Damian Dominiak to były pracownik czeskiej kopalni, to człowiek, który w obliczu zamkniętych granic i grożącego bezrobocia rozpoczął walkę o ludzi, o siebie i o cały Śląsk Cieszyński. Stanął po stronie ludzi pracy, próbując na chwilę zwrócić uwagę samorządów i rządu RP na problem, który jest dużym zagrożeniem nie tylko dla obywateli, ale również dla regionu. Przeciwny podziałom, walcząc o równe szanse dla wszystkich pociągnął za sobą ludzi i stał się społecznym bohaterem. I to chyba najlepsze określenie jego postawy i troski o swoich sąsiadów i przyjaciół. Dzisiaj brakuje nam bohaterów, za którymi nie stoją władza i pieniądze. Dla mnie to portret bohatera naszych czasów, ze spracowanymi dłońmi i trudną historią w tle.
Jak to się stało, że stanąłeś na czele „spaceru przeciw zamkniętym granicom”? Co skłania człowieka pracy, do tej pory nieangażującego się społecznie i politycznie, do wyjścia na ulicę i przyjęcia postawy lidera?
To przede wszystkim poczucie patriotyzmu lokalnego. Wiele razy wyjeżdżałem z kraju i włóczyłem się po Europie. Bywały momenty, że przyjeżdżałem tutaj tylko po to by, odpocząć, na wakacje. Jednak przywiązanie do miejsca jest we mnie silniejsze i postanowiłem, że będę żyć tutaj. Do miejsca tak naprawdę przykuwają nas ludzie, a tu spotkałem tych najfajniejszych, życzliwych
i pomocnych. To miejsce, gdzie nie brakuje stowarzyszeń, fundacji, życia kulturalnego, choć to dopiero powoli się budzi. Region po polskiej, jak i po czeskiej stronie traktowałem jak swój dom i tak już pozostanie. Bez względu na to w jakich warunkach przyszło mi mieszkać to i tak miałem poczucie, że jestem w domu.
O ten dom postanowiłem walczyć. Nagle to poczucie bezpieczeństwa zostało zerwane i widząc dramaty moich znajomych i sąsiadów, decyzja nie mogła być inna. Można siedzieć i płakać, a można działać. Wybrałem drugą opcję. Moja sytuacja w pracy również stała się z dnia na dzień trudna. Jestem pracownikiem spółki zewnętrznej, wykonującym prace dla kopalni. W obliczu zamykanych granic mieliśmy dostać urlopy. Jednak nasza firma dostała wypowiedzenie z pracy i została rozwiązana. Pracownicy mieli przejść do miejsc, gdzie są braki kadrowe. Za niestawienie się w pracy zamiast urlopu naliczano mi za każdy dzień karę pieniężną. Dostałem więc tylko połowę wynagrodzenia. Nie wiem czy będę mógł jeszcze wrócić do pracy i nie wiem, czy jeszcze mam do czego wracać. Jednak bardzo chciałbym do pracy górnika wrócić, bo pomimo, że jest to ciężki zawód, to sporo mi daje. Ciężko pracowałem od dziecka i to praca właśnie daje mi poczucie godności. Lubię się spocić, ubrudzić i nawet padać zmęczony, ale mam wtedy świadomość dobrze spełnionego obowiązku, a chleb kupiony za uczciwie zarobione pieniądze smakuje lepiej.
Te protesty traktujesz jako swoją sprawę, czy tych powodów by być współorganizatorem jest więcej?
Szedłem w imieniu swoim, swoich znajomych i wszystkich tych, którzy z powodu zamkniętych granic zostali narażeni na utratę pracy. Szedłem w imieniu tych, którzy przeżywają wielkie dramaty. To miejsce, na mapie nawet całego świata, jest dla mnie najważniejsze i tu rodzą się więzi, które są nierozerwalne. Na ulicy, podczas spaceru byliśmy równi. Nie ważne kto ile posiada i w co wierzy, połączyła nas wspólna sprawa. Szedłem w imieniu tych, którzy pozostali po drugiej stronie granicy, rozdzieleni z rodziną, bo utrata pracy byłaby jeszcze większym dramatem.
Spacery, które miały pomóc w decyzji o otwarciu granic to tylko część tego, co robicie na co dzień. Wiem, że pomimo swojej trudnej sytuacji pomagacie też innym. Jak wygląda taka pomoc?
