Pod koniec pierwszej wojny światowej Czesi i Słowacy zdecydowali się utworzyć wspólne, demokratyczne, wielonarodowe, federacyjne państwo. I choć w tym państwie, które objęło także Ruś Zakarpacką, znalazło się więcej zdeklarowanych Niemców niż Słowaków, 28 października 1918 roku to właśnie Czesi i Słowacy wspólnie ogłosili powstanie Czechosłowacji. I dlatego teraz, w 2018 roku, Czesi i Słowacy razem obchodzą stulecie powstania Czechosłowacji.
Nie jest to jedyna okrągła historyczna rocznica, jaką w tym roku upamiętnia się i dyskutuje w Czechach. Naszym południowo-zachodnim sąsiadom wydaje się, że dynamika ich historii i algorytm ich narodowego losu związany jest z liczbą osiem. Ósemki jakoby odgrywają w historii Czechów kluczową rolę. Trudno nie ulec pokusie takiej kabalistycznej interpretacji, skoro tylko w poprzednim stuleciu trzy największe czeskie klęski wiązały się z datami rocznymi, które zawierały w sobie ósemkę: 1938 rok – Układ Monachijski, 1948 rok – lutowy pucz komunistyczny w Pradze, 21 sierpnia 1968 roku – inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Jeśli poddać się tej zagadkowej analogii i tajemnej ezoteryce liczb, jeśli przyjąć za Czechami koncepcję ósemkowych przełomów w ich historii, to ich układające się w ósemkowy rytm dzieje wywarły ósemkowy wpływ także na życie ich najbliższych sąsiadów np. cieszyńskich Ślązaków. W XX wieku właśnie cztery wymienione powyżej ósemkowe daty odcisnęły bolesne piętno na życiu polsko – czeskiego pogranicza na Śląsku Cieszyńskim. Od 1918 roku jego mieszkańcy chcąc nie chcąc musieli się poddać tej ósemkowej czarnej magii, ruchowi tych dwóch kółek połączonych ze sobą trochę jak ogniwa łańcucha. Musieli ulegać czarowi tych dwóch złączonych pazernych zer.
Czesi, którzy są religijni inaczej niż Polacy, w swojej laickości bardzo lubią ezoteryczne teorie. W ezoteryce, począwszy od Biblii aż po Tarota, przypisuje się ósemce pozytywną symbolikę. Zwolennicy takich teorii uważają ósemkę za symbol nieskończoności i wieczności, ziemskich i niebiańskich energii, które – związane ze sobą – stale płyną i nieustannie się regenerują. W ezoteryce ósemkę łączy się z dużą literą H, ósmą literą zarówno w alfabecie łacińskim jak i hebrajskim. W kartach Tarota wiązana jest ze Sprawiedliwością – Ósmą Kartą Wielkich Arkanów. Podobno ósemka to najpiękniejszy symbol człowieka, który stoi wolny i uduchowiony. Ale jednocześnie nawiązując do litery H neonaziści używają podwójnej ósemki w zastępstwie zakazanego pozdrowienia Heil Hitler! A w dodatku ósemce przypisuje się kolor czerwony. A wiadomo, co symbolizuje kolor czerwony. I tak wracamy do absurdalnej, straszliwej, krwawej historii XX wieku – dwóch apokaliptycznych wojen, dwóch totalitaryzmów, wielomilionowych ofiar i masowego, totalnego upodlenia człowieczeństwa. Liczby i litery człowiek może wykorzystać zarówno do czynów dobrych i złych. Ale chętniej i częściej wykorzystuje je do czynienia zła. Z czeskiej perspektywy niewinne ósemki w historii XX wieku zmieniły się w jakieś straszliwe, nieludzkie koła zamachowe, decydujące o całych epokach i losach milionów ludzi.
