Miłość w korporacji – finał

0
1206
fot. arch. Spot
- reklama -

„Gdybym był kimś innym w innym świecie, zareagowałbym inaczej, ale byłem sobą, a świat był tym światem, więc milczałem. (…) Wyciągnęła do mnie rękę, nie wiedziałem, co mam zrobić, więc połamałem jej palce swoim milczeniem”.
Jonathan Safran Foer

Lena.

– Dzień dobry Panno Brzęczek –
– Dzień dobry Panie doktorze –
Zadbany mężczyzna w wieku średnim, otulony białym kitlem, usiadł w fotelu naprzeciwko Leny. Otworzył skoroszyt i przez chwilę czytał poczynione tam zapiski. Gdy skończył, spojrzał uważnie na siedzącą naprzeciwko kobietę.
– Jak się Pani czuje? –
– Bardzo dobrze, Panie doktorze – powiedziała bez wahania.
Oczy lekarza wyrażały zadowolenie, lecz gdy mrugnął, powieki odsłoniły blask niedowierzania. Nie umknęło to Lenie.
– Trudno to wytłumaczyć, ale od przebudzenia towarzyszy mi jakaś lekkość – powiedziała starannie ubierając w słowa wewnętrzne doznania.
– Czytam Pani historię medyczną. Miała Pani próbę samobójczą, która była przyczyną zapaści… –
Pod koniec zdania podniósł wzrok znad dokumentacji i  uważnie oczekiwał na reakcję pacjentki.
– Tak było, to prawda – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
– Czy z perspektywy tamtego zdarzenia, może Pani powiedzieć, że się Pani udało, czy przeciwnie – nie udało się? –
– Ciekawie skonstruowane pytanie – uśmiechnęła się uroczo – sukces w tym przypadku oznacza śmierć, nieprawdaż?
Pomyślał , że nie będzie to rutynowa, zwykła rozmowa z przeciętną pacjentką. Nic na to nie wskazywało.
– Można na to tak spojrzeć – powiedział – jeżeli chciała się pani zabić, to efektywność musiała prowadzić do śmierci –
Zastanowiła się, lecz krótko.
– Patrząc na to z tamtej perspektywy, muszę powiedzieć, że mi się nie udało – powiedziała.
– Nie udało się Pani zabić samej siebie… –
– Tak. Dokładnie tak –
– Czyli nie była to demonstracja, tylko realna próba samobójcza? –
– Tak…, naprawdę chciałam się zabić.. –
Poważne wyznanie wypowiedziane zostało w sposób lżejszy, niż na to zasługiwało. Ta lekkość zawisła między rozmówcami, domagając się kontynuacji.
– Ale na dzisiaj wiem, że to się nigdy nie powtórzy –
Lena miała wrażenie, że wzrok lekarza się wyostrzył.
– A skąd taka pewność ? –
– Miałam bardzo dużo czasu na myślenie –
– Większą część tego czasu spędziła Pani w śpiączce –
– Tak – uśmiechnęła się do swoich wspomnień Lena –
– Co z dręczącymi Panią objawami, koszmarami, demonami?
– Panie doktorze, demon to określenie niemedyczne, nieprawdaż?
– Ale dobrze oddaje istotę Pani problemów?
– Dobrze oddawało – powiedziała – uwolniłam się od moich demonów –
Okulary lekko zsunęły się mu z nosa, umożliwiając profesorskie spojrzenie.
– Proszę o tym opowiedzieć –
Zastanowiła się chwilę nad doborem słów.
– Uwewnętrzniłam okrucieństwo, którego doznałam od ojca i stało się ono moim nieustannym towarzyszem podróży, przez całe życie; stąd autoagresja, natręctwa i perfekcjonizm. Lecz to minęło.
– Tak po prostu?
– Nie tak po prostu – odparła – pomogły mi inne… hmm… przestrzenie i byty.
– Tak? –
– Niektóre przyjemne i opiekuńcze; inne raniące lub obojętne; piękne lub ociekające brzydotą; przypominające konstrukcje tego świata i całkiem nierealne.
Lekarz spojrzał na swój smutny gabinet. Monotonia bieli, szarości i zawodowej rutyny ustępowała pod wpływem spotkania z niedoszłą samobójczynią.
– Przeleciały przeze mnie na przestrzał i oczyściły z traumy. Zakończyły bezszelestną mękę. Wprawiły w wieczne wirowanie. –
Zatrzymał się na moment w zadawaniu pytań i zadumał nad słowami wypowiadanymi przez pacjentkę. Poetycki opis stosowany do opisu wewnętrznych procesów, wydawał się mieć taka samą trafność jak naukowy, lecz był piękniejszy. I to wzbudziło jego podejrzliwość.
– Mózg w chwili śmierci produkuje różnego rodzaju złudzenia – powiedział.
– Więc mój wyprodukował bardzo uzdrawiające, nieprawdaż? –