Zaczęło się od krótkiego filmu, w którym poruszyłem temat trudnej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Nie zrobiłem tego po to, by się nad sobą użalać, ale mam świadomość, że podobna sytuacja dotyka wielu osób. Rozdzwonił się telefon, a chęć pomocy była bardzo duża. Ludzie oferowali paczki żywnościowe, pomoc nawet finansową, ale jako kawaler nie potrzebuję wiele. Jestem silnym mężczyzną więc sobie poradzę, choćby w wspierając się pracami dorywczymi. Jednak wiedziałem, że są ludzie, którym ta pomoc przyda się bardziej. Uzyskaną pomoc przekazywałem więc dalej innym. Mój przyjaciel Artur i Stowarzyszenie Anielski Młyn, już wcześniej organizowali taką pomoc. Dzięki jego działaniom pomoc przyszła dla wielu poszkodowanych rodzin. Obecnie na stałe cztery rodziny i kilkanaście osób doraźnie, w razie potrzeby. Ludzie okazali się być solidarni, a to świadczy o tym, że jest to dobre miejsce do życia.
Obecna sytuacja spowodowana pandemią obnażyła w jak kiepskiej kondycji politycznej finansowej jest nasz kraj. Do kogo i o co macie największy żal?
Sposób w jaki radzi sobie nasz kraj z pandemią pozostawia wiele do życzenia. Niedofinansowana służba zdrowia, pochopne decyzje, które w efekcie uderzyły
w gospodarkę to tylko część problemu. Brak testów jest największym zarzutem, ale również otaczająca nas dezinformacja sprawia, że coraz częściej poddaję pod wątpliwość istnienie wirusa na taką skalę jak mówią. Skutki licznych decyzji rządu będziemy odczuwać jeszcze przez wiele lat. Wystarczył miesiąc, by drastycznie wzrosło bezrobocie, upadło wiele firm, a ceny w sklepach poszły w górę. Po otwarciu granic, mimo zapowiadającego przez rząd wielkiego powrotu rodaków do kraju, zacznie się migracja za pracą. Ludzie nie tylko będą chcieli lepiej zarabiać, ale zaczną z Polski uciekać całymi rodzinami. Tarcza antykryzysowa rysowana przed nami najpiękniejszymi kolorami, okazała się być dziurawa jak durszlak, a z pewnością była pozorna i pełna pustych obietnic. Rząd rozdaje pieniądze według własnego uznania, ale wciąż zapomina, że nie rozdaje swoich. Rząd nie ma własnych pieniędzy, to jest iluzja, bo to są nasze pieniądze. Dopóki wszyscy sobie tego nie uświadomimy nadal, w kraju będzie zgoda na trwonienie funduszy, kosztowne miesięcznice, ochronę posłów i dziwne milionowe umowy podpisywane z rodziną czy kolegami. Tu właśnie nie ma mojej zgody. Widząc jak bardzo ucierpiały całe rodziny i jak bardzo wpłynie to na ich przyszłość, mam w sobie dużą niezgodę. Mam żal nie tylko do rządu, ale również do samorządu. Wielu ludzi nie otrzymało pomocy nawet we własnym mieście. Odsyłani od drzwi do drzwi zostawali sami sobie. Nie wierzę już politykom, nawet na szczeblu miejskiego samorządu. Mówią do nas tak, by stwarzać po raz kolejny pozory, ale nie ma to przełożenia na rzeczywistość.
Wierzysz w lepsze jutro?
Niestety coraz mniej. Czuję się trochę pokonany przez system i rozczarowany zachowaniem ludzi, na których głosowałem. Przed każdymi wyborami chcemy wierzyć, że osoba, która dostaje szansę na urząd, dobrze ją wykorzysta. Opadła kurtyna i minęło trochę czasu. To co widzę jest smutne i pokazuje, że nie mamy zbyt dużych szans na zmianę. Obecna władza nie ma pomysłu na to miasto i z pewnością ich priorytetem nie są mieszkańcy. Każdy kolejny burmistrz realizuje swój plan i pomysły, ale nikt nie słucha tego, czego potrzebują i oczekują mieszkańcy. Powoli opada wola walki i wiara, że można coś zmienić. Coraz bardziej rysuje się w mojej głowie pomysł, by jednak z Polski wyjechać. Mam wrażenie, że nie czeka mnie tutaj już nic dobrego.