Ka jak kajak zapiski z podróży kajakiem Leszka Szurmana

0
1156
Fot. Leszek Szurman
- reklama -

Podziwiam tych, co na wodach szerokich płynąć się nie boją. Kiedy wracają na brzeg, kołysze im się świat w rytm nurtu rzek, w rytm morskich fal. Unoszą się nad ziemią krokiem pewnym, z szumem w uszach przetaczającej się wody, która dawno przybiła do zatoki, do portu.

Próbowałem kilkakrotnie na własną rękę popłynąć. Sprzyjała temu kajakowa przystań, tu w naszym mieście. Ten pierwszy raz na drewnianym kajaku, z ciężkimi wiosłami. To było jak odlot w Kosmos. Dotyk innej przestrzeni. Bo przecież byłem pomiędzy Ziemią i błękitem nieba. Za zebrane mozolnie kieszonkowe można było pokonać samego siebie i bez instruktażu, kapoka, koła ratunkowego – przetrwać. Pływać po zamkniętej przestrzeni i nie utopić się. Dobrze pamiętam nieistniejącą szopę z kajakami i wiosłami w Błogocicach. Teraz cały port kajakowy ulokowany jest na drugim brzegu. A i sprzęt jest bardziej nowoczesny. Bąbli na dłoniach od wioseł co prawda nie miałem, ale przypiekło mnie słoneczko skwarnego lata. Tymi kajakami dzieliłem się potem z dzieciakami mojego brata, które spędzały wakacje w mieście. W kajaku czułem relaks, ale i odpowiedzialność za małych pasażerów.

Podziwiam tych co na szerokich, i głębokich wodach, płynąć się nie boją, pokonują wzniesienia, głębokości, stromizny, wysokości i własne zmęczenie. Bo kiedy przyszło mi kajakiem płynąć na innym, miejskim stawie, brakowało mi tej przyrodniczej otoczki, tego gliniastego brzegu, którego dotykałem pierwszym kajakiem. Ale i doświadczenia, treningu, zdrowia. Udało mi się zrealizować marzenie mojego taty o rejsach i podróżach. Udało mi się rzeką, na Riwierze Olimpijskiej, dopłynąć do morza. Ale czy to był mój sukces, jeśli to nie było moje marzenie?

3 lipca 2020
Drugi dzień za nami. Płynie się inaczej jak na rzekach takich jak Odra, Wisła. Rzeka jest zasłana pniami drzew. Jest sporo tak zwanych „przenoszek”. Są elektrownie, jazy, na razie leciutko przeszło 50 km. Pogoda w kratkę. Komary tną. Z rzeki są lepsze widoki, bo płynie nie w głębokich korytach. Pełno zakoli. Pięknych widoków przyrody. Teraz pali się ognisko. Jesteśmy po kolacji. Idziemy spać.

- reklama -

4 lipca
Dzisiaj nocujemy w Działoszynie. Pogoda dobra. Rzeka piękna. Kilometrów było około 30. Było niebezpiecznie na progu przed Działoszynem. Paweł miał wywrotkę. Ale skończyło się szczęśliwie. Mnie sponiewierało, ale wyszedłem z kipieli.

17 lipca
Dzisiaj dopłynąłem do Czerwonaka. To osiem kilometrów za Poznaniem. Wczoraj nocowałem w Rogalinku. Przed wczoraj w Szremie. Płynę powoli, bo ta moja ciężarówka jak się do wody przyklei to wolniej od prądu płynie, jak jej wiatr zawiewa od dziobu. Ale gdzie ma mi się spieszyć, jak nie muszę. Jadę dla frajdy.
Pędzi za mną duet wioślarzy. Ale oni po 100 km prują. Jutro mnie zapewne miną. Spotkamy się na wodzie.
A może ja jeszcze nie wypłynę, a oni mnie miną w nocy.
Pozdrowienia dla wszystkich. „Marina”, na której nocuję, jest super. Takich więcej.

20 lipca
Zimno się zrobiło i deszczowo. Wczoraj lało. Dziś również. A do tego rano zrobiłem na czymś dziurkę w kajaku i musiałem wszystko wypakować. Powietrze spuścić i zakleić. To zajęło dwie godziny. I z zaplanowanych 50 kilometrów zrobiło się 18. Ale siła wyższa. Jak to się mówi, zwiedziłem trochę miasto. I teraz siedzę pod wiatą i sobie klikam. Obok wodniacy grillują i coś zakrapiają.

21 lipca
Jestem w Santoku.