Pomyślał nad tymi słowami. Poznawczo nie widział przeszkód przed tym, żeby poprawę przyniosły złudzenia a nie obiektywne zdarzenia. Może – jak twierdzi wschód – wszystko jest Mają – ułudą zasłaniającą rzeczywistość i nie ma znaczenie, kto, co i gdzie widzi.
– A może nasza rozmowa też jest snem – powiedziała patrząc mu uważnie w oczy – lub może Pan jest moją halucynacją…?
– Chciałbym być Twoją halucynacją – pomyślał lekarz, zamykając szybko tą przelotną fantazję w szczelnym wewnętrznym opakowaniu..
Lecz musiał coś odpowiedzieć na postawioną przez pacjentkę tezę. Jakąś wersję oficjalną, mieszczącą się w granicach rozmowy terapeutycznej. Ściągnął okulary i potarł szkła irchą, celem zyskania na czasie.
– To by było interesujące poznawczo…, być halucynacją innej osoby… –
Wyczuła go. Jego wewnętrzną gorączkę. Poznała jego rozedrgania. Uśpione gejzery. Wiedziała, że może je wykorzystać. Doznania w trakcie śpiączki uwolniły ją od wielu ograniczeń.
– A może życie jest snem we śnie, jak pisał Edgar Allan Poe? – zapytała nad wyraz śmiało.
– Ciekawa koncepcja – powiedział, wciąż jeszcze lekko sparaliżowany wewnętrzną fantazją.
Wyczekał moment udając, że wymaga tego dynamika rozmowy ze specjalistą. Po chwili odzyskał formę.
– Uwewnętrzniony i utrwalony w Pani psychice zły ojciec przegrał walkę z leczącymi Panią ułudami, wykreowanymi przez mózg w trakcie śpiączki. No to mamy temat pracy doktorskiej. Wszystko pozostaje w jednej wielkiej wewnętrznej rodzinie. –
Poruszyła się w terapeutycznym fotelu wyciągając na widok parę pokaleczonych rąk.
– Wewnętrzne złudzenia powodują całkiem realne rany – powiedziała odsłaniając nadgarstki ponacinane bliznami.
Rany wydarte na rękach wyglądały zaskakująco. Nie pasowały do delikatnego piękna siedzącej przed nim kobiety.
– Proponuje Pani rozpoczęcie psychoterapii w poradni zdrowia psychicznego –
– Dobrze Panie doktorze –
Były takie ścieżki ich kontaktu, gdzie poddawała się zbyt łatwo. Zapaliła mu się jakaś lampka w głowie. W jądrze hipokampa.
– Leki? –
– Niekoniecznie, lecz jeśli uzna to Pan za konieczność…
– Zostanie Pani jeszcze na oddziale? –
– Czy jest powód, żeby mnie tu zatrzymywać? –
– Nie wbrew pani woli –
– Więc sam Pan doktor rozumie, że chciałabym zobaczyć realny świat po tak długim czasie życia w ułudzie –
Mówiąc te słowa spojrzała niespodziewanie w miejsce znajdujące się gdzieś poza jego lewym barkiem. Zauważył natychmiast jej zaskoczenie zmieszane z odrobiną lęku i niepewności.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała wracając wzrokiem do lekarza.
Jednak pozostała zmieniona. Jakaś jej część utkwiła tam, gdzie przed chwilą patrzyła. Ukrywała wewnętrzne poruszenie, które nie pozwoliło jej wrócić do poprzedniej równowagi. Lekarz odwrócił się i spojrzał na stojący za nim w samym rogu pokoju duży kwiatek. Nie był wart uwagi i nie mógł zamącić nikomu w głowie.
Wrócił wzrokiem i spojrzał na Lenę. Zagryzała lekko wargi. I teraz on wiedział, że ona już wie, że on wie. Że wiedzą razem. Pacjentka miała halucynacje i ukrywała je przed lekarzem. Postanowił to zbadać.
– Przypomina mi się historia Ebena Aleksandra, amerykańskiego neurochirurga. Gdy jego mózg zaatakowała niebezpieczna bakteria, przez kilka dni był w klinicznej śpiączce. Twierdzi, że dane mu było zobaczyć niebo i spotkać Boga, spotykał anielskie istoty i przeżywał silne, hiperrealne emocje. Jego zdaniem przeżycia te są dowodem na to, że świadomość nie jest wytworem mózgu, lecz “częścią” wiecznej duszy. –
– Ciekawe – powiedziała Lena – ale dlaczego mi to Pan teraz opowiada.
– Też przeżyła Pani śpiączkę –
– Przeżyłam –
– Też doznała Pani kontaktu z różnymi bytami –
– Doznałam i nigdy tego nie zapomnę – powiedziała – lecz wszystko to zniknęło, jak otwarłam oczy.
– Pani mózg był dosyć poważnie niedotleniony; straciła Pani dużo krwi –
– Myśli Pan, że jest uszkodzony? –
