Przedwczesny koniec sezonu

0
1029
fot. Robert Kania
- reklama -

Za nami jeden z najdziwniejszych sezonów czeskiej hokejowej Tipsport Ekstraligi. Rozgrywki z powodu pandemii zakończyły się już po rundach zasadniczych, żadnej z drużyn nie przyznano tytułu mistrzowskiego, a hokeiści zamiast rozgrywać mecze fazy pucharowej, zgodnie z zaleceniem epidemiologów pozostali w domach.

Dla trzynieckich Stalowników mimo wszystko trwające od września zmagania na lodowych taflach można uznać za udane. Po rozegraniu 52 ligowych kolejek trzyńczanie plasowali się na drugim miejscu w ligowej tabeli, więc do play-offs mieli przystąpić z uprzywilejowanej pozycji, rozpoczynając je od spotkań przed własną publicznością. O drugie miejsce Stalownicy walczyli do ostatniej kolejki i okazało się, że było warto. Drugie miejsce zapewniło im bowiem udział po raz kolejny w rozgrywkach Champions Hockey League. Śląski zespół jest jedną z nielicznych ekip, które rywalizują w nich z taką regularnością – w siedmioletniej historii tych rozgrywek wystąpią w nich po raz szósty.
Przedwczesne zakończenie sezonu oczywiście nie było jedynie czeską specjalnością – podobnie zachowały się federacje niemal we wszystkich europejskich krajach. Decydenci z hokejowego związku postąpili na szczęście z „duchem gry” i żadnemu zespołowi nie przyznali tytułu mistrzowskiego, nad czym najpewniej najbardziej ubolewano w Libercu – tamtejszy zespół Białych Tygrysów okazał się bezkonkurencyjny w fazie zasadniczej, a ambicje sudeckiego klubu w tym roku sięgały mistrzowskiego tronu. Do grona zespołów, które Tygrysom mogły pokrzyżować plany, należeli również gracze Oceláři, którzy już przed rozpoczęciem rozgrywek deklarowali, że powalczą w tym roku o obronę mistrzowskiego tytułu z roku 2019. Dziś jednak podobne spekulacje nie mają najmniejszego sensu, bo rozgrywki definitywnie zakończono. Tym samym, po raz pierwszy od roku 1945, hokejowa liga nie wyłoniła mistrza.
Oczywiście decyzję o ich zakończeniu wszyscy w obozie trzynieckim przyjęli ze zrozumieniem. – „Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na play-offy, zarówno zawodnicy, jak i fani oraz sponsorzy. Wszyscy żałujemy, jak się to rozwinęło, ale rozumiemy obecną sytuację. Zadziałała tutaj jakaś wyższa siła, nad którą nie mamy kontroli. Zdrowie jest najważniejsze” – przyznał tuż ogłoszeniu decyzji Czeskiego Związku Hokeja na Lodzie Jan Peterek, dyrektor sportowy klubu z Trzyńca.
Sezon 2019/20 był jednak z kilku względów wyjątkowy. Po pierwsze – w czasie jego trwania, zwłaszcza jesienią, klub świętował jubileusz 90. lecia, przygotowując wiele atrakcji dla kibiców, a wśród nich retro-meczu z zespołem z Vsetina, czyli powtórki pierwszego „trzynieckiego” finału z roku 1998.
Po drugie – po raz kolejny Oceláři zagrali w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Niestety, tym razem nie udało się wyjść Stalownikom z grupy, w której musieli uznać wyższość zespołów HC Lozanna ze Szwajcarii oraz białoruskiego Junost Mińsk. Po trzecie – drugi rok z rzędu Stalownicy wystąpili na prestiżowym turnieju towarzyskim Spengler Cup. Na najstarszym turnieju na świecie w szwajcarskim Davos zaprezentowali się znakomicie, ulegając dopiero w finałowym meczu drużynie Kanady. W pokonanym polu Oceláři zostawili m.in. kluby ze Szwajcarii oraz Rosji. Tym samym po 15 latach przerwy czeski klub znów zagrał w finale imprezy, odbywającej się od 1923 roku. Indywidualnie bardzo dobry turniej w Davos rozegrał reprezentant Polski Aron Chmielewski, który został wybrany do najlepszej „szóstki” turnieju.
Wreszcie po czwarte – klub chciał dokonać rzeczy szczególnej, czyli powalczyć o obronę mistrzowskiego tytułu. Choć sezon zasadniczy układał się różnie, a drużyna świetne mecze przeplatała słabszymi występami, to jednak najlepsza forma miała przyjść właśnie na rundę pucharową. W trakcie sezonu następowały też rozmaite turbulencje w kadrze. Bardzo długo trwał powrót na lód Martina Růžički, z zespołem pożegnał się bramkarz Patrik Bartošák, z którym w Trzyńcu wiązano ogromne plany na przyszłość, wreszcie karierę zawiesił kapitan Stalowników Lukáš Krajíček. Pojawiły się jednak wzmocnienia, a wśród nich to najważniejsze – kanadyjsko-polski napastnik Wojtek Wolski, który w trzynieckich barwach zaczął występować w styczniu i do chwili, w której doznał urazu uniemożliwiającego mu dalszą grę, rozegrał 13 meczów, w których zdobył 10 bramek oraz zaliczył 7 asyst. Choć urodzony w Zabrzu zawodnik podpisał kontrakt tylko do końca sezonu, wielu kibiców wciąż wierzy, że jeszcze zobaczy Wolskiego w trzynieckim trykocie. „Przygotowujemy się już do następnego sezonu. Trwają negocjacje zarówno z zawodnikami, którym kończą się umowy, jak i z nowymi graczami, którzy mogliby wzmocnić naszą kadrę w przyszłym sezonie” – mówił Jan Peterek.

- reklama -