Ostatecznie w wyborach prezydenckich wygrał Andrzej Duda. Do końca KO wierzyła w wygraną swojego kandydata i chyba nadal wierzy, bo próbuje wynik wyborów podważyć i zaskarżyć. W sumie nic nowego, bo ów scenariusz znany jest przy okazji każdych wyborów.
Polacy jak widać podzieleni niemalże po połowie, rozdarci i skłóceni biorą udział w przedstawieniu, które nie ma końca i nie ma również antraktu.
To była trudna i długa kampania oparta na sloganach, kłamstwach i niespotykanej dotąd agresji. Wyłonili się nowi liderzy, jednak na ile są liderami, a na ile jednorazowymi graczami pokaże czas. Przegrana PO spowodowała kolejną falę narodowej kłótni. Zaczęło się szukanie winnych i obrzucanie błotem. Przenosi się to oczywiście do przestrzeni społecznej. Rodziny, bądź całkiem dobrzy znajomi przestają ze sobą rozmawiać. Jeszcze zabawniejsze jest blokowanie się na portalach społecznościowych. My się kłócimy, a politycy się cieszą z rozrywki niczym z igrzysk. Co się więc z nami stało, że dajemy się w to wciągnąć?
„Na kogo głosowałaś?” – to najczęściej zadawane mi pytanie powyborcze. Ludzie zapomnieli, że temat mojej alkowy, wiary i głosowania jest najbardziej intymną
i chronioną przeze mnie sprawą. Nie pozwolę się ani zaszufladkować, ani potępić i na szczęście nikt w moje myśli zajrzeć mi nie może. Jednak trochę dla zabawy, a trochę dla swoich badań, odpowiadam czasem- na Dudę. Reakcja niezwykle zaskakująca wali we mnie lawiną pytań…
– Dlaczego? Bo tak. Dlaczego? Bo się nie pytaj dlaczego. Dlaczego? Bo trzeba myśleć o tych biedniejszych. Dlaczego? Dlatego. Dlaczego? Bo rozpoznaję tylko biały i czarny kolor.
Czasem na przekór w odpowiedzi wybieram Trzaskowskiego. I wymierzone są we mnie te same salwy pytań.
Nie dlatego, że utożsamiam się z elitą – odpowiadam umykając przed etykietą urojeń wielkościowych. Podsumowując, głosowałam na PIS, bo pochodzę ze wsi,
a na Trzaskowskiego, bo jestem wykształcona, więc postawiłam po pół krzyżyka. Miłego szufladkowania, droga polsko, a sobie życzę miłego cierpienia za miliony, bo być może jestem jedną z nielicznych już dziennikarek, które chcą pozostać obiektywne, i nie sprzedaję się za posadę rzecznika czy politycznego gracza.
A teraz poważnie. Według danych 80% głosujących na Andrzeja Dudę to rolnicy. Po wyborach rozpoczął się więc bojkot, że teraz to już ludzie będą marchewkę i jabłka kupować tylko z Hiszpanii. Kilku celebrytów odgraża się, że sprzedaje domy
i wyjeżdżają z kraju. No cóż, chyba za bardzo polityka wdarła się w nasze codzienne życie i nagle stała się wytłumaczeniem na wszystko. Zapomnieliśmy, że oczekując tolerancji wobec własnych poglądów winniśmy tą tolerancję okazać tym, którzy wybierają inaczej.
Do klasycznego zestawu memów przedstawiających osoby pobierające 500 plus jako „zombie”, „patologię”, w tym seksistowskie obrazki pokazujące półnagie kobiety w ciąży z napisem 500 plus na czole, doszły jeszcze dyskusje o tym, czy to dobrze, że biedota głosuje.
Granice przyzwoitości i dziennikarskiej etyki zostały przekroczone gdy jeden z redaktorów raczył określić wyborców Dudy jako „ludzką biomasę”. Nie można wciąż takich zachowań tłumaczyć, że „druga strona też dehumanizuje”, albo „bo my przeżywamy żałobę”. Codziennie na forach, fanpejdżach i w mediach ludzie, którzy nie głosowali lub głosowali na Dudę, bądź popierali zupełnie innego kandydata niż Trzaskowski, są po prostu uznawani za podludzi czy gorszy gatunek. To łatwiejsze niż zastanawiać się nad przyczynami własnej i kolejnej już klęski. Teraz doszło oczywiście zwalanie winy na lewicę i tą parlamentarną i tą pozaparlamentarną.
Jedno jest pewne po tej kampanii naród jest jeszcze bardziej skłócony, a szans na dogadanie się nie widać. Tylko jak się mają apele i wielkie słowa o szacunku, dialogu społecznym, który był sztandarowym hasłem wyborczym obu dużych obozów?
Obudź się Polsko i zacznij myśleć. Kiedyś każdy chciał być indywidualistą i wyróżnić się z tłumu. Teraz jest dobra okazja… bądźmy indywidualistami, miejmy własne zdanie.