Koniunktura literacka na Śląsku Cieszyńskim

0
873
Jednym z najstarszych zabytków cieszyńskiej literatury jest Kancjonał Cieszyński z przełomu XVI i XVII wieku, spisany ręcznie zbiór czeskich pieśni protestanckich, przechowywany w Bibliotece Tschammera. Fot. M. Gabryś
- reklama -

Jaka dziedzina cieszyńskiej kultury jest teraz najbardziej znana i ceniona poza Śląskiem Cieszyńskim? Czy to może folklor i muzyka ludowa, którą się sowicie serwuje podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej? Albo muzyka poważna, którą się pracowicie ćwiczy w szkołach na cieszyńskim Wzgórzu Zamkowym, a potem studiuje na Akademii Muzycznej w Katowicach? Czy znacie państwo na przykład nazwisko jakiegoś kompozytora albo wirtuoza wywodzącego się z Cieszyna, który byłby znany na estradach polskich i zagranicznych? Jaka dyscyplina sztuki uprawiana przez ludzi związanych z Cieszynem przekroczyła opłotki lokalności i rubieże regionalizmu i stała się cenionym elementem kultury narodowej i międzynarodowej? Czy może to sztuki plastyczne i dizajn, który zadomowił się na Zamku? Jaka branża cieszyńskiej kultury wnosi do kultury polskiej, a nawet europejskiej, ciekawe dla innych, cenione w metropoliach wartości? Czy może to teatr i aktorzy, którzy pokazują się na cieszyńskich scenach? Jakaż to więc dziedzina cieszyńskiej twórczości w ostatnim trzydziestoleciu okazała się najbardziej twórcza, a przy tym interesująca dla innych? Otóż, proszę państwa, to literatura.

Trzeba tę tezę, oczywiście, udowodnić. Proszę bardzo. Oto główne dowody. Jednym z najważniejszych polskich pisarzy ostatniego trzydziestolecia okazał się zmarły w ubiegłym roku Jerzy Pilch, który pochodził z Wisły, w Wiśle się wychował i Wiśle poświęcił swoje najlepsze narracje. Jego monumentalna, straszna i śmieszna zarazem powieść „Wiele demonów”, jest najważniejszą, a przede wszystkim najlepiej napisaną polską powieścią w III RP. Pilch to pisarz na miarę Prusa i Gombrowicza i należy tylko ubolewać, że chory na parkinsona zmarł przedwcześnie nie dokończywszy choćby swojej „Autobiografii w sensie ścisłym, a nawet umownym”, która ukazała się wiosną tego roku, w pierwszą rocznicę jego śmierci. A przecież „Wiele demonów” to nie jedyna świetna, a przy tym wiślańska powieść Pilcha. Równie znakomite, choć znacznie krótsze, są powieści „Tysiąc spokojnych miast” czy „Inne rozkosze”. Jest też wiele opowiadań, zabawne, jadowite, lecz zawsze wyborne felietony, a także świetna komedia „Narty Ojca Świętego”. A teraz dowód drugi, czyli wiersze Jerzego Kronholda, poety związanego niegdyś z Nową Falą, a więc należącego do pokolenia 68, kojarzonego do niedawna głównie z takimi poetami jak Adam Zagajewski, Julian Kornahauser, Stanisław Barańczak czy Ryszard Krynicki. W ostatnim dziesięcioleciu Kronhold opublikował aż osiem zbiorów wierszy, a wszystkie znakomite, co potwierdzały również wielokrotne ich nominacje do najważnieszych nagród literackich w Polsce. Na przekład w tym roku Kronhold nominowany został do nagrody literackiej Nike za zbiór wierszy „Długie spacery nad Olzą”. To wyróżnienie zyskał już po raz trzeci – poprzednio za książki „Skok w dal” (2017) i „Stance” (2018). Skok w dal był, zresztą, najbardziej docenioną, wyróżnioną i nagrodzoną jego książką. Otrzymał za nią Nagrodę Literacką miasta st. Warszawy, Nagrodę im. Krystyny i Czesława Bednarczyków oraz cztery nominacje do innych prestiżowych nagród literackich w Polsce – Nike, wrocławskiej nagrody poetyckiej „Silesius”, Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej oraz Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz”. W ostatniej dekadzie Kronhold doczekał się więc statusu poety laureata i pozycji jednego z najważniejszych polskich poetów współczesnych, w kręgach literackich jego wiersze uznano za objawienie, a na krakowskich Plantach dedykowano mu nawet ławeczkę jako znanemu twórcy związanemu z Krakowem, choć w Krakowie Kronhold tylko studiował i wtedy, w drugiej połowie lat 60 ubiegłego wieku, jako młody poeta założył tam z kolegami grupę poetycką Teraz. Pomimo że nasz poeta związany jest zasadniczo z miastem nad Olzą, gdzie mieszka, działa, spaceruje i układa wiersze, Cieszyn jak dotąd nie docenił go ławeczką czy choćby fotelem na rynku lub nad Olzą. Wiadomo – najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Bądź co bądź Kraków nosi tytuł Miasta Literatury UNESCO i stara się traktować literaturę poważnie, a Cieszyn niekoniecznie.

