Wyjdź z garażu rupieci – jeśli czegoś pragniesz, to znaczy, że możesz to osiągnąć

0
1089
depositphotos.com
- reklama -

Dlaczego nasze marzenia lądują na dnie kosza w garażu pełnym obaw, zepsutych pomysłów i rdzewiejących narzędzi?
Kto lub co sabotuje Twoje pomysły na siebie. Dlaczego, mimo wewnętrznego głosu, który pcha Cię w nieznane, po przebiegnięciu kilku kroków, zatrzymujesz się i po pewnym czasie odwracasz twarz; trochę ze wstydu, trochę ze strachu.
Wracasz do domu i wrzucasz kolejny worek z nieudaną próbą spełnienia marzenia. Może masz nowy, pachnący farbą garaż, a może już nieraz porządkowałeś bałagan.
Mimo to, jak nałogowiec, co jakiś czas dorzucasz nowy worek na stos tych z poprzednich prób osiągnięcia sukcesu.

Zacznij od swojej głowy

“Myśl pozytywnie”, “Wszystko będzie dobrze”, “Pracuj ciężko, a osiągniesz sukces” i nawet tytuł tego artykułu – “Jeśli czegoś pragniesz, to znaczy, że możesz to osiągnąć”.
To stek bzdur. Serio. Te frazesy znajdziesz w niemal każdym poradniku o tym, jak cudownie zmienić swoje życie. Znajdą się tam też inspirujące opowieści o tym, jak to ktoś, kiedyś, coś osiągnął.
Kolejne bajdurzenie.
Jest jednak coś, co jest prawdziwe. Masz to w sobie. Niczego nowego Ci nie potrzeba. Indianie mówią na to – Ikhakima. Po prostu masz w sobie wszystko, co jest Ci potrzebne, by iść swoją drogą. To, że droga może mieć dziury, ślepe zaułki czy ogromne skrzyżowania, na których utkniesz.
W Twojej głowie jest wszystko. Jeśli zakładasz, że dasz radę coś zrobić, to pewnie tak się może stać.
Weźmy przykład z życia sąsiadów. Dwóch starszych Panów od lat dzieli stara waśń. Ich żony dla pozoru też się nie lubią, ale po kryjomu spotykają się na mieście i rozmawiają o tym, jakie te chłopy są głupie. Nic tylko się wadzą.
Panowie zakładają, że nie ma takiej siły, która by ich pogodziła. Trwają przy swoim i żaden nie chce ustąpić. Impas trwa już 10 lat i nie widać końca tej kłótni.
Dopiero, gdy jedna z żon opowiada o tym, jak to jej sąsiadka dobrze piecze i że to ona jest autorką przepisu na tę marynatę, co to smakowała Tadeuszowi, coś się zmienia.
Tadeusz widzi korzyści wynikające z relacji, jaka go łączy-dzieli z sąsiadem. W jego głowie pojawia się iskierka. A ta czasem wystarczy, by spalić wiele hektarów suchych traw. Mimo gniewu, natłoku negatywnych emocji, wspomnień przykrych doświadczeń, Tadeusz podejmuje decyzję – zgodzi się na rozmowę z sąsiadem.
Ale przyjść ma on sam, przynieść emerytkę i przeprosić za to, że w 68 przebił oponę w żuku na parkingu pod blokiem.
Henryk… myśli nad tym, by odrzucić ofertę, ale jego żona opowiedziała mu o tym, jak żona Tadeusza, Marta, pomogła jej z kwiatami na działce.
To dlatego Heniek może teraz leżeć na hamaku, chowając przed palącym słońcem swoją pokrytą plamami głowę.
Ale ten Tadeusz to ciągle zastawiał go na miejscu pod klatką. Poderwał najładniejszą dziewczynę na osiedlu i doniósł na niego, gdy ten pędził bimber w piwnicy.
Teraz, gdy już masz wyrobione zdanie o naszych bohaterach, pozwól, że coś Ci zdradzę.
Oponę Tadeusza przebiła grupka dzieciaków, które dostały od swoich ojców scyzoryki będące zapłatą za wykonaną pracę. Takie czasy, że pieniądze nie miały takiej wartości jak dziś.
Tadeusz zajmował miejsce pod blokiem, bo jego córka była ciężko chora. Sąsiedzi o tym nie widzieli, a przerażony ojciec chciał być zawsze gotowy do szybkiej jazdy do szpitala.
Mała alko-fabryczka Henryka przeszkadzała Pani spod numeru 14. Kobieta bardzo chciała kupić buteleczkę od sąsiada, ale wstydziła się poprosić Henryka o butelkę samogonu. Co ludzie powiedzą. Sama z dwójką dzieci i jeszcze pije.
A Marta? Szukała czułego chłopaka i Tadek kupił jej serce, gdy codziennie rano przychodził po nią pod klatkę. Nawet gdy padało.
Nasi bohaterowie nie znają swoich historii. Te braki sprawiają, że są nieszczęśliwi. Wystarczy jednak, że zaryzykują i powiedzą sobie: “zrobię to”.

Czasem trzeba tylko tego, by zacząć.

- reklama -