Myślę Kino, widzę Cieszyn

0
1285
fot. arch. Kino na Granicy
- reklama -

Dziś Kino na Granicy to grubo ponad setka filmów na każdej edycji, wielu gości, mnóstwo spotkań oraz wydarzeń towarzyszących. Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś przegląd składał się raptem z 11 projekcji filmowych, odbywających się zaledwie w jednej kinowej sali. 

Od pierwszej, legendarnej edycji minęło już 18 lat. I nie tylko organizatorzy, ale i stali bywalcy są świadomi, że w roku inicjującym wydarzenie wielu obecnych widzów… nie było jeszcze na świecie. Przez te wszystkie lata, jakie dzielą nas od 1999 roku, Przegląd dojrzał, okrzepł, wreszcie rozwinął się w znakomicie funkcjonującą imprezę, na której potrafią bawić się różne pokolenia kinomanów, choć przecież nie tylko. Od dekady KnG odbywa się przecież w czasie Majówki, zatem do Cieszyna spieszą nie tylko ortodoksyjni wyznawcy kinowych wzruszeń, potrafiący prześledzić 5 filmowych seansów z rzędu, ale również okazjonalni fani dzieł Wojciecha Smarzowskiego, Agnieszki Holland bądź Jana Hřebejka.

Czy to tylko prosty sentymentalizm, czy też raczej działanie fenomenu pamięci – w każdym razie

faktem jest, że często przywołujemy pierwsze wiosenne spotkania z kinem w Cieszynie. Wspominamy, że pierwsze lata Przeglądu to wyłącznie filmy czeskie, nieco później także słowackie, a od 6. edycji również kino polskie. I choć debiutanckie lata zostały zdominowane przez kinematografię czeską, to jednak w Czeskim Cieszynie po raz pierwszy Kino na Granicy zagościło w czasie 4. edycji. Nieco trudniej jest zmierzyć czy policzyć emocje, które towarzyszyły odkrywaniu kinematografii sąsiadów. Bo przecież takim doświadczeniem dla wielu widzów stało się oglądanie kina choćby spod znaku Czechosłowackiej Nowej Fali. A chyba jeszcze większym przeżyciem stawała się możliwość spotkania z legendarnymi postaciami kina – Jiřím Menzlem, Vojtěchem Jasným czy Vladimírem Michálkiem. Tak, oni wszyscy odwiedzili Przegląd w jego najwcześniejszym wcieleniu, opowiadając o swoich doświadczeniach publiczności, składającej się wówczas w dużej mierze ze studentów bohemistyki i kulturoznawstwa. 

- reklama -

O tym, z jakiej potrzeby powstało Kino na Granicy, napisano już dziesiątki artykułów, warto jednak pamiętać, że nie byłoby tej imprezy, gdyby nie działalność Solidarności Czesko-Polsko-Słowackiej i jej pragnienia, by ludzie mogli się ze sobą spotykać i rozmawiać, a ich poczucie grupowości budowały dzieła filmowe, tak często przecież opowiadające o wspólnej, albo przynajmniej bardzo podobnej historii. Do dziś zresztą wielu ówczesnych uczestników pamięta rok 2004 i konferencję „Kino Agnieszki Holland a tożsamość kultury europejskiej” oraz wizytę cenionej reżyserki wraz z gronem czeskich i słowackich przyjaciół. Autorka „Aktorów prowincjonalnych”, „Całkowitego zaćmienia” czy głośnego w ostatnich miesiącach „Pokotu” wciąż do Cieszyna powraca, odwiedziła miasto nad Olzą także w tym roku. Reżyserka znakomicie potrafi opowiedzieć o fenomenie kulturowym Europy Środkowej, bliskim przecież organizatorom cieszyńskiego przeglądu.

Są zresztą twórcy, którzy Cieszyn odwiedzają regularnie, od wielu lat. To np. reżyser Martin Šulík, który przez lata stał się wyjątkowym przyjacielem imprezy, jej nieformalnym „słowackim ambasadorem”. Kolejna wyjątkowa postać, która przez lata zrosła się z KnG to Adam Sikora, niezwykle ceniony operator, który od czasu do czasu bywa również reżyserem. Na przestrzeni lat pochodzący z Mikołowa Sikora prezentował w mieście nad Olzą filmy zrealizowane z Jerzym Skolimowskim, Lechem Majewskim czy Davidem Ondříčkiem. W czasie ostatniej edycji Kina mogliśmy oglądać nie tylko efekt jego pracy operatorskiej i reżyserskiej, ale także stricte galeryjnej. W przestrzeni Ula Kultury (byłej Galerii Szarej) zaprezentował bowiem cykl prac pod tytułem „Nigredo”.