Niemniej jednak Cieszyn i okolica to od czasów późnego średniowiecza domena kultury, która sprzyjała rozwojowi piśmiennictwa i twórczości literackiej, co widać wyraźniej dopiero teraz, w trzeciej dekadzie XXI wieku. A że sprzyja to także obecnemu rozwojowi literatury podaję zaraz dowód trzeci i czwarty. Śląsk Cieszyński to nie tylko matecznik świetnej wiślańskiej prozy Pilcha, znakomitej cieszyńskiej liryki Kronholda. Tutaj w ewangelickiej Cisownicy, między Goleszowem i Ustroniem, mieszka profesor Tadeusz Sławek, wybitny anglista i tłumacz literatury z języka angielskiego, były rektor Uniwersytetu Śląskiego, autor wielu cennych publikacji naukowych z zakresu literaturoznawstwa i humanistyki, także poeta, a przede wszystkim świetny eseista, a nawet filozof, bowiem kilka opublikowanych przez niego ostatnio znakomitych książek, stanowi jakby syntezę jego naukowego, filologicznego i humanistycznego doświadczenia. Profesor Sławek często nawiązuje do klasyków światowej literatury, przenikliwie analizuje i odkrywczo interpretuje przede wszystkim dramaty Szekspira, jak w wydanym w 2012 roku tomie esejów „NICowanie świata. Zdania z Szekspira” czy w znakomitym, esencjonalnym eseju „Nie bez reszty. O potrzebie niekompletności” opublikowanym w 2018 roku. W książce „Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie” poprzez literaturę i język, rozważa nadal nie do końca jasne, relacje między ludzką kulturą a pozaludzką naturą. Jego książki też bywają nominowane do najważniejszych nagród literackich, np. „Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć”, częściej jednak przechodzą bez należnego im rozgłosu, doceniane przede wszystkim w najbardziej wymagających kręgach intelektualnych. Profesor Sławek opublikował w ostatnich latach także przekłady wierszy Emily Dickinson i Williama Blake’a, a swoje translatorskie doświadczenia podsumował w wydanej w tym roku książce „Na okrężnych drogach. Tłumaczenie literackie i jego światy”. Dzieła eseistyczne Tadeusza Sławka umieszczają go w gronie najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych.
A na koniec dowód czwarty świadczący o nadzwyczajnej koniunkturze literackiej na Śląsku Cieszyńskim. Chodzi o literaturę lżejszego kalibru, lecz dowód jest równie ważny, bo kultura to żywy organizm, a literatura nie powstaje w izolacji i potrzebuje nowych pokoleń czytelników, których trzeba do literatury pięknej mądrze wychować i przyzwyczaić, a nie umie tego zrobić szkoła czy lokalne instytucje wprost do tego powołane jak biblioteki czy książnice, które, owszem, książkami się zajmują, ale nie doceniają potencjału literatury artystycznej. Dlatego w Cieszynie należy się cieszyć, że literackim przebojem ostatnich pandemicznych miesięcy stały się przeznaczone przede wszystkim dla dzieci książki Agaty Romaniuk o cieszyńskiej szajce kocich detektywów. Detektywistyczne kocie łakocie z Cieszyna zyskały uznanie w całej Polsce. Jest to opowieść w duchu detektywistycznym o grupie byłych kocich przestępców na drodze do przebranżowienia. – napisała
o „Kociej szajce” Anna Mik w Kulturze Liberalnej – Choć zwierzęcych historii kryminalnych nie brakuje wśród literatury dziecięcej, pozycja Romaniuk i Hajduk jest wyjątkowa pod wieloma względami. A już z całą pewnością można powiedzieć, że jest bardzo kocia i bardzo cieszyńska (…) Romaniuk tworzy ciekawy mariaż współczesności z tradycją miasta, które staje się pełnoprawnym bohaterem opowieści. Autorka bardzo dobrze porusza się po kocim Cieszynie, w którym rozgrywa się cała akcja „Kociej Szajki”. Na końcu książki znajdziemy mapę, na której zaznaczone zostały wszystkie ważne dla historii miejsca, co ułatwia wyobrażenie sobie tras przemierzanych przez bohaterów (lokacje odpowiadają tym