21 sierpnia, ósmego miesiąca naszego kalendarza, w 1968 roku tzw. naszej ery, niemal w pięćdziesiątą rocznicą utworzenia Czechosłowacji, wojska Układu Warszawskiego przekroczyły granicę polsko-czechosłowacką napadając na Czechów i Słowaków, którzy podczas swojej Praskiej Wiosny za bardzo wymknęli się spod kontroli towarzyszy radzieckich dowodzących z Kremla podległymi sobie państwami bloku wschodniego. Czechom i Słowakom za bardzo spodobał się socjalizm z ludzką twarzą, więc zatroskani kremlowscy towarzysze uznali, że trzeba im go z tej twarzy wybić. W Cieszynie byliśmy świadkami tej napaści i wcześniej przeczuwaliśmy, co się święci. Oddziały sowieckie rozlokowały się bowiem w podcieszyńskch, przygranicznych lasach już w maju owego roku czekając w warunkach polowych na sygnał do ataku. Przygotowania do inwazji, którą ówczesna propaganda komunistyczna nazywała bratnią pomocą, zaczęły się więc wiosną 1968 roku. Sowieccy żołnierze trochę się nudzili w sielankowych okolicznościach podcieszyńskiej przyrody. Z wyglądu sołdaci nie różnili się jakoś szczególnie od naszej ludności płci męskiej, choć niektórzy nieproszeni goście mieli skośne oczy. Mniej lub bardziej skośnoocy siedzieli w pobliskim lesie, spali w ciężarówkach, czyścili swoje kałasznikowy, grali w karty, kopciły ich polowe kuchnie. Obcy żołnierze zachowywali się całkiem normalnie, a nawet przyjaźnie, tak jak Ruscy w kultowym już wówczas serialu „Czterej pancerni i pies”. Niektórzy z nich mieli nawet sporo swobody poza służbą, mogli poruszać się poza leśnym taborem. Wychodzili więc naprzeciw miejscowej ludności, a nawet z nią się zżyli. Niektórzy gospodarze mogli liczyć na ich pomoc przy budowie domów, a także przy żniwach i innych pracach polowych. Nikt z miejscowych nie podnosił kwestii, jakim prawem czerwonoarmiści zagnieździli się w Parchowcu czy w lesie nieopodal katowickiej drogi w Kończycach. Starsi dobrze pamiętali Rusów z 1945 roku, kiedy tędy przechodził front. W 1968 roku nikomu po wsiach pod Cieszynem nie przychodziło więc do głowy, żeby z nimi zadzierać. Z Rusami trochę się handlowało, podstawową walutą była, oczywiście, wódka. Najpierw przychodzili do studni po wodę, a potem po wódkę. Najbardziej zaprzyjaźnionych czasem przyjmowano w domu, częstowano miejscowymi specjałami i wypiekami. Bywało, że oglądało się razem z nimi w telewizji westerny i „Czterech pancernych”.Wiejskie chłopaki chełpiły się zdobytymi od nich odznakami, a zwłaszcza pasami z pięcioramienną gwiazdą. Niektórzy młodzi, ruscy sołdaci podrywali miejscowe dziewczyny, które przed nimi jakoś szczególnie nie uciekały. A były takie, co chodziły z nimi w zboże i zachodziły w ciążę. Oj, były nawet takie.
