Polka kontra reszta świata

0
937
fot. Michał Jędrzejewski
- reklama -

Dominika Rychły: Jak Pani znalazła się na Śląsku Cieszyńskim?

Emilia Łopińska: Urodziłam się w Warszawie i tam też mieszkałam przez większość życia. Natomiast mniej więcej od dwóch lat przyjeżdżam do Ustronia, a od niedawna mieszkam tu na stałe. Kiedy trenowałam łyżwiarstwo figurowe przyjeżdżałam do Trzyńca i Czeskiego Cieszyna na treningi, więc te rejony są mi bardzo dobrze znane. Już kiedyś chciałam tutaj zamieszkać, jednak dopiero teraz się na to zdecydowałam.

Można śmiało powiedzieć, że coś tutaj przyciąga.

Zdecydowanie. Piękne krajobrazy, powietrze, dobre warunki treningowe. Przede wszystkim zwracam uwagę na to, że nie ma tu tłumów ludzi i tłoku tak jak w Warszawie. To duże miasto, gdzie wszędzie wszyscy biegają, śpieszą się i jest mnóstwo korków. Tutaj żyje się zdecydowanie lepiej i spokojniej.

- reklama -

Jest Pani jedną z najbardziej utytułowanych polskich wakeboardzistek. Jakie są to tytuły?

Zdobyłam 8 tytułów Mistrzyni Polski, Puchary Polski oraz wygrywałam zawody z cyklu Grand Prix, a także zajęłam 8 miejsce na Mistrzostwach Europy w Szwecji. Startowałam w konkurencjach na wyciągu i za motorówką.

Dlaczego akurat ten sport, który nie jest tak popularny jak inne? Skąd taki pomysł?

Trenowałam łyżwiarstwo figurowe i po skończeniu kariery szukałam jakiegoś sportu, w którym mogłabym się jeszcze sprawdzić. Trafiłam na kitesurfing, jednak szybko się przekonałam, że nie jest to do końca sport dla mnie, ponieważ pływanie wiąże się z ciągłym oczekiwaniem na wiatr lub jeżdżeniem w pogoni za nim. Alternatywą na bezwietrzne dni stał się wakeboard, który bardzo mi się spodobał i postanowiłam rozpocząć treningi. Z roku na rok udawało mi się robić coraz większe postępy, co przynosiło mi wiele satysfakcji.

A jednak pod koniec zeszłego roku przyszedł czas na inny sport… powiedzmy, że trochę odmienny…

Dokładnie. Od grudnia rozpoczęłam treningi ice crossu. Jest to ekstremalna jazda na łyżwach w torze lodowym z przeszkodami. Zawodnik jest ubrany w kompletny strój do hokeja. Obowiązuje zasada: kto szybciej zjedzie, ten wygrywa. W grudniu wystartowałam w swoich pierwszych zawodach w Austrii. Była to impreza z cyklu Riders Cup. Z uwagi na dobry start, miesiąc później brałam już udział w pierwszej edycji Mistrzostw Świata Red Bull Crashed Ice w Marsylii oraz kilka tygodni później w drugiej edycji w Finlandii i ostatniej, czwartej, w Kanadzie.

Czy było ciężko zmienić deskę na tak ekstremalne łyżwy?

Nie było to aż takie ciężkie. Wcześniej grałam w hokeja jako bramkarz i zawodnik w polu, do tego łyżwiarstwo figurowe i jakoś mi się udało. Na pewno trudność sprawiły mi trochę zjazdy z ramp, wyskoki. Podchodzi to bardziej pod ekstremalne rolkarstwo. Nigdy nie próbowałam czegoś takiego i muszę przyznać, że z tym był największy kłopot. 

Podobno grała Pani w hokeja w męskiej drużynie…

Tak, to prawda. Grałam w męskiej drużynie Legion Warszawa. Jest to drużyna amatorska, składająca się z miłośników hokeja, ale również z byłych zawodników, którzy przeszli na amatorską grę. Byłam tam bramkarzem, jeździłam na różne turnieje oraz grałam w Lidze Mazowieckiej.

Jak dużo kobiet uprawia ten sport?

W Polsce jestem jedyną kobietą, która trenuje ice cross. Natomiast na świecie jest sporo dziewczyn. W ogólnej światowej klasyfikacji jest nas w granicach 60. Na zawodach różnie, ale najczęściej startuje około 40 dziewczyn. Są to głównie Amerykanki, Kanadyjki, Finki. W tych krajach ta dyscyplina jest najbardziej popularna. 

Czego wymaga ten sport od zawodnika? 

Przede wszystkim odwagi, poczucia równowagi, koordynacji, siły, szybkości. Te wszystkie elementy są niezmiernie ważne, żeby zapewnić sobie sukces. Do tego dochodzi pewność siebie i determinacja, umiejętność podjęcia błyskawicznych decyzji, ale i rozwaga oraz pokora. Wszystko musi ze sobą współgrać. Nie jest np. sztuką na hura polecieć w dół i potem sobie coś zrobić. Trzeba jechać z głową, rozważać różne możliwości i mieć taktykę. 

Był wakeboard, był ice cross i hokej. Czego by Pani jeszcze chciała spróbować?

Myślałam o rajdach samochodowych, ale na razie to odległa przyszłość. Myślę, że z biegiem czasu będą wymyślane coraz to nowsze sporty i na pewno będę chciała spróbować jak największej ich ilości. 

W której dyscyplinie czuje się Pani najlepiej?

O ice crossie trudno mi jeszcze coś powiedzieć, bo to dosyć świeża sprawa i nie miałam też możliwości w 100% na treningi. W Polsce nie mamy torów. Najbliższy jest w Austrii, ale to tylko na czas zawodów. Nie mogę, więc w pełni zobaczyć swoich możliwości. W wakeboardzie czułam się dobrze i pewnie, wiedząc, że mam kontrolę nad tym co robię na wodzie. 

Co wyjątkowego ma w sobie ice cross? Dlaczego podjęła Pani to wyzwanie?

Już 7 czy 8 lat temu jak to zobaczyłam postanowiłam sobie, że muszę spróbować. Nawet nie myślałam o zawodach czy treningach, ale chociaż o zjechaniu po torze. Nadarzyła się jednak okazja i wystartowałam w zawodach. Podoba mi się w tym przede wszystkim prędkość, rywalizacja i  jazda na łyżwach, na których jeżdżę od 3 roku życia. Jest to również bardzo widowiskowy sport, który potrafi na żywo oglądać nawet 150 tysięcy kibiców. Impreza organizowana jest tak, aby zrobić z niej prawdziwe show: jest oprawa świetlna, spikerzy, konkursy dla publiczności. Ludzi również przyciągają spektakularne upadki i zacięta rywalizacja zawodników.

Jakie ma Pani plany na najbliższą sportową przyszłość… chociaż na razie trzydziestostopniowa aura nie sprzyja chyba takim treningom…

Aura sprzyjająca jest dla tak zwanych treningów na sucho, czyli bieganie, rower, treningi szybkościowo-siłowe, rolki oraz skatepark i pumptrack. Chciałabym od grudnia startować w jak największej ilości zawodów, m.in. w Riders Cup oraz Mistrzostwach Świata organizowanych przez Red Bulla. Póki co przygotowuję się do sezonu pod względem szybkościowym, wytrzymałościowym i siłowym. Bliżej września wejdę na łyżwy i będę ćwiczyła na lodowiskach.

Dziękuję za rozmowę.