O Cieszynie można pisać wiele. Można skupić się na turystyce, a co za tym idzie pokazać architekturę, historię czy przygraniczne położenie miasta. Można oczywiście sporo pisać o różnicach kulturowych czy wyznaniowych. Cieszyn niezmiennie żyje historycznymi sukcesami, złotym czasem rozkwitu, budując na tym swoją dumę. Tylko jakoś wciąż za mało mówi się o tym, jak ludziom mieszka się w tym miejscu obecnie i jak widzą tu przyszłość swoich dzieci czy wnuków.
Jak zwykle w tym temacie zdania będą podzielone. Jedni cenią sobie miasto i są zadowoleni, a inni narzekają wymieniając wszystkie niedogodności i braki. Nie zmienia to jednak faktu, że i jednym, i drugim na poprawie jakości życia zależy. Przynajmniej wciąż chcę wierzyć, że tak jest. Problemy jednak zaczynają się wtedy, gdy oczekiwania są zbyt różne i inne jest spojrzenie na miasto. Jedni bowiem chcą spokoju, zieleni, dobrego poziomu szkolnictwa, infrastruktury rowerowej i zaplecza sportowego, a innym do szczęścia potrzebne są szerokie jezdnie, duże parkingi czy centra handlowe. Jedni cieszą się z powstających nowoczesnych inwestycji, a inni załamują ręce widząc
w tym niszczenie starego miasta. Tylko czy wobec takich różnic potrafimy wspólnie spojrzeć na miasto z wyobraźnią, ujrzeć go za 20, czy nawet 100 lat?
Czy potrafimy wyobrazić sobie Cieszyn za kilkadziesiąt lat?
Spróbujmy. Patrząc na wciąż malejącą demografię i ucieczkę młodych ludzi do dużych miast, czeka nas problem starzejącego się miasta. Na taki wariant nie próbujemy się nawet przygotować parząc pod względem odpowiedniej infrastruktury czy choćby komunikacji i zaplecza. W Cieszynie nadal brak bowiem dziennych domów seniora, w których mogłoby toczyć się aktywne życie. Mamy nadal duży problem z opieką medyczną, a już dzisiaj trudno zachęcić do pracy w naszym rejonie, bo nie jesteśmy atrakcyjnym
i rozwojowym miastem. Grozi nam więc brak opieki zdrowotnej. Brzmi smutno, ale w sumie to początek złych wróżb. Problemy klimatyczne to problem nie tylko Cieszyna, ale tu wybitnie się go lekceważy. Programy antysmogowe raczkują, a ogromny smog, szczególnie w centrum, jest mocno odczuwalny. Brak zieleni na placach czy rynku i zabetonowane ulice to już standard. Rżniemy drzewa na potęgę, nie widząc potrzeby nowych zasadzeń. Tylko
w ubiegłym roku wycięto ponad 150 drzew, a zasadzono niewiele ponad 50. Z czego przyjmie się jeszcze mniej, a resztę sadzonek zniszczą drogowcy lub kosiarki. Bilans wychodzi więc na zero. Wszystko w imię rewitalizacji. Koszenie traw jest tu zadaniem specjalnym, a jakikolwiek bunt zielonych listków od razu jest ujarzmiany. Ma być więc pod linijkę, a nawet po klepisko. Głos mieszkańców traktowany jest jak ekoterroryzm i upierdliwe czepianie się. Zmiany klimatu nie są jednak mitem i każdego roku odczuwamy je coraz boleśniej. Czy więc zastanawiamy się nad tym, a działania prowadzimy tak, by za kilka lat móc tu normalnie oddychać? Czym będą oddychać nasze wnuki?
Biorąc pod uwagę choćby tylko te przykłady, już dzisiaj łatwo przewidzieć, że za kilkadziesiąt lat obecne inwestycje będą straszyć i generować sporo środków, a na pewno świecić pustkami. Cieszyn po raz kolejny może stać się tylko historią. Piszemy swoją historię sami, piszą ją przede wszystkim mieszkańcy. Czy Cieszyn stanie się więc upadłym i smutnym skansenem, czy przyjemnym miejscem do życia dla pokoleń? To zależy już tylko od nas i scenariusza, który wybierzemy.
Niestety nadal widać, że żyjemy tym co tu i teraz, bo to czego doświadczamy dominuje nad rozmyślaniem o przyszłości. Podobnie jest z rewitalizacjami czy dużymi inwestycjami. Każdy zasiadający na fotelu burmistrza za priorytet obiera sobie nowe budowy, a co za tym idzie szukanie środków zewnętrznych. Nie ma w tym nic złego, dopóki nie staje się to „stawianiem sobie pomników”. Co to znaczy?