– Nie widać tego na tomografie i rezonansie, lecz uszkodzenia mogą być bardziej dyskretne –
– Grożą mi halucynacje, wizje, derealizacja, depersonalizacja, problemy z pamięcią i orientacją w czasoprzestrzeni? –
Lekarz wstał. Podszedł do okna i spojrzał na jesienne pejzaże instytutu. Odwrócił się i podszedł do Leny.
– Czasem inteligencja i wiedza pacjenta przeszkadzają w leczeniu – powiedział z odrobiną rezygnacji w głosie.
– Panie doktorze – powiedziała Lena przeciągając nieco pierwsze i drugie słowo, znacząco skracając zawodowy dystans.
Sposób w jaki to zrobiła poruszył wiolinową strunę jego duszy. Czyste, lecz mroczne brzmienie poderwało go na moment do lotu, lecz szybko wylądował na oceanie rozsądku. Uśmiechnęła się. Jakikolwiek jej uśmiech byłby czarujący, lecz ten celował w sam środek jego duszy, która zbyt często obcowała z patologiami, a za rzadko z pięknem. Chciała jakoś uwieść jego intelekt i spacyfikować terapeutyczne zamiary. Zrobiła to automatycznie, odruchowo, jakby był jej ojcem, którego trzeba obłaskawiać, usypiać jego czujność i drzemiące w nim zło.
Zrobi wszystko, żeby wydostać się z ośrodka i zobaczyć realny świat. Pola, łąki, drzewa, miasta, korporacja. Musiała zobaczyć Janusza.
– Nie musi Pani tego robić – powiedział po chwili namysłu.
– Słucham? – zapytała zdziwiona
Był od niej starszy, bardziej doświadczony a jego gospodarka hormonalna zwalniała tempo pracy. Robiła na nim wrażenie, pobudzała wyobraźnię, stymulowała fantazję, lecz potrafił tego typu doznania trzymać w zamknięciu lub puszczać jak obłoki na niebie, czekając aż przeminą. Była dla niego dzieckiem; niewinnym i pięknym, ale wciąż dzieckiem.
– Nie musi mnie Pani czarować, żeby stąd wyjść – powiedział bez cienia zawahania w głosie – nie możemy Pani tu przetrzymywać wbrew Pani woli –
Zapadła cisza. Twarz Leny utraciła dziecięcy urok a jej rysy wyostrzyły się.
– Może mieć Pani trudności w odróżnieniu rzeczywistości od halucynacji. Jeżeli się pojawią – zawiesił na moment głos wprowadzając dodatkowy akcent – lub jeżeli się już pojawiły, to konieczna będzie farmakoterapia. –
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – powiedziała i spojrzała na zegar na ścianie.
Nadchodził czas na powrót do świata podzielanego przez większość populacji. Wstali; lekarz uścisnął jej dłoń na pożegnanie, a gdy skierowała się w stronę wyjścia, zatrzymał ją jeszcze na moment słowami.
– Panno Brzęczek –
Odwróciła się ze znakiem zapytania w oczach.
– Niezależnie od tego czy ten świat jest rzeczywisty, czy może jest tylko snem, czy może jakimś kolejnym snem we śnie –
Czuła, że nadchodzące słowa przyniosą jej jakąś nadzieję.
– To cierpienie jest zawsze realne –
Nie przyniosły żadnej.
– A moim zadaniem jest pomóc Pani to cierpienie minimalizować… –
Gdy uchwyciła znaczenie wypowiedzianych słów pojawiła się w niej nowa myśl, która oświetliła jej wnętrze ciepłym światłem.
– A szczęście, Panie Doktorze, może być realne? –
Lekarz poczuł minimalne ukłucie w okolicach duszy. Lena odwróciła się ponownie w stronę wyjścia i powiedziała gdzieś w nadchodzącą przestrzeń.
– W świecie, który jest iluzją… –
Opuściła gabinet pozostawiając go jeszcze przez moment w zaskakującym bezruchu.

©

- reklama -

Kiedy zamknęły się za nią drzwi instytutu, przywitał ją ciepły podmuch wiatru, wspieranego przez promienie słońca. Odruchowo zamknęła oczy, zaskoczona przyjemnością nowego doznania i wciąż zdziwiona, że światy, które poznawała pod powiekami nie wracają.
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła go po raz drugi. Był smoliście czarny. Miała wrażenie, że pochłaniał okoliczne światło.
– Anioł – pomyślała, chociaż nie miał skrzydeł.
Stał przed wejściem do kliniki i czekał nieruchomo na przebudzenie. Zamknięte oczy otworzyły się, gdy Lena opuściła budynek. Po plecach przeszły ją ciarki. Przestała na niego patrzeć i ruszyła w stronę czekającej taksówki.