22 lipca
Jestem w Świerkocinie. Dotarłem tu na 18 po 10 godzinach wiosłowania 40 km i pod wiatr. Jeszcze jeden etap i Warta będzie przepłynięta. I chyba dalej Odrą popłynę. Miałem dzisiaj przymusową kąpiel. Przy wysiadaniu z kajaka nogi na mule objechały i po szyję do wody wpadłem. Śpię na przystani Rejony Dróg Wodnych. Żadnych ludzi, tylko samochody po moście jadą co chwilę. Byłem u sołtysa po pieczątkę, a wędkarzom o Fundacji Być Razem opowiadałem, bo zainteresowały ich banery na kajaku.

23 lipca
No to meta. Jeszcze z mariny dwa kilometry i wpłynę na Odrę. Mój przewoźnik, firma „Megez”, dopiero za tydzień mnie gdzieś z wody wyłowi. Popłynę w stronę Szczecina. Może uda się jak dwa lata temu, do Międzywodzia. Dzisiaj tylko 26 km. Jestem w Kostrzyniu na marinie. Wykąpany, najedzony i szczęśliwy, że to przepłynąłem. Mam tylko smutek, że bez Pawła. Ale dobrze, że to dla niego tylko tak się skończyło.

26 lipca
Nic nie pisałem, bo nie miałem znów zasięgu. Dziś jestem już w Szczecinie. Ostatni wpis dałem w Kostrzyniu. Od tego czasu dopłynąłem do Siekierek. Następnie była Widuchowa, a dziś Szczecin. Marina Pogoria. Ale komary tną okropnie. Nie rozpisuję się, bo może się zasięg zgubić.

27 lipca
Wróbelek towarzyszył mi przy obiedzie w Lubczynie.
A kot zjadł dwie parówki.
Mógłbym napisać, że dzisiaj spokojnie. O 9 z mariny w kierunku jeziora Małe Dębie szybko poszło. Przez Małe równie dobrze szło. Wiatru zero. Dopiero na Dużym zaczęło znosić. Boczny wiatr zniósł mnie na główny tor wodny. I do Lubczyny dotarłem o 16 po siedmiu godzinach, a przypłynąłem chyba tylko 12 km. Morze i jeziora to inna bajka. Nie ma nurtu, co by pomagał.
A wiatry spychają mój kajak. Niestety jak kajak ma wiatry niesprzyjające, jest wolny. Ale co się martwić na zapas. Jutro się okaże, gdzie dopłynę. Czy do Stępnicy, czy gdzieś w szuwary.

30 lipca
Dziś spędziłem dzień na odwiedzinach na jachcie Stary bocian i pakowaniu mojego gumowca.

31 lipca
Do Cieszyna przyjechałem po 7 godzinach, z godzinną przerwą. I jestem w domu.

Komentarz Stanisław  „Przybysz” Malinowski
To już trzecia rzeka za Leszkiem z kajakiem. Wisła, Odra i Warta. Ci którzy znają go, jak się to mówi, od zawsze, nazywają go Dziki, Wędrowniczek. Ja nazywam bratersko – Brother. Zdrowie mu pozwala, także charakter, aby ciągle pokonywać – siebie, nurt rzeki, wzniesienia górskie, strome podjazdy na trasie rowerowej. Kiedy tak walczy, mówi że propaguje trzeźwy styl życia, Śląsk Cieszyński, swoje miasto Cieszyn i Fundację „Być Razem”.

Łatwiej wymienić miejsca na mapie, gdzie go nie było, jakich odznak nie zdobył. Na weryfikację czeka nominacja do Złotej Odznaki Warty. Kajakarskie zdobywa od trzech lat. Ma już Popularną, Brązową, Srebrną. Są one uzależnione od przepłyniętych w czasie kilometrów. Wspólnie z kolegą, Pawłem Wiśniowskim, współtowarzyszem wielu wypraw, pokonał pierwszy odcinek południowego szlaku Pieszego Rajdu Dookoła Polski Pierwszego Cieszyńskiego Rajdu Abstynenckiego. Razem też zdobyli Koronę Gór Polskich i Szlak Zamków Polskich. Brother ma też wszystkie Górskie Odznaki Turystyczne poza odznaką za wytrwałość, która jest zresztą limitowana wiekiem. Należąc do Cieszyńskiego Klubu Rowerowego „Ondraszek” ma prawie wszystkie Kolarskie Odznaki Turystyczne, w tym Kolarską Odznakę Pielgrzyma. To za udział w Rajdach – Dookoła Polski, Szlakiem Grunwaldzkim, Szlakiem Wisły i innych.

Nie każdemu jest dane wiosłować, kręcić na rowerze, wspinać się na szczyty. Ale zaszczytem jest mieć chociaż ambicję wyjść z domu, z psem. Potem wyjechać, popłynąć, zdobyć cel. Wrócić, aby w domu zająć się rodziną, kotem, kupić żonie rower.
Brawo Brother, winszuję. Już mnie przekonałeś. Utopić to się można nawet w wannie. Popłynąć chcę w rejs najdalszy.