Sielanka skończyła się w czasie żniw. W połowie sierpnia 1968 roku wśród stacjonujących pod czechosłowacką granicą oddziałów sowieckich wzmogło się napięcie i dyscyplina. Oficerowie, którzy jeszcze parę dni wcześniej tolerowali wyskoki swoich żołnierzy na wieś czy do gospody, teraz za taką samowolkę gotowi byli im zaaplikować kulkę w łeb. Historycy podają, że rozkaz inwazji na Czechosłowację wydano 16 sierpnia, a sama inwazja zaczęła się przed północą we wtorek 20 sierpnia. Do Cieszyna od strony Katowic od osłoną nocy jechały czołgi, transportery opancerzone, armaty i haubice, wojskowe ciężarówki. Oddziały Armii Czerwonej przesuwały się w kierunku przejścia granicznego na Moście Przyjaźni. Stare miasto drżało od posępnego warkotu silników opancerzonych pojazdów. Cieszyniocy w ciemności z niepokojem i strachem wyglądali przez okna swoich domów i mieszkań. Trudno się spało tej nocy. Rano odkryto zniszczenia, które pozostały po przejeździe sowieckiego sprzętu bojowego. Czołgiści chyba nie byli pewni, w którą stronę mają jechać. Kawałek za skrzyżowaniem w Pastwiskach sowieckie czołgi wjechały w pole z dojrzałym, nie skoszonym jeszcze zbożem Ze zgrozą oglądałem łan dojrzałego owsa rozjeżdżony przez stalowe gąsienice. Rozmarasili nóm coły zogón! – lamentowała sąsiadka. Poczułem się podobnie jak parę dni wcześniej, kiedy na drodze za naszym domem przystanęła kolumna ruskich wojsk i pewien rozwścieczony oficer chciał zastrzelić swojego żołnierza. Już wyszarpał pistolet z kabury, już podnosił rękę, ale dwaj inni oficerowie w porę rzucili się na niego i go uspokoili. To, co wtedy czułem, może nawet nie trzeba od razu nazywać grozą, tylko straszliwym zdumieniem, okrutnym rozczarowaniem, że ludzie jednak potrafią być źli także w zorganizowany, oficjalny sposób, że na rozkaz potrafią zabijać ludzi i niszczyć zasiewy, że jadą okupować sąsiedni kraj, w którym ludzie chcieli żyć normalnie czyli swobodnie i po swojemu. Wojska Układu Warszawskiego napadające w nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku na Czechosłowację składały się z 24 dywizji – szesnastu sowieckich, trzech polskich, dwóch enerdowskich, dwóch węgierskich i bułgarskiej. W ciągu 36 godzin najeźdźcy opanowali cały kraj. Armia czechosłowacka nie wystąpiła przeciwko nim, nie miała takich rozkazów. Zwykli obywatele, także w Czeskim Cieszynie, stawali ruskim czołgom na drodze, ale ich opór był bierny, zaraz się rozstępowali i tylko bezsilnie, rozpaczliwie wygrażali najeźdźcom. Przywódcy czechosłowackiej partii komunistycznej z Aleksandrem Dubczekiem na czele zostali aresztowani i samolotem – z międzylądowaniem w Legnicy – wywiezieni do Moskwy. Po inwazji zaczęło się normalizowanie Czechosłowacji według norm sowieckich. Wielu Czechów i Słowaków wybrało emigrację. Tak skończyła się Praska Wiosna i czechosłowacki sen o socjalizmie z ludzką twarzą.
Z biegiem lat inwazja na Czechosłowację w 1968 roku okazała się tylko jednym z wielu dramatycznych epizodów historii Europy w przeklętym XX wieku. Obecne starsze pokolenie jeszcze w miarę dobrze tamten rok pamięta i wie, że nie było to to najgorsze, co mogło się wtedy przytrafić, zwłaszcza w porównaniu z horrorem dwóch światowych wojen. Ale to, co pamięta się z własnego życia i to, co opisują historycy, różni się od siebie dramatycznie. Historię można wykorzystać zarówno do dobrych jak i złych celów. Historia zbyt łatwo poddaje się i służy nieludzkiej ideologii. Historycy zbyt chętnie poddają się pazernym, żądnym władzy politykom. Historią zbyt łatwo manipuluje reżimowa propaganda i wciska ją bez mydła w naszą prywatność. Miłośnicy historii zbyt chętnie dostrzegają w niej analogie i podobieństwa. Historia się wprawdzie nie powtarza – napisał niedawno amerykański historyk Timothy Snyder w książeczce „O tyranii” – ale udziela lekcji. Po to mamy szkoły i