Wystarczy przeanalizować minione rządy, by zauważyć powtarzający się schemat. Od dawna obserwujemy jednokadencyjność w cieszyńskim ratuszu. Każdy kolejny burmistrz wierzy, że jak postawi coś nowego, przekopie po raz kolejny ul. Głęboką, to ludzie będą zadowoleni i wybiorą go ponownie. Niestety, żadna inwestycja czy rewitalizacja nie zmieni zadowolenia ludzi. Nie zmieni dlatego, że to nie mieszkaniec jest ważny i jego zdanie, ale pomysł jednostki i wpajanie, że tego wszyscy potrzebują. Cieszyn ma obecnie sporo problemów, choćby rosnące zadłużenie i ciągłe oszczędzanie w miejscach, gdzie mieszkańcy oczekują właśnie dofinansowania. Kolejne inwestycje to nie tylko jednorazowy koszt, to pozycje w budżecie miasta, które będą wpisane na stałe. Utrzymanie tych obiektów generuje koszty, ale przecież to zmartwienie kolejnych burmistrzów czy radnych. Ja tu i teraz buduję, ale martwcie się o to później sami – tak w skrócie można to podsumować. Również miejski budżet traktowany jest jak środki własne, a nie pieniądze mieszkańców. Zdarzyło mi się podczas tej kadencji usłyszeć kilkakrotnie słowa burmistrzyni: „ja dałam, ja wsparłam, ja przeznaczyłam środki”. To bardzo ryzykowne stwierdzenie, bo Pani burmistrzyni niczego nie daje, ale zarządza tylko finansami miasta. Gdy obecny rząd mówi nam, że coś nam daje wszyscy zbiorowo i słusznie się buntujemy, bo przecież partia nie daje własnych pieniędzy, ale publiczne. Jednak trudno nam zbuntować się przeciw takim działaniom na własnym podwórku. Dlaczego?
Bo przestaliśmy wierzyć, że nasz głos jest ważny i może być sprawczy. W dodatku, gdy jakikolwiek ruch może spowodować wpisanie nas na listę przeciwników. Wystarczy przejrzeć komentarze mieszkańców na publicznym profilu obecnej burmistrzyni czy Urzędu Miasta, by stwierdzić, że trwa tam niepotrzebna dyskusja i ton odpowiedzi, który nigdy włodarzowi nie powinien się przytrafić. Ciągle docierają również głosy, że ktoś został na publicznym profilu zablokowany. Lekceważenie mieszkańców i ich głosu nie jest
w sumie niczym nowym, jednak przyzwolenie społeczne na taki stan rzeczy jest dla mnie nadal niezrozumiały.
Trudno więc w takiej atmosferze mówić o dialogu czy komunikacji. A to, w dobrze funkcjonującym mieście, jest podstawą.
Do jednej z form komunikacji zalicza się konsultacje społeczne. Może to być dobra forma pod warunkiem, że jest odpowiednio przygotowana.
Konsultacje społeczne to proces dialogu pomiędzy przedstawicielami władz (każdego szczebla – od lokalnych po centralne), a mieszkańcami, mający na celu zebranie głosów mieszkańców i w oparciu o nie podjęcie przez władze optymalnych decyzji w sprawach publicznych.
W ramach konsultacji przedstawiciele władz mogą przedstawiać obywatelom swoje plany dotyczące np. aktów prawnych (ich zmiany lub uchwalania nowych), inwestycji lub innych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie i pracę obywateli, wysłuchiwać ich opinii na ten temat oraz informować o ostatecznych decyzjach, które zostaną podjęte. Konsultacje społeczne nie ograniczają się jednak tylko do przedstawienia i opiniowania gotowych planów. Mogą być też procesem, w którym od początku wypracowywana jest jakaś propozycja rozwiązania lub diagnozowane są potrzeby w obszarze, w którym w przyszłości podejmowane będą decyzje publiczne.
Jednak, by konsultacje miały w ogóle sens, należy wykonać je w odpowiedni sposób. Wymagają one pracy i zaangażowania dwóch stron, a z tym już jest kłopot. W praktyce wygląda to tak, że konsultacje ogłaszane są na stronie BIP, czyli przeciętny Kowalski raczej tego nawet nie zauważy. Odbywają się one zazwyczaj w ratuszu w godzinach urzędowania. I tu znów trudno mówić o szacunku do mieszkańców, bo to również ich godziny pracy i nie mogą w konsultacjach wziąć udziału. Podejmowane są z góry założone już decyzje, bo nie było głosów mieszkańców. Konsultacje przecież się odbyły, ale to mieszkańcy znów je zignorowali.
Jak więc przerwać to zaklęte koło i wyjść poza? Jak patrzeć na swoje miasto z optymizmem i szukać dobrych rozwiązań. Miasto jest tym, na co pozwolą sami mieszkańcy. Dzisiaj zachęcam nas wszystkich do pochylenia się i refleksji nad przyszłością Cieszyna oraz nad przyszłością nowych pokoleń.