Syndrom Piotrusia Pana – mężczyzna nim dotknięty nie dorasta nigdy. Owa przypadłość swoją nazwę zawdzięcza bohaterowi książki Jamesa Matthew Barriego. Piotruś Pan uciekł z realnego świata do Nibylandii – krainy, w której mógł pozostać wiecznym chłopcem. Współczesny mężczyzna z tym syndromem nie szuka obcych krain. Jedyne, przed czym ucieka, to dojrzałość.
Życie jest dla nich wieczną zabawą. Oderwani od rzeczywistości nie przyjmują do wiadomości, że osiemnastkę obchodzili jakieś 20 lat temu. Uporządkowane życie nie dla nich. Uwielbiają najmodniejsze ubrania, sprzęty i gadżety, choćby mieli się dla nich po uszy zadłużyć.
Nie ma oczywiście nic złego w dążeniu do spełniania marzeń, w wyprawie dookoła świata ani w ułańskiej fantazji od czasu do czasu. Co jednak, gdy ktoś zawsze przedkłada swoją przyjemność nad zobowiązania wobec innych? Gdy chce przez życie przejść gładko i przyjemnie, nie ponosząc konsekwencji swoich decyzji? A co gorsza – nie dostrzega niebezpiecznej dla niego samego powierzchowności życia. Źródła problemów nigdy nie dorastającego mężczyzny należy szukać w dzieciństwie. Wieczni chłopcy wychowani są przez nadopiekuńcze matki. Często w domach, w których nie było ojca albo był on niedostępny emocjonalnie. Dzisiaj nie brakuje samotnie wychowujących matek. Zaczęło się od światowych wojen, gdy ojcowie ginęli na froncie. Chłopcy wychowywani przez samotne matki, gdy sami już zakładali rodziny, nie wiedzieli, jak być ojcem. Byli więc dla swoich dzieci emocjonalnie nieobecni, albo w jakiś inny sposób nie wywiązywali się ze swej roli.
Wszystkiemu w dwójnasób chciały zaradzić więc matki. Wychowywały w ten sposób mężczyzn, od których niczego nie można wymagać. I o zgrozo pomimo zmieniających się czasów problem się pogłębia. Sprawy trudne załatwiają zawsze za swoich synów albo w ogóle nie informują o ich istnieniu. Jeśli matka traktuje syna jak siódmy cud świata, on będzie tego oczekiwał w przyszłości od swych partnerek.
Jeśli Piotruś Pan się zakochuje to tylko w kobiecie, która jest miła i nie oczekuje oświadczyn. Która pobawi się razem z nim i czasem będzie mu matkować. To po prostu Wendy. Nie jest prostym odpowiednikiem Piotrusia Pana – jest kobietą, która się z nim związała. Cierpliwie czeka, aż on się wyszaleje. Nie robi mu wyrzutów.
Jest szczęśliwa, że w końcu i tak wraca do niej. Boi się, że gdy zacznie stawiać warunki, czegokolwiek się domagać, on odejdzie. W pamięci ma romantyczny początek ich znajomości. Chce wierzyć, że wciąż jest tą ukochaną, jedyną. Żeby Piotrusia w tym upewnić, musi się nim nieustannie zachwycać, a najlepiej uczestniczyć we wszystkich jego „zabawach”. Kobiet uciekających od wzorca matki i żony też dziś nie brak. I jeśli tylko nie będzie wymagać od Piotrusia deklaracji zobowiązujących go do standardowego życia ma u niego spore szanse. Dopóki Piotruś Pan będzie się oczywiście dobrze bawił. Wendy musi ze zrozumieniem opatrywać guzy na czole i śmiać się z przygód, których on wciąż szukał. Dojrzałej kobiety Piotruś Pan się boi i panicznie unika. Przecież ten wieczny chłopiec wie, że dorosła kobieta chciałaby, by i on dorósł. A dorosłe życie jest dla niego za trudne, nieprzyjemne i nudne.
Czy dorasta w końcu taki lekkoduch?
Tak, zwykle po czterdziestce. Wszyscy wokół mają rodziny i poukładane życie zawodowe. Coraz mniej kolegów ma ochotę szaleć. Przyjaźnie okazały się powierzchowne, a kolejne kobiety nie zatrzymują się na dłużej. Wieczny chłopiec z przerażeniem dostrzega, że jednak się starzeje i nawet ciało nie jest tak sprawne jak wcześniej. Widownia zamiast z zachwytem, coraz częściej patrzy z pobłażaniem. I choć trochę późno – dorasta.