nauczycieli, żeby tę lekcję zrozumiały młodsze pokolenia. Sięganie do historii, gdy nasz porządek polityczny jest zagrożony – pisze dalej Snyder – jest jedną z podstawowych tradycji Zachodu. W 1968 roku Czesi i Słowacy podążyli spontanicznie na zachód, ale armie innych krajów komunistycznych po sąsiedzku zawróciły ich z powrotem na Wschód, a propaganda na usługach tyranów i najeźdźców nazwała to bratnią pomocą. W tej napaści uczestniczyło też Ludowe Wojsko Polskie. Jak wiadomo, Polacy w wojskowych mundurach już przedtem raz napadli na Czechosłowację. Stało się to w 1938 roku. Także wtedy działo się to w hańbiących okolicznościach, kiedy w wyniku Układu Monachijskiego, za zgodą europejskich mocarstw, Hitler dokonywał rozbioru Czechosłowacji. Przez most pod zamkiem w Cieszynie, w tym samym miejscu, przez które trzydzieści lat później do Czech wtargnęła Armia Czerwona, wchodzili wtedy także kawalerzyści z 4 Pułku Strzelców Podhalańskich (nie tylko z orzełkami na czapkach, lecz też ze swastykami na czaprakach pod siodłami ), aby do ówczesnej Rzeczypospolitej przyłączać Zaolzie. Oczywiście, Polacy mogą argumentować, że zestawianie obu tych aktów agresji nie jest właściwe, ale w obu przypadkach agresorzy uważali, że zajmują terytorium, które im się należy. Armia, bez względu na to jakie znaki nosi na czapkach i pagonach, w każdej chwili może stać się machinerią na usługach tyranii, a żołnierz okupantem czy wręcz narzędziem zbrodni.
Timothy Snyder przypomniał w swojej książeczce, jak teraz należy rozumieć tyranię i wskazał, co robić, żeby jej nie ulec. W lecie 2017 roku podczas ogólnopolskich protestów przeciwko niszczeniu w Polsce trójpodziału władzy i upartyjnianiu sądownictwa, grupa protestująca przed gmachem sądu w Cieszynie słuchała czytanych na głos rozdziałów z tego krótkiego podręcznika Snydera. Spełniło to wtedy rolę instrukcji obywatelskiego postępowania wobec deprawacji instytucji polskiego państwa prawa. Tyranią jest bowiem nie tylko uzurpowanie sobie władzy przez jednostki czy grupy. Jest nią także obchodzenie przez rządzących prawa dla własnej korzyści, stawianie siebie ponad prawem czy podporządkowywanie sobie prawa przez polityków jednej partii. Nowoczesna tyrania to nie tylko technika zarządzania na masową skalę strachem. Także obojętnością, wygodnictwem, egoizmem i głupotą. To także technika manipulowania potriotycznymi symbolami. Symbole dnia dzisiejszego – pisze Snyder – umożliwiają nastanie rzeczywistości jutra. Zwracaj uwagę na swastyki i inne oznaki nienawiści. Czy nas to nie dotyczy? 1 sierpnia 2018 roku podczas miejskich obchodów 74 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego na cieszyńskim rynku pojawili się młodzi ludzie w czarnych koszulkach z napisem śmierć wrogom ojczyzny. Nie zereagowali na to przedstawiciele władz miejskich, służby mundurowe, notable z miejskich i powiatowych instytucji. Czyżby nie zauważyli tego hasła? Nie zrozumieli go? Nie przeszkadzało im? Burmistrz zagadnięty o to po uroczystości przez dwójkę protestujących przeciwko faszyzmowi obywateli Cieszyna, odpowiedział im jakby na usprawiedliwienie, że to tylko taki niedzisiejszy sposób ekspresji uczuć patriotycznych. Cieszyńscy notable zlekceważyli oznaki nienawiści i faszyzmu na patriotycznych uroczystościach ku czci antyfaszystowskiego przecież powstania. Przymknęły na to oko także lokalne media relacjonujące obchody w Cieszynie. Podobne historie znamy z europejskiej historii XX wieku, także z historii naszego miasta. Czy nie stanowi to dla nas żadnej lekcji? Pobłażliwość cieszyńskich notabli dla faszystowskich haseł jest bardzo złym symptomem. Zaczyna się od akceptacji haseł nienawiści na patriotycznych obchodach, a kończy agresją na sąsiada. W krytycznym momencie zawczasu bierzmy nauczkę z historii. Nie udawajmy, że nic się ( jeszcze ) nie stało.