Z Kamilem i Dominikiem Burymi rozmawiała Dominika Rychły
Czy ostatnie igrzyska olimpijskie w Pjongczangu należy rozpatrywać w kategorii porażki? Uważa, że nie powinniśmy tak myśleć. Obu medali w skokach narciarskich, jedynych które zdobyli nasi reprezentanci, mogliśmy się spodziewać. Wiemy, jak znakomite wyniki osiągali skoczkowie w tym sezonie. Mamy odpowiednie warunki do trenowania. Ale co z pozostałymi dyscyplinami zimowymi? W Polsce nie znajdziemy na razie profesjonalnych tras biegowych, biathlonowych, stoków do narciarstwa alpejskiego, torów bobslejowych czy odpowiednich torów lodowych dla panczenistów. Zamiast rozdawać medale przed zawodami, powinniśmy realnie spojrzeć na miejsca osiągane przez sportowców w sezonie olimpijskim. Później szukajmy małych sukcesów. Takich z jakimi wrócili młodzi biegacze narciarscy z Istebnej – Dominik i Kamil Bury. To sport, który rządzi się swoimi prawami. Możesz pracować przez cały rok, być w dobrej dyspozycji, jednak kiedy w jednym dniu trafisz na kiepski sprzęt, nie możesz liczyć na duży sukces. W Pucharze Świata, a tym samym na igrzyskach olimpijskich startuje mnóstwo świetnych zawodników, a rywalizacja stoi na najwyższym poziomie. W jednym dniu można być pierwszym, w następnym można zająć 30 miejsce. Tym bardziej na takie wyniki jak, 33. miejsce na 15 km stylem dowolnym i 13. w sprincie drużynowym Dominika oraz 30. pozycja w sprincie stylem klasycznym Kamila, patrzmy pozytywnie. Tak, jak robią to sami zainteresowani. Z debiutantami olimpijskimi rozmawiałam o początkach, o prestiżowych sportowych imprezach oraz o tym jak widzą przyszłość.
Jak zaczęła się wasza przygoda z biegami narciarskimi?
Kamil: Wszystko zaczęło się w podstawówce, wtedy biegał prawie każdy. U nas nie ma wielu sportów do wyboru. Albo była piłka nożna, w którą też graliśmy chwilę, albo biegi narciarskie. Jarosław Hulawy ukierunkował nas bardziej pod biegi narciarskie i spodobało się nam. Tak się zaczęło. Z tym trenowaniem później było różnie, miałem rok przerwy, ale z Tadeuszem Krężelokiem rozpoczęliśmy treningi na dobrym poziomie. Wtedy zrobiło się bardziej poważnie. To był moment kiedy zaczęliśmy wiązać z tym swoją przyszłość.
Marzyliście o igrzyskach jako mali chłopcy?
Dominik: Jak byliśmy mali nie myślało się takimi kategoriami, ale jak walczyliśmy o kadrę to już rodziło się w głowie, że celem zaplanowanym na 4 lata do przodu są igrzyska. W międzyczasie były mistrzostwa świata, co roku juniorskie, U-23, ale wszyscy przygotowują się i mają zakodowane, że na igrzyska trzeba być gotowym.
Łatwe jest w Polsce wejście do kadry?
Kamil: Nie ukrywajmy, że w Polsce nie ma wygórowanego poziomu. Wiadomo, żeby walczyć o kadrę trzeba sporo trenować, być najlepszym w Polsce. Tytuły Mistrza Polski dają Ci szansę. Jak już uda dostać się do kadry, należy tą szansę wykorzystać i spełniać się.
Dominiku, w Twoim przypadku dużą szansą był start na mistrzostwach świata w Lahti.
Dominik: Fajnie było być tam w Lahti. To dobre przygotowanie psychiczne przed igrzyskami, bo to jest jednak profesjonalna impreza, nie chcę tego porównywać do juniorskich mistrzostw świata. Impreza stoi na niesamowitym poziomie, ogrom kibiców. Na igrzyskach nie może być tylu kibiców, są tylko na stadionie. Na mistrzostwach świata jest cała trasa obstawiona przez kibiców. Myślę, że to było dobre przygotowanie psychiczne przed igrzyskami.
Jak wygląda życie w wiosce olimpijskiej od kulis?
