Idą idą święta. Znów kończy się rok. Tak na dobrą sprawę zawsze idą jakieś święta. Jest ich coraz więcej i przez to coraz mniej są święte. Ludzie, owszem, potrzebują świąt, ale coraz częściej nie radzą sobie ze świątecznością i odświętnością, coraz słabiej odczuwają świętość świąt. Okazało się, że Polacy nie wiedzą, jak mają obchodzić Święto Niepodległości. Również coraz gorzej orientują się w tym, o co chodzi w świętach religijnych. Gorliwie przyczyniają się do tego marketingowcy, którzy już po Wszystkich Świętych, a czasem nawet wcześniej, rozpoczynają świąteczne kampanie reklamowe związane z tak zwaną Gwiazdką. Może to właśnie marketingowcy odjęli świętom ich odświętność. Także marketingowcy kościelni. Tymczasem najważniejsze kościoły chrześcijańskie zaczynają Adwent. Nie byłoby zaś Adwentu – jak wierzą chrześcijanie – bez Archanioła Gabriela. Imię Gabriel ma pochodzenie semickie. Po hebrajsku znaczy ono boży mąż czy nawet boży wojownik. Tłumaczone bywa także jako Bóg jest moją siłą. Niespodziewanie żeńska wersja tego imienia – Gabriela – była w ostatnich tygodniach bardzo często powtarzana w Cieszynie.
Stał się cud nad Olzą. W wyborach samorządowych po obu stronach Olzy takie powiały szumne wiatry i wysokie zstąpiły natchnienia, takie się na obcasach rozkręciły polityczne zawirowania, takie odpaliły dżenderowe siły, takie się przelały żale i przeżarły kwasy, że oto na szczytach cieszyńskich miejskich samorządów po obu stronach Olzy znalazły się dwie panie. A w dodatku – i to już jest chyba znak jakichś wyższych sił – obie panie burmistrzynie mają tak samo na imię. A imię owo jest Gabriela czyli Boży Wojownik. I ta niezwykła koincydencja powinna wzbudzić w mieszkańcach obu miast – które w istocie nadal stanowią jedno miasto – dreszczyk tajemniczej emocji. Oto mamy dwie Gabriele na czele podzielonego państwową granicą miasta. Archanielskie imię Gabriela stało się czymś w rodzaju niewidzialnej klamry, nowym znakiem wrażliwej, delikatnej jedności ponad granicami i podziałami. A może nawet symbolem nowej nadziei, której Cieszyn po tej i po tamtej stronie Olzy bardzo potrzebuje. Może nie od razu w dziejach miasta zaczyna się anielska epoka, może nie od razu cieszyniocy zostaną przeanieleni. Może to tylko zwiastowanie, bo archanioł Gabriel jest specjalistą od zwiastowania. Tak, może to tylko zwiastun lepszej przyszłości. A ta nadzieja i ten zwiastun wynikają z jakiejś ufności, nie tyle z naiwnej dziecięcej ufności, ile z elementarnego ludzkiego zaufania, z jakiegoś uktytego kredytu społecznego zaufania, którym cieszyńscy wyborcy, a więc ci, co nie stracili jeszcze wiary w demokrację, obdarzyli Panie Gabriele w tej i w tamtej części miasta. Przy okazji warto nadmienić, że do wyborów samorządowych w Cieszynie poszła zaledwie nieco ponad połowa uprawnionych do głosowania.