faktycznie istniejącym, jak ulice Ratuszowa, Głęboka czy Rynek). Sam Cieszyn stanowił dla Romaniuk również inspirację fabularną. Jedna z ludzkich postaci lubi odwiedzać czeską stronę miasta, jedna z kocic mówi gwarą. Te elementy są kolejną pozytywną stroną „Kociej Szajki”, która bez lokalnego kolorytu byłaby po prostu kolejną zwierzęcą książką detektywistyczną. To są stwierdzenia słuszne i dla cieszyńskiego ucha miło brzmiące, ale to, co w Warszawie bierze się za lokalny koloryt, czyli coś osobliwego, lecz ciekawostkowego, tu, na śląskim pograniczu, jest sednem specyficznej kultury, narastającej przez wieki mozaikowej, różnorodnej tradycji, ponadnarodowej historii i niejednoznacznego dziedzictwa. Ktoś wreszcie powinien rzetelniej rozpoznać, z czego wynika ta lokalna egzotyczność i osobliwość, ten niewiarygodny, wielogłosowy, wielojęzyczny, wielowarstwowy palimpsest, który najlepiej wyraża przede wszystkim literatura – bogata, zróżnicowana, pisana w różnych językach.
Najstarsze zabytki literackie, które można wiązać ze Śląskiem Cieszyńskim, pochodzą z końca średniowiecza. Nie znajdują się w cieszyńskiej Książnicy, lecz
w Stanach Zjednoczonych, gdzie okrywa je mgła tajemniczości, aura alchemicznego mistycyzmu i patyna ezoterycznej zagadkowości. Chodzi o nieliczne zachowane pisma Johannesa von Teschen, czyli Jana Cieszyńskiego, księdza i alchemika, o którym prawie nic nie wiadomo. Jednak cztery jego łacińskie teksty znalazły się w korpusie najstarszych europejskich pism alchemicznych, a przechowywane są w Mellon Collection w bibliotece Beinecke przy uniwersytecie Yale w USA. Johannes Tecenensis figuruje w tamtejszym katalogu alchemicznych manuskryptów jako autor Antyfony En pulcher lapis…, tekstów „Probleuma” i „Enigmata” oraz poematu „Lumen secretorum”. Cieszyńskie piśmiennictwo i literaturę od początku otacza więc sekretne światło, a o rozwoju tej dziedziny kultury w Księstwie Cieszyńskim w znacznym stopniu zdecydowała najpierw reformacja, a potem reformy cesarzowej Marii Teresy i jej syna Józefa II Habsburga, które upowszechniły w Cesarstwie szkolnictwo, a więc umiejętność czytania i pisania. O cieszyńskich literatach i pisarzach czasów renesansu i oświecenia napisał po niemiecku kompendium cieszyński jezuita, pisarz, pedagog, bibliofil, botanik i polihistor Leopold Johann Scherschnik, którego cieszyniocy znają pod spolonizowanym nazwiskiem Szersznik. Ów zacny
i uczony mąż w 1810 roku wydał „Nachrichten von Schriftstellern und Künstlern aus dem Teschner Fürstenthum”, co się tłumaczy jako Wiadomości o pisarzach
i artystach Księstwa Cieszyńskiego, w którym to dziele uwzględnił stu czterdziestu pisarzy, uczonych i artystów. A używali oni w swoim pisaniu języków w zależności od dominującej w ich otoczeniu kultury, a więc najczęściej czeskiego i niemieckiego. W większości byli to pisarze religijni, najczęściej ewangeliccy. I właśnie wśród porządnie wykształconych ewangelików, którzy zgodnie z poleceniem Lutra mieli głosić ewangeliczne słowo
w języku rodzimym, około 1848 roku zaczęło się rozwijać w Księstwie Cieszyńskim piśmiennictwo polskie. Za szacownych protoplastów cieszyńskiej literatury polskiej należy uznać Andrzeja Cinciałę jako autora rewelacyjnego Dziennika z lat 1846-1953 oraz Pawła Stalmacha, który był pisarzem, publicystą i dziennikarzem wszechstronnym i w pełni oddanym sprawie polskości. To dzięki nim literatura polska na Śląsku Cieszyńskim powstała, okrzepła i przeżyła swoją pierwszą koniunkturę, lecz nadal była fenomenem współwystępującym tu obok piśmiennictwa czeskiego i niemieckiego. Cieszyn zaś był miastem coraz lepiej prosperujących drukarń, które również przyczyniały się do rozwoju miejscowego czasopiśmiennictwa, czytelnictwa, a także literatury.
