Nie „podkręcam” polskiej historii

0
1147
fot. arch. autora
- reklama -

Dobra książka historyczna nie jest skierowana do dziesięciu kolegów z uczelni. Dobra książka historyczna musi być napisana w taki sposób, że nasz idealny czytelnik, zmęczony po całym dniu pracy, mający do wyboru różne formy rozrywki intelektualnej, sięgnie właśnie po nią. Aby dowiedzieć się czegoś nowego, zadumać, czasami uśmiechnąć – mówi historyk Michael Morys–Twarowski, autor bestsellerowego „Polskiego imperium”. Niedawno ukazała się jego kolejna książka, również opublikowana w wydawnictwie Znak, i poświęcona postaci Bolesława Chrobrego.

 

Marcin Mońka: W czasach, gdy wiedzę historyczną czerpiemy z wielu źródeł, najczęściej jednak z dużym rozmachem realizowanych seriali, w jaki sposób opowiadać o przeszłości w książkach?

Michael Morys-Twarowski: Norman Davies powiedział, że książek historycznych nie powinno dzielić się na naukowe i popularnonaukowe, ale nudne i ciekawe. To trafna uwaga, bo niestety historycy-naukowcy przestali być pisarzami historycznymi. Problem nie dotyczy jedynie Polski, większość współczesnych książek historycznych jest pisanych źle, żeby nie powiedzieć fatalnie. Z jednej strony naukowcy zamykają się w swoim hermetycznym światku i gardzą popularyzatorami, z drugiej strony za pisanie książek popularnych biorą się ludzie, którzy – mówią żargonem dziennikarskim – nie potrafią zrobić dobrego researchu, a i bywają tacy, co posuwają się do plagiatu.

- reklama -

Jestem przekonany, że można pisać książki mające zarazem wartość naukową, czyli przynoszące nową faktografię albo nową wizję przeszłości, i wartość literacką. Dobra książka historyczna nie jest skierowana do dziesięciu kolegów z uczelni. Dobra książka historyczna musi być napisana w taki sposób, że nasz idealny czytelnik, zmęczony po całym dniu pracy, mający do wyboru różne formy rozrywki intelektualnej, sięgnie właśnie po nią. Aby dowiedzieć się czegoś nowego, zadumać, czasami uśmiechnąć. 

Czytam bardzo dużo książek historycznych, w pewnym sensie taka moja praca, ale zwykle odnajduję w nich dużo faktów, a bardzo mało przyjemności. Tutaj należałoby zmienić myślenie na poziomie studiów historycznych, zapoznać studentów z „Poetyką” Arystotelesa czy podstawami rzemiosła scenopisarskiego. Ale przy tym modelu funkcjonowania uczelni w Polsce będzie dominować poklepywanie się po plecach zamiast refleksji, że adepci tak wspaniałej dziedziny wiedzy w większości nie potrafią zajmującą pisać – i jakoś wcale się tym nie przejmują.

Twoja pierwsza książka dla wydawnictwa Znak okazała się bestsellerem. Czy z tą świadomością pisało Ci się o Bolesławie Chrobrym trudniej? W środowisku filmowym funkcjonuje taki przesąd, że to drugi film jest prawdziwym egzaminem sprawności reżyserskiej. Czułeś coś podobnego?

Pod względem sprzedaży „Polskie imperium” trudno będzie przebić – to jedna z najlepiej sprzedających się książek historycznych w Polsce w zeszłym roku. Bolesław Chrobry w porównaniu do opisu podbojów Rzeczpospolitej jest jednak tematem niszowym. Książkę pisało mi się lepiej. Po pierwsze, zwykle im człowiek więcej pisze, tym pisze lepiej. Wydaje mi się, że literacko „Narodziny potęgi” są lepszą książką. Po drugie, koncentracja na osiągnięcia jednej postaci pozwoliła lepiej skonstruować opowieść. „Polskie imperium” to zbiór kilkunastu historii, które rozgrywały się w różnych miejscach i czasie, można czytać rozdziały w dowolnej kolejności. „Narodziny potęgi” są książką, w której nie da się przeskakiwać pomiędzy poszczególnymi fragmentami.

Pozostając przy analogiach filmowych, „Narodziny potęgi” to w pewnym sensie prequel „Polskiego imperium”. Może zostanie doceniony przez krytyków, ale rzadko kiedy prequel osiąga lepsze wyniki w box-office’ach niż „dzieło główne”.

Gdzie Twoim zdaniem tkwi źródło tego wielkiego zainteresowania historią wśród rodaków, czego np. widomym znakiem jest sukces „Polskiego imperium”? 