Poruszyło mnie więc imię Gabriela do tego stopnia, że zajrzałem do księgi imion. I oto, co z niej wyczytałem: Zrównoważony dynamizm, spokojny charakter oraz interesująca osobowość to główne cechy Gabrieli. Ta kobieta odważnie idzie przez życie, zdecydowanie zna swoją wartość i nie daje sobą pomiatać. Nie jest jednak typem przywódcy ani karierowicza. Woli pracować w cieniu innych i wykonywać pracę od zaplecza, ale wewnętrznie wcale nie czuje się osobą drugoplanową. Jest bardzo zasadnicza i dobrze wie, co robić. Została stworzona do umacniania fundamentów świata i cichego poświęcenia sprawie. Gabriela potrzebuje uczestniczyć w wielkich przedsięwzięciach. Dlatego wybiera zawody wymagające operatywności, solidności i zaangażowania. Nie wzgardzi częstymi podróżami. Sukcesy odnosi dzięki niebywałej pracowitości oraz zaradności. Na pewno można na niej polegać. I jest jeszcze zdanie o predyspozycjach zawodowych Gabrieli. Okazuje się, że Gabriela świetnie czuje się w zawodach wymagających ruchu, operatywności i solidności takich jak: modelka, stewardesa, dziennikarka. I ta sugestia jest trochę niepokojąca. Gabriela spełnia się w takich zawodach jak modelka, dziennikarka i stewardesa, przy czym nie jest typem przywódcy. Oczywiście, modelki, stewardesy i dziennikarki nie są przywódczyniami, ale – jak się nad tym głębiej zastanowić – nie tak zupełnie. W pewnych dziedzinach panie działające jako modelki, stewardesy i dziennikarki jednak przewodzą. Są na przykład liderkami w dziedzinie atrakcyjności. A przynajmniej powinny być. Dotyczy to także dziennikarek, które mogą przewodzić w emitowaniu atrakcyjnych (lecz rzetelnych ) newsów lub też mogą być liderkami – jak mawiają marketingowcy – opinii. Stewardesy zaś powinny panować nad porządkiem na pokładach maszyn latających w przestworzach. I to niekoniecznie dream-linerów. A modelki – wiadomo – są liderkami urody i atrakcyjnego wyglądu. Czyli pociągającego wizerunku tudzież przyjemnego imidżu. Zarówno dziennikarki jak modelki i stewardesy podlegają jednak jakimś szefom (lub szefowym), jakimś panom, władcom i kreatorom rzeczywistości, w której rzeczone panie pracują lub działają. Tu znów wyskakuje problem seksizmu i dżenderyzmu, który musimy w obecnej cieszyńskiej sytuacji powyborczej rozważnie i z wyczuciem oswoić. Dziennikarki, modelki i stewardesy mogą, oczywiście, podlegać szefom płci żeńskiej, choć nie wiem, czy kobiety bywają kapitanami dreamlinerów. A tu tymczasem nasze Panie Gabriele teraz same zostały szefami, a właściwie szefowymi lub – jak się mówi w Czechach – szefkami.
Czy nowe burmistrzynie Cieszyna będą dobrymi szefowymi swoich miast? Trudno w tej chwili powiedzieć, trudno w tej kwestii coś mniemać. Nie wymagamy od nich, żeby miały kwalifikacje modelek, stewardes czy dziennikarek. Czy mają jednak predyspozycje i kompetencje do zarządzania naszym miastem? Poniekąd tak, ponieważ obie pracowały w ostatnich latach w cieszyńskich ratuszach. Czy jednak doświadczenia z dotychczasowej pracy w cieniu i na zapleczu wystarczą do prowadzenia miasta na stanowisku przywódcy? Dobra znajomość przepisów i procedur na pewno się przydała w przejmowania agendy, ale czy to wystarczy do dokonania pozytywnego przełomu? Czy na podstawie programu, z którym szła do wyborów nowa burmistrzyni z polskiej części Cieszyna, można na przykład coś powiedzieć o jej wizji miasta? Na pewno tyle, że ta wizja nie bardzo jest wizyjna, że to raczej tradycyjna, ostrożna diagnoza, która tradycyjnie traktuje zdawkowo takie tematy jak ochrona powietrza i przyrody, czy kultura i dziedzictwo. A właśnie te dziedziny stanowią o tożsamości Cieszyna. W programie kandydatki było dużo o sporcie, ale nic o bezpieczeństwie mieszkańców, także w sytuacjach kryzysowych. Nie ma też w programie nowej Pani Burmistrz nic innowacyjnego i w sensie problematyki ściśle miejskiej nie za bardzo różnią się jej deklaracje od polityki pobożnych życzeń dotyczących poprawy kondycji miasta i sytuacji jego mieszkańców, kultywowanej przez poprzedniego burmistarza i jego ekipę. Wygląda więc na to, że mimo wszystko będzie to polityka kontynuacji zmodyfikowanej w bardziej otwartym i neutralnym światopoglądowo duchu. To już postęp, ale to nadal o wiele za mało, aby mogło dojść do jakościowego przełomu. Nadzieja jednak wynika tu stąd, że nowa burmistrzyni zdaje się rozumieć, jakie błędy popełniał jej poprzednik i że będzie starała się podobnych błędów unikać. Nie nastąpi więc radykalna zmiana, lecz zaledwie pewna korekta kursu, niekoniecznie znaczna, ale ideowa znacząca. Trzeba jednak pamiętać, że środowisko nowej Pani Burmistrz miało przewagę w cieszyńskiej radzie miejskiej ostatniej kadencji i z tej przewagi dla miasta jednak niewiele wynikło. W tym czasie wyzwania stojące przed Cieszynem znacznie lepiej rozpoznało środowisko tutejszej świetlicy „Krytyki Politycznej”, co znalazło się w programie komitetu wyborczego „Siła” i było wynikiem wielu zorganizowanych przez nie rzeczowych debat i analiz odbiegających od dotychczasowych, tradycyjnych, swojskich i raczej mało odkrywczych rozpoznań. „Siła” jednak posługuje się językiem, który jest jeszcze za mało rozumiany w mieście.