Sytuacja zmieniła się po Wielkiej Wojnie i podziale Śląska Cieszyńskiego pomiędzy Polskę i Czechosłowację w 1920 roku. Po polskiej stronie przestała powstawać literatura w języku czeskim i niemieckim, za to po czeskiej powstawała coraz częściej literatura polska, przede wszystkim zaangażowana narodowo, społecznie, a także – jak to określił Julian Przyboś – ludowościowa, a przez to już w dwudziestoleciu międzywojennym trochę anachroniczna, nienowoczesna i najczęściej bez potencjału uniwersalnego. Tymczasem Śląskowi Cieszyńskiemu po polskiej stronie zdarzył się właśnie Julian Przyboś, twórca awangardowy i propagator awangardy, który w Cieszynie przez kilka lat pracował jako rzutki, trochę ekscentryczny, ale za to charyzmatyczny nauczyciel gimnazjalny, zarażający nowoczesnym, uniwersalnym myśleniem swoich uczniów. Rozwojowi nowoczesnej kultury i literatury sprzyjały także władze autonomicznego Województwa Śląskiego, które na przykład Przybosiowi zmniejszyły pensum w szkole i umożliwiły wyjazdy na stypendia zagraniczne, udzielając płatnego urlopu.

W 1929 roku wznowiono także „Zaranie Śląskie”, ekskluzywny kwartalnik literacki, gdzie udawało się łączyć regionalną tradycję z nowoczesnością i udzielano szeroko miejsca śląskim debiutantom piszącym po polsku. W 1930 roku Przyboś wydał w Cieszynie zaprojektowany graficznie przez Władysława Strzemińskiego tom wierszy „Z ponad”, który później uznany został za najbardziej awangardową publikację w literaturze polskiej, ważną także w kontekście awangardy europejskiej. Ożywienie literackie na Śląsku, również w śląskich Atenach, czyli w Cieszynie, podsumował Przyboś w opublikowanym w 1930 roku na łamach „Zarania Śląskiego” szkicu „Koniunktura literacka na Śląsku”. Jego ówczesne rozpoznania dotyczące śląskiej literatury są nadal – po dziewięćdziesięciu latach! – aktualne, a postulaty stawiane przez niego nowej, nowoczesnej literaturze śląskiej pisanej po polsku spełniają się właściwie dopiero teraz, ponieważ procesy w kulturze są długotrwałe i nie od razu można rozpoznać ich kierunek, charakter i sens.
Genius loci Cieszyna, a także Wisły, Ustronia i tak zwanego Zaolzia od Jabłonkowa do Ostrawy to przede wszystkim geniusz literacki i książkowy. Dzięki niemu może promieniować sekretnym światłem i przetrwać magia transkulturowego, cieszyńskiego pogranicza. Obecna koniunktura literacka na Śląsku Cieszyńskim trwa nie tylko po polskiej, lecz także po czeskiej stronie granicy, choć to już temat na odrębne opowiadanie. Niespodziewanie, dzięki popularności książek o kociej szajce, cieszyniocy mają szansę odkryć, że ich miasto jest metropolią literacką i uwierzyć w siłę lekceważonej przez nich literatury. Władze lokalne mogłyby wyciągnąć z tego bardziej praktyczne wnioski i zobowiązać swoje instytucje kultury do bardziej systematycznej pracy w tej dziedzinie, zwłaszcza popularyzatorskiej i nastawionej na upowszechnianie niekwestionowanych wartości literackich tutejszej kultury. W literaturze nie ma nic widowiskowego, działa w ukryciu, dyskretnie, w wymiarze prywatnym, a jej oddziaływanie jest długodystansowe. Nie wypełnia wielkich sal ani nie służy rozrywce na rynku. Służy za to myśleniu i rozpoznaniu sytuacji człowieka w świecie. Można by już wydać całą bibliotekę z literaturą cieszyńską i dziełami pisarzy związanych ze Śląskiem Cieszyńskim. Komu jednak na tym zależy? Urzędnikom? Działaczom partyjnym? Dyrektorom miejscowych instytucji kultury? W Cieszynie i w okolicy mieszka obecnie kilku literatów znanych i szanowanych przede wszystkim poza regionem. Nie są oni otoczeni mecenatem ze strony lokalnych władz i wspierani przez lokalne instytucje kultury. Po latach może jednak okazać się, że najważniejszy i najtrwalszy wkład Śląska Cieszyńskiego w kulturę narodową i międzynarodową wytworzyli właśnie oni.

- reklama -