Patrząc na listy bestsellerów sprzedają się przede wszystkim lubimy czytać o historii najnowszej. To, że „Polskie imperium”, traktujące o przeszłości bardziej odległej, w dodatku będące debiutem autora nieznanego z mediów tradycyjnych czy internetowych, osiągnęło takie wyniki sprzedaży było dla mnie niezwykle przyjemną niespodzianką.

To naturalne, że lubimy czytać o ciekawych historiach, które wydarzyły się naprawdę. Jakoś nie mam wrażenia, że udział książek historycznych w polskim rynku księgarskim odbiega od innych krajów. Jednak na pewno bodźcem jest niezwykła historia Polski, która w pewnym momencie była potężnym mocarstwem, by następnie zostać wymazana z mapy politycznej Europy – mało które państwo zostało rzucone przez Historię na taki rollercoaster.

Wiele uwagi Polacy poświęcają średniowieczu, sam przykładasz do tego swoją cegiełkę. To naprawdę tak fascynujący czas w historii Polski? Czy ponętny dla czytelników okazuje się pewien rodzaj kombinatoryki, niedopowiedzeń, tajemnic i sekretów, którymi przecież są owiane Wielki Średnie?

Myślę, że działa tutaj fascynacja wizualna. Te wszystkie grody i zamki, miecze, kolczugi… Przecież fantasy, tak popularne, też jest zwykle osadzone w realiach tak zbliżonych do średniowiecznych. Polska Piastów to stół zastanowiono smakowitymi opowieściami. Jest przecież Bolesław Chrobry, największy zdobywca w dziejach rodu, który powstrzymał Cesarza Zachodu i groził Cesarzowi Wschodu. Jest Kazimierz Odnowiciel, który w 1038 roku był więźniem króla Węgier, a dwa lata później wrócił do Polski, by mieczem wywalczyć dziedzictwo przodków. Jest wreszcie okres rozbicia dzielnicowego, pełnego rozgrywek między poszczególnymi Piastami.

Dla historyka to zarazem wielkie wyzwanie, bo źródła są relatywnie skąpe i bardzo często jesteśmy skazani na konstruowanie hipotez.

Czy Bolesław Chrobry zdobył Cieszyn?

Myślę, że tak i nastąpiło to w 999 roku. Zdobycie Cieszyna musiało poprzedzić zdobycie Krakowa – zajmując dzisiejszy Śląsk Cieszyński w pewnym sensie ryglowało się Czechom drogę do grodu Kraka. Wiadomo, że Czesi utracili Kraków na rzecz Piastów między 985 a 1000 rokiem. Dokładną datę podaje czeski kronikarz Kosmas – rok 999. Jednocześnie napisał, że Kraków zdobył Mieszko, tymczasem Mieszko I zmarł w 992 roku. Błąd tkwi albo w dacie, albo w imieniu. Jak zwykle rozgorzała dyskusja między historykami, w przypisach do „Narodzin potęgi” wyjaśniam tę kwestię. W pewnym sensie banknot 20-złotowy okazuje się bardziej symboliczny: z jednej strony najstarsza świątynia w Cieszynie, z drugiej strony pierwszy piastowski władca tego miasta.

Oczywiście, zdobycie polegało zapewne na tym, że zjawili się wojowie Bolesława, a mieszkańcy zgodzili się uiszczać daniny księciu z Gniezna, a nie z Pragi. Warto mieć tego świadomość, bo średniowieczne walki są często narzędziem w różnych ideologicznych bojach. Nieco upraszczając, poszczególni władcy walczyli o to, aby mieć jak najwięcej danin i poddanych. Kwestie to, jakim językiem ci poddani mówili czy za kogo się uważali, miały drugorzędne znaczenie. Mówiąc dzisiejszym językiem, Cieszyn zamiast w granicach Czech znalazł się w granicach Polski, mówiąc językiem ludzi sprzed tysiąca lat – płacili odtąd daniny innemu księciu.

Myślisz, że byłaby możliwa książka o średniowiecznym Cieszynie, która mogłaby ukazać się w serii Ciekawostek Historycznych? Znaleźliby się czytelnicy?