Są wreszcie reżyserzy, którzy otwarcie przyznawali się do fascynacji czeskim kinem i wpływem, jakie to kino wywierało na ich twórczość. Najlepszym przykładem jest Maciej Pieprzyca, który festiwalowy Cieszyn odwiedzał regularnie jeszcze w okresie przed swoim
pełnometrażowym debiutem, zatytułowanym „Drzazgi”. A i później nie omijał Cieszyna, przywożąc kolejne swoje filmy – „Chce się żyć” i ostatnio „Jestem mordercą”.

Zapewne każdy z nas ma w pamięci nie wybrane kadry i sceny z ulubionych filmów, które tutaj zobaczył po raz pierwszy. Jeszcze większym przeżyciem stawały się spotkania z reżyserami i scenarzystami dzieł, które od lat w nas żyły i żyją do dziś. Chyba nie jestem odosobniony we wspomnieniu wizyty Juraja Herza, autora głośnej i mocno ostatnio aktualnej adaptacji znakomitej prozy Ladislava Fuksa, zatytułowanej „Palacz zwłok”. To spotkanie miało jakąś metafizyczną aurę, podobnie jak nieco wcześniejsze spotkanie z Jurajem Jakubisko. W każdym roku ta lista się wydłuża, obecnie mogłaby już wypełnić całkiem pokaźnych rozmiarów kajecik. Ostatnie lata to kolejne odwiedzimy aktorskich i reżyserskich znakomitości z Polski, Czech i Słowacji. 

Kino na Granicy bywa rzecz jasna wrażliwe na zmiany w kinematografiach. Wielu widzów pamięta czasy, gdy w polskich kinach dużą popularnością cieszyły się filmy czeskie, a wiele tytułów regularnie nagradzano na festiwalach. Wówczas na Przeglądzie zdecydowanie częściej mówiło się najnowszych dziełach powstających np. w praskim studiu Barrandov. Znamienna była zresztą już pierwsza odsłona imprezy w roku 1999 – wtedy spośród nowych filmów czeskich zobaczyliśmy np. „Guzikowców” Petra Zelenki, pewnie do dziś jednego z najpopularniejszych w Polsce czeskich reżyserów filmowych. Ostatnie lata to jednak zdecydowanie lepszy czas dla polskiego kina, stąd bywały już w Cieszynie seanse, na których nie dla wszystkich chętnych wystarczało kinowych fotelików. Jednak na jakość filmowych produkcji w Polsce, Czechach czy Słowacji organizatorzy Przeglądu wpływu nie mają. Za to wciąż rozwijają imprezę.  I tak w 2004 roku do programu dołączył „akcent węgierski”. Trzy lata później w 2007 roku – nastąpiła zmiana przełomowa i Kino na Granicy zawsze odbywa się w majowy weekend, a liczba filmów prezentowanych systematycznie rośnie. 

Oczywiście nie sposób wymienić wszystkich ważnych wydarzeń, jak choćby „projekcji transgranicznych”, które po raz pierwszy odbyły się w 2009 roku, znakomitych koncertów, które odbyły się w Cieszynie (choć na pewno w pierwszej „piątce wszechczasów” rezerwuję miejsce dla DG 307, Hany Hegerovej oraz RUTY, kto wówczas był, ten pewnie wie dlaczego) czy warsztatów z twórcami. 

Dziś Kino na Granicy to już silna marka, rozpoznawalna i wysoko oceniana nie tylko przez widzów, ale również przez filmowe środowiska z Polski, Czech oraz Słowacji. To zarazem ostatnia z dużych kulturalnych imprez, które regularnie odbywają się w mieście nad Olzą. Zróbmy zatem wszystko, aby jego organizatorzy, czyli Stowarzyszenie Kultura na Granicy, nie wpadli na pomysł, by Kino z Cieszyna wyprowadzić. Bo już od dawna wiemy, że „bez Kina nie ma Cieszyna”.