Dominik: Każdy zawodnik chodzi w pełnym skupieniu przed startami. Nie ma tam czasu na dodatkowe rozrywki, które mogą rozpraszać. Widać duże zaangażowanie sporej grupy ludzi.
Kamil: Wszystko zależy też od dyscypliny. Każda z nich wymaga innego poświęcenia i każdy zawodnik skupia się na tym, co ma zrobić.
A jak przebiegał wasz dzień?
Dominik: Żeby nie przechodzić pełnej aklimatyzacji czasowej ośmiu godzin, wstawaliśmy około godziny 10. Później mały rozruch przez 40 minut, śniadanie, trening, odpoczynek. Czasem robiliśmy nawet po dwa treningi. Między startami było trochę ciężej i trzeba było zrobić jeden trening regeneracyjny, żeby nie zastać się do kolejnych startów. Tak wyglądał nasz dzień. Jedzenie, spanie, treningi i starty.
Kamil: Mówiąc krótko – duża impreza, ale i życie codzienne dla nas sportowców.
Na igrzyskach doszło do sytuacji, o której głośno mówiła Sylwia Jaśkowiec, czyli pożyczanie nart. Z czego wynika to, że trzeba sobie pożyczać sprzęt?
Dominik: Żeby narta była dobra, wpływa na to wiele czynników. Najczęściej jest tak, że zawodnicy mają serwis danej marki, oni robią selekcję nart, testują ich w różnych warunkach. Zostawiają te najlepsze na każde warunki – ciepłe, zimne, uniwersalne.
Kamil: Najlepsi zawodnicy mają najlepsze narty. Zawsze dostają narty z najwyższej półki. Mniej utytułowani zawodnicy dostają te średnie. Justyna Kowalczyk ma bardzo dużo dobrego sprzętu i z tego względu czasem je pożycza.
Jak się wracało do domu?
Kamil: Byliśmy dwa miesiące poza domem. To wystarczająca ilość czasu, by się chciało wracać i odpocząć od tego wszystkiego.
Dominik: Po mistrzostwach świata, od razu jechaliśmy na igrzyska. Teraz rozluźniliśmy się psychicznie, spędziliśmy kilka dni w domu, ale to polegało głównie na treningu i załatwieniu zaległych spraw. Będziemy odpoczywać po sezonie.
Wiążecie swoją przyszłość z nartami?
Kamil: Jak na razie tak. Zobaczymy jak będzie ze zdrowiem. Nigdy nie wiemy, czy przytrafi się jakaś kontuzja i nie daj boże dłuższa przerwa. Jestem optymistyczny, ale muszą też być realistą. Trzeba mieć na uwadze, że może się to wszystko skończyć. Dlatego chcemy związać przyszłość z biegami, ale też myślimy o jakiejś alternatywie. Ciężko powiedzieć czy będziemy trenować cztery lata do Pekinu, chociaż na ten moment bardzo tego chcemy. Zobaczymy, co przyniosą te lata. Na pewno za rok mistrzostwa świata w Seefeld – ważne zawody.
Jak wygląda na dzień dzisiejszy zaplecze kadry?
Dominik: Rozwija się amatorstwo biegowe. To jest dobre, bo zmienia się mentalność ludzi. Kiedy ktoś zacznie biegać, to później zabierze swoją córkę albo syna czy wnuka, zaszczepi w nim ten sport, spodoba się i zapisze się do klubu. Takich osób jest coraz więcej w Polsce.
Zachęcacie młodych do tego, żeby zaczęli uprawiać ten sport? Jest szansa, żeby pojawiło się więcej dzieciaków kiedy powstanie profesjonalny obiekt na Kubalonce?
Kamil: Mamy pewne plany w tym kierunku. Będziemy prowadzić lekcje motywacyjne, tak żeby zachęcić do sportu dzieci ze szkół podstawowych, gimnazjów. Będziemy motywować ich na własnym przykładzie.
Dominik: Jeżeli dzieciaki będą miały, gdzie trenować to będzie zupełnie inaczej, niż bieganie na drodze, tak jak my biegamy, to jest jednak duża odpowiedzialność trenera. Jeżeli powstanie stadion na Kubalonce, będą warunki do biegania.
Dziękuję za rozmowę.