Już drugi raz Wisła została organizatorem inauguracyjnych zawodów najważniejszego cyklu w skokach narciarskich – Pucharu Świata. Patrząc wstecz, PŚ rozpoczynał się najczęściej w fińskim Kuusamo, następnie w kanadyjskim Thunder Bay i norweskim Lillehammer. Wśród tych miejscowości, które nie tak dawno były gospodarzami pierwszych zawodów w sezonie, są jeszcze m.in. niemieckie Klingenthal czy fińskie Kuopio. Drugi raz w historii tego cyklu taka okazja przytrafiła się Wiśle, a nasz region dzięki temu gościł u siebie najlepszych skoczków globu.
Pierwsza inauguracja PŚ w Wiśle odbyła się w ubiegłym roku. Warto zaznaczyć, że był to również debiut Polski. Wcześniej w naszym kraju mieliśmy zawody, zarówno w Zakopanym na słynnej Wielkiej Krokwi, jak i we wspomnianej Wiśle, ale już w trakcie trwania sezonu. Przez weekend 16-18 listopada Wisła ponownie starała się udowodnić, że powinna na dłużej wpisać się w kalendarz jako miejscowość rozpoczynająca zimowy sezon narciarski. Doświadczenie w organizowaniu zawodów inauguracyjnych Wisła już posiada, ponieważ na skoczni im. Adama Małysza rozpoczynano wielokrotnie cykl Letniego Grand Prix.
Jednym z warunków, aby Wisła dostała szansę na inaugurację zimową, było zamontowanie sztucznie mrożonych torów najazdowych, co też organizatorzy uczynili. Skakanie bez takich torów o tej porze roku, w tej części Europy byłoby niemożliwe. Ze względu na panująca aurę pogodową, konieczne było wyprodukowanie sztucznego śniegu, a to nieco zmienia obraz konkursu. – Najważniejsze dla nas jest dobre czucie pozycji najazdowej do zmiany z torów ceramicznych na tory lodowe. Mieliśmy już okazję trenować to od około miesiąca. Mamy to już opanowane w mniejszym lub większym stopniu. Oczywiście trzeba uważać w pierwszych skokach na podejście do lądowania. Tutaj też może być inaczej, bo to nie jest naturalny śnieg, tylko wyprodukowany – sztuczne kryształki lodu. Trzeba uważać, ale każdy z nas umie jeździć na nartach. Wystarczą dwa skoki na rozpoznanie podłoża, a później można skakać najdalej jak się da – mówił na konferencji otwierającej weekend w Wiśle Kamil Stoch, zdobywca kryształowej kuli w sezonie 2017/2018. W ubiegłym roku właśnie lądowanie przysporzyło zawodnikom najwięcej problemów. Nie radzili sobie ze sztucznym podłożem, które było nierówne i wywracali się. Na szczęście nikomu nie stało się nic poważnego. Taki sam scenariusz powtórzył się również w tym roku…
Najlepiej w konkursie drużynowy z warunkami panującymi na skoczni poradzili sobie Polacy. Piotr Żyła, Jakub Wolny, Dawid Kubacki i Kamil Stoch dopisali do osiągnięć polskiej drużyny czwarte w historii zwycięstwo w konkursie drużynowym. Cały konkurs od początku przebiegał pod ich dyktando. Objęli prowadzenie po pierwszej grupie skoczków w pierwszej serii i nie oddali go aż do trzeciej grupy w drugiej serii, w której skakał Dawid Kubacki. Zawodnik klubu Wisła Zakopane nie poradził sobie z silnym wiatrem w plecy i tym samym Polacy stracili prowadzenie na rzecz Niemców. Sytuację uratować mógł już tylko Kamil Stoch. Tak też się stało. Skoczek z Zębu błysnął formą oddając skok na odległość 129 metrów. Niemiec Richard Freitag osiągnął tylko 123,5 metra, co ostatecznie dało zwycięstwo Polakom z przewagą 11,1 pkt.
Jak to w konkursach indywidualnych na początku sezonu bywa, zawsze możemy liczyć na niespodziewanego zwycięzcę. Co więcej, chyba nikt przed zawodami nie przewidywał takiego składu podium. Niespodziewaną wygraną na wiślańskim obiekcie odniósł rosjanin Jewgienij Klimow. Nikt z Rosji nie wygrał jeszcze zawodów Pucharu Świata. Dwudziestoczteroletni skoczek to były dwuboista. W tej dyscyplinie wystąpił nawet na igrzyskach olimpijskich w Soczi, rok później rzucił biegi narciarskie, po to by skupić się jedynie na skokach narciarskich. Jego najlepsze wyniki w Pucharze Świata to 3. miejsce w 2017 roku w Innsbrucku oraz 7. pozycja w próbie przedolimpijskiej w Pjongczangu. Poprzedniego sezonu zimowego nie może zaliczyć do udanych, jednak dobrą dyspozycją odznaczył się w cyklu Letniego Grand Prix na igelicie. Widocznie, utrzymał wysoką formę z lata, czego większość z ekspertów nie wzięła pod uwagę w typowaniu zwycięzcy. Klimow dobrze spisywał się na treningach, w kwalifikacjach, a w konkursie indywidualnym prowadzenie objął już po pierwszej serii. W drugiej już tylko przypieczętował swoje zwycięstwo skokiem na 131,5 m. Był lepszy od drugiego w konkursie Niemca Stephana Leyhe oraz Japończyka Ryoyu Kobayasiego, który uplasował się na trzeciej pozycji. Tuż za podium zawodów wylądował Kamil Stoch. Po zawodach lider polskiej ekipy powiedział, że jest pozytywnie zaskoczony wynikami w Wiśle. Podkreślił, że potrzebna jest jeszcze jednak stabilizacja i wejście w dobry rytm. Wśród Polaków dobry występ zaliczył również wiślanin Piotr Żyła, plasując się na 6. pozycji. Zadowolenia z występu nie kryje także Dawid Kubacki, który zajął 8. miejsce. Punkty w zawodach zdobywali jeszcze dla Polski Jakub Wolny (23) i Maciej Kot (29). Do finałowej „30” nie zakwalifikował się jedynie Stefan Hula.
Polscy skoczkowie w dobrych nastrojach opuścili Wisłę. Teraz na podopiecznych Stefana Horngachera czekają kolejne konkursy Pucharu Świata i nowe wyzwania.