Mimo przegranej w wyborach na burmistrza Pani Joanna, liderka „Siły”, przedstawiła najbardziej nowoczesny, wrażliwy społecznie i bardziej adekwatny w obecnej sytuacji cywilizacyjnej program dla Cieszyna niż inni kandydaci na burmistrza, a jej wynik wyborczy świadczy o tym, że duża część mieszkańców miasta akceptuje jej umiarkowanie nowatorskie poglądy i dialogujący, aktywny, zaangażowany społecznie sposób działania. Nową jakością na cieszyńskiej scenie miejskiej jest właśnie „Siła”, która wprowadziła do rady miejskiej trzech kandydatów i mam nadzieję, że to trio odegra rolę nie tyle frakcji rewolucyjnej, lecz inicjatora pozytywnych zmian. Mam nadzieję, że radni z „Siły” będą mieli wpływ na politykę nowej ekipy w ratuszu, od której oczekiwałbym nie tylko rozsądnej korekty dotychczasowego kursu miasta, lecz przede wszystkim zaprojektowania dalekosiężnej, strategicznej reformy miasta, która nie będzie realizowana za dziesięć, dwadzieścia lat (czyli nigdy), ale jeszcze w zaczynającej się właśnie kadencji, wydłużonej do pięciu lat, co daje szanse na szybszą realizację reform, a przynajmniej ich wprowadzenie w życie.
Cieszyn trzeba wymyślić na nowo, choć na pewno nie od podstaw. Potrzebny jest tu nowy i prawdziwie nowatorski projekt, który będzie nawiązywał do najlepszych tutejszych tradycji i fantastycznych osobliwości lokalnej historii, bez względu na ich kulturowe czy cywilizacyjne pochodzenie. To miasto wymaga szczególnej wiedzy, wyobraźni, wrażliwości i empatii. To miasto po jednej i po drugiej stronie rzeki, z mostami Przyjaźni i Wolności, ze wzgórzem zamkowym, z kościołami różnych wyznań, browarem i starymi fabrykami, z domami narodowymi i starymi hotelami, z Parkiem Sikory i innymi parkami nad Olzą, z jego rynkami i cmentarzami, ze szkołami i uniwersytetem, z dworcami kolejowymi i teatrami, z jego drukarniami i bibliotekami, piwiarniami, kawiarniami i archeoparkiem po czeskiej stronie – z tym wszystkim i z wieloma innymi okolicznościami, nawet z państwową granicą przebiegającą niewidzialnie i umownie na Olzie, a więc całe to miasto ze swoim wielonarodowym, wieloreligijnym, wielokulturowym dziedzictwem jest unikalne i magiczne. Tutaj Europa mówi po naszemu. Nie osobno po polsku, po czesku czy po niemiecku, ale we wszystkich tych językach naraz. Bo wszystkie te języki w tutejszym śląskim, pogranicznym tyglu przetopiły się w cieszyńską gwarę. Przez to wszystko przenika zdumiewający genius loci, którego, niestety, zagłusza się tu najczęściej ignorancją, a często też jednostronną polityką historyczną wynikającą z chęci wykazania wyższości nad innymi. To miasto wymaga otwartego, twórczego podejścia. Jeżeli ktoś deklaruje miłość do niego, powinien to wszystko rozumieć. To wszystko wymaga twórczej wyobraźni, solidarności i empatii. W pewnym sensie, zwłaszcza w sensie cywilizacyjnym i kulturowym, trzeba to miasto postawić na nowo, przy czym niekoniecznie trzeba w nim wiele zburzyć. Przede wszystkim nie może to być miasto toksyczne. Zarówno w dziedzinie jakości powietrza, jak i relacji międzyludzkich. Jego władze powinny być przyjazne przede wszystkim dla jego mieszkańców.To miasto potrzebuje nowych pomysłów i rozumnego, śmiałego, zdeterminowanego działania opartego na szerokiej koalicji różnych środowisk, którym bliski jest tutejszy genius loci i praca na rzecz rozumnego, zrównoważonego rozwoju. Temu miastu trzeba przywrócić blask. Aby to się udało, można zacząć od przywrócenia chorągiewki na wieży ratusza.
Może Cieszyn jeszcze długo nie będzie inteligentnym miastem, ale nie trzeba wiele, żeby się stał ludzkim miastem, otwartym i przyjaznym. Wtedy nawet szary dzień powszedni mógłby być w tym mieście świętem (oczywiście, pod warunkiem, że nie będzie tu smogu i tirów). Trzeba zdecydowanie podążać w tę stronę. Także nocą. Także patrząc w gwiazdy. I uważnie nasłuchując, czy nie przelatuje archanioł z przeznaczonym dla nas zwiastowaniem.