Średniowieczny Cieszyn ma dość słaby potencjał fabularny, nawet mimo faktu, że od 1290 roku był stolicą księstwa. Wyjątkiem jest może książę cieszyński Przemysław Noszak, wybitny dyplomata, współpracownik cesarza Karola Luksemburskiego i z jego ramienia generalny wikariusz Rzeszy. Przekładając na język marketingu: Piast, który był namiestnikiem Niemiec! Henry Kissinger XIV-wiecznej Europy! Pisałem o nim nawet w „Focusie Historia”, czyli może interesować szerszą publikę. Myślę, że komercyjny sukces mogłaby za to odnieść książka o Księstwie Cieszyńskim od jego powstania w 1290 do 1920 roku, kiedy jego dawna stolica został przedzielona granicą – coś w rodzaju „Mikrokosmosu” Normana Daviesa i Rogera Moorhouse’a. Ich książka o dziejach Wrocławia spotkała się z częściową zasłużoną krytyką, ale chodzi mi o marketingowy punkt zaczepienia – że o historii lokalnej czy regionalnej, rozgrywającej się na terenach dziejach Polski, można napisać tak, że znajdą się czytelnicy w różnych częściach świata.

Ludzie nieustannie potrzebują wzorców idealnych – gdyby stworzyć taką listę bohaterów z historii Polski, kogo na niej byś umieścił?

Trochę przewrotnie: ale z drugiej strony bardziej interesujący ludzie z jaką skazą. Z „Trylogii” Sienkiewicza znacznie ciekawszy był Kmicic niż Skrzetuski. Jednak jest potrzeba takich postaci – nieraz potrzeba posiadania pewnej ikony, symbolu historycznego okazuje się dla pewnych środowisk ważniejsza od prawdy historycznej. Wystarczy prześledzić dyskusje na temat biografii Lecha Wałęsa.

To jest trudne pytanie. Pierwszy odruch kazał szukać wśród władców czy wojskowych. Z drugiej strony, jak bardzo niewidowiskowa okazuje się praca organiczna? Jak porównać szarżę husarii pod Kircholmem z wydawaniem „Gwiazdki Cieszyńskiej”?

Ale pozostając przy militarnej nucie: Jan III Sobieski, hetmani Stanisław Żółkiewski i Jan Karol Chodkiewicz, Kazimierz Pułaski, Tadeusz Kościuszko, a z takich mniej oczywistych Spytko z Melsztyna jako swoisty reprezentant „panów małopolskich”, którzy doprowadzili w 1385 roku do unii z Litwą, tworząc najbardziej niezwykły projekt polityczny w dziejach Polski.

Pisanie książek zawsze jest obarczone ryzykiem, że można się komuś narazić. A Twoje książki – zarówno „Polskie imperium”, jak i „Narodziny potęgi” odchodzą od takiego spoglądania na nasze własne dzieje, w których dominuje poczucie porażki i atmosfera niewykorzystanych szans historycznych. Czy spotkałeś się już z zarzutami, że idealizujesz polską historię i jej bohaterów?

Na swój sposób to są książki przewrotne, bo w „Polskim imperium” opisałem posiadłości, które Rzeczpospolita utraciła najpóźniej w 1772 roku, a zdobycze Bolesława Chrobrego, jak Miśnia, Czechy czy Morawy nie weszły na dłużej w skład monarchii Piastów. Z zarzutami idealizacji się nie spotkałem, bo w żaden sposób „nie podkręcałem” polskiej historii, tylko opisywałem ją tak jak wygląda w świetle źródeł.

Masz już pomysł na następną książkę?

Od kilku lat zbieram materiały do biografii Michała Dzierżanowskiego. Był to jeden z przywódców konfederacji barskiej, żołnierz w służbie francuskiej w Indiach, uciekał przez portugalską inkwizycją, o mały włos nie został polskim ambasadorem w Anglii, a nawet przez niedługi czas mieszkał w Cieszynie. Chcę, aby była to bardziej podróż do XVIII wieku w towarzystwie tak niezwykłego przewodnika niż biografia w stylu rejestracji tylko najważniejszych faktów z jego życia. Niestety, muszę najpierw przeszukać jeszcze brytyjskie, francuskie, hiszpańskie, portugalskie i austriackie archiwa, na co potrzeba czasu i pieniędzy.

Następna książka będzie raczej traktować o XVI i XVII wieku, na drugim planie powinni pojawić się panowie Skrzetuski i Wołodyjowski – ci prawdziwi, nie Sienkiewiczowscy – ale dopiero jestem na etapie rozmów z wydawcą.

Rozmawiał: Marcin Mońka

Michael Morys-Twarowski

Absolwent prawa i amerykanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, na tej samej uczelni obronił doktorat z historii. Współautor kilku monografii i kilkudziesięciu publikacji naukowych, poświęconych głównie historii Śląska Cieszyńskiego. W lutym 2016 ukazała się jego książka pod tytułem „Polskie imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą”. We wrześniu br. do księgarń trafiła kolejna jego książka – „Narodziny potęgi”, poświęcona Bolesławowi Chrobremu. Stały współpracownik Polskiego Słownika Biograficznego. Publikuje m.in. w „Focusie Historia”.