekturowe okładki. Każda z paczuszek zawierała notatki. Gdy Bałucki obmyślił jakąś scenę, podpatrzył ciekawą postać, wpadł na nowy pomysł – otwierał jedną z paczuszek i zapisywał. W ten sposób jednocześnie zbierał materiał do kilku utworów. Zajmowało mu to sporo czasu, ale same sztuki powstawały błyskawicznie. „Dom otwarty” miał premierę w Krakowie w roku 1883. Bal zorganizowany u państwa Żelskich, urzędniczego małżeństwa, które nagle postanawia otworzyć swój dom dla gości, staje się pretekstem do zaprezentowania różnych typów ludzkich, wyśmiania prowincjonalnych ambicji, zakłamania obyczajowego, przywar właściwych nie tylko małomieszczańskiemu środowisku XIX- wiecznego Krakowa.
Choć na deskach Sceny Polskiej mogliśmy zobaczyć cały zespół aktorów, to tym razem wyjątkowo jednak nie pokuszę się o ocenę przedstawienia. Recenzje teatralne wpisałam bowiem na listę lockdownu. Trudno opisywać spektakl z pozycji kanapy, gdy patrząc
w szklany ekran telewizora w żaden sposób nie potrafię poczuć teatru. Jednak chyba najtrudniej było mi obserwować premierowe ukłony aktorów do pustej widowni. Komedia, która miała bawić stała się powodem do smutku i tęsknoty za fotelem na widowni. Jest też pretekstem do rozmów, czy aby wszystko możemy zmienić na formę on-line.
Kultura jest ważnym elementem naszego życia właśnie ze względu na jej społeczny wymiar. Kontakt z żywym teatrem powinien zostać niezmiennie pozostawiony w tej właśnie formie. Każdy inny przekaz spłyca jego rolę i wciska w postęp, który nie działa na korzyść ani naszą, a tym bardziej aktorów.

Nikt z nas nie wie, jak długo będzie trzeba czekać na spotkanie na żywo. A czekanie oznacza trudności i mnożące się problemy. Jesienią i latem, zanim doczekaliśmy się drugiej fali choroby, która niczym zima „zaskoczyła” kierowców, staraliśmy się przywyknąć do hybrydowej formy wydarzeń kulturalnych. Widownia wypełniona w kilkudziesięciu procentach, czasem równolegle transmisja online, bądź słynne już eventy „bez udziału publiczności”, to forma obcowania ze sztuką, na jaką mogliśmy sobie pozwolić. Wciąż mam jednak obawy o to, ile scen teatralnych w Polsce ten przedłużający się stan w ogóle przetrwa. Kultura wciąż traktowana jest jak niechciana ciotka bieda, a pandemia pokazała, że jest ostatnią gałęzią, którą rząd chce wspierać.

Pozostaje nam więc czekać na otwarte na widzów teatry, bo spektakle on-line nigdy nie zastąpią tego czego możemy doświadczać zasiadając w fotelu widza.

- reklama -