A macie swoją bombilla i naczyńko? Macie może imbryk?
Ależ biedak, nędzarz. Rybak znad Parany, a nie ma nawet naczyń do picia mate.
Naturalnie, że tak, mam też yerbę.
No to weźcie. I dodaje: – Zaczerpnijcie też wody, chodźmy do ogniska…
Wiktor Ostrowski, „Życie Wielkiej Rzeki.
Wyprawa wodami Iguazu i Parana”
Retelling, czyli na nowa opowiedziana historia Trzech Braci. Kto lubi fantasy? W rodzinnej interpretacji bracia mieli na imię Mikołaj, Jan i Stanisław. Do swego grodu na Wschodzie nie mogli podążać w swej wędrówce, bo inny władyka zajął ich ziemię. Tułali się po świecie ponad 20 lat.
Osiedli tu, na wzgórzach starego Księstwa. Umknęli wojnie. Ulegli fali powrotów do wolnej, zniszczonej ojczyzny. Zamiast grilla urządzali asado, czyli latynoskie pieczenie mięsa na otwartym ogniu. Zanim sięgnęli po czerwone wino godne pieczeni, należało napić się yerba mate. Gorącej herbaty podawanej w kręgu jak fajkę pokoju. Gorący łyczek zaparzonego ostrokrzewu paragwajskiego, tego złota Ameryki Południowej, pozwala dobrze przetrawiać ucztę. W ten sposób usuwa się stres i zmęczenie. Ale ostatnią porcję yerba mate wypili na transatlantyku w drodze do wolnej Europy, do oswobodzonej z faszyzmu Polski.
Braci było wielu. Nie wszyscy zawitali tu, na południe, daleko od morza. Dotarli tylko trzej, aby tradycji stało się zadość. O trzech różnych imionach, trzej bracia, bo taki jest Cieszyn, jego praźródła sięgają właśnie Trzech Braci.
Zestarzeli się bracia czekając na koniec wojny, zimnej wojny. Nie zdążyli ponownie rozpalić ognia. Zresztą mieli już swoje ogniska, założone rodziny. Zawiedziona nową ojczyzną ciocia Anastazja, przy nadarzającej się okazji powróciła wraz z córkami do Argentyny. Do kraju ze słońcem w herbie.
Mnie ostały się opowieści przeplatane hiszpańskimi słowami. Zachowane fotografie z Kolonii Fram, znajdującej się na pograniczu Argentyny z Paragwajem. Kolorowe pocztówki z Mar del Plata i oczekiwania na listy. Na listy i wieści zza Oceanu najbardziej czekał stryj mieszkający w Szczecinie. To jego żona Anastazja podjęła decyzję w 1957 roku, aby wrócić do swej argentyńskiej ojczyzny, gdzie urodziła się i przyszły na świat córki. Nastroje beznadziejności przełamała dopiero po latach paczka z yerba mate. Wysłał ją Marcelo, syn mojej kuzynki. Wysłał ją z przejęciem, czy dotrze pod wskazany adres do dziadka, do Szczecina. Stryj Feliks, doświadczony gorzką rozłąką ze swoją żoną i córkami, był inicjatorem nawiązania rodzinnych więzi. Namawiał do pisania listów w imieniu mego taty. Namawiał do poznania nigdy jeszcze nie widzianych kuzynów starszych ode mnie o całe pokolenie.
Porcja ostrokrzewu paragwajskiego trafiła w końcu i do Cieszyna na Frysztackie Przedmieście. Cóż to była za radość! Jakże cieszył się mój tato! Ożyły na nowo rodzinne opowieści. W imieniu taty pisałem listy, aby poznać moich krewnych.
Yerba mate wsypuje się do połowy pojemności naczynia. Nie więcej. Jest takie naczyńko w moim domu do dziś, rodzinna pamiątka z emigracji. Tykwa w czarnym kolorze z rysunkiem kołyszących się na falach żaglówek. Długo wierzyłem, że taki jest kanon i nie można pić mate z innych naczyń. Tak jak mszalnego wina nie powinno się pić z musztardówki. Zalewa się mate, aż śmietanka drobinek wypłynie pod szczyt naczyńka. Napar sączy się przez rurkę. Tato posiadał taką specjalną, bogato rzeźbioną, która stanowiła rodzaj sączka oddzielającego fusy. Ceremoniał polegał na uhonorowaniu najstarszego w kręgu, którego pierwszego częstowano yerba mate. Potem naczyńko przejmował następny, aby siorbnąć gorącego napoju. W międzyczasie dolewano gorącej wody. Tak, to miało coś z ceremoniału fajki pokoju. Yerba mate to czas sjesty, czas relaksu, pojednania. Dlatego chcąc znaleźć wśród rówieśników uznanie, zabrałem ze sobą yerba mate, aby zaimponować towarzystwu nowinką. Opowiadałem o pochodzeniu nowego, egzotycznego napoju. I o tym, że Polonia południowoamerykańska ma do rodaków w Ojczyźnie wielki żal. Bo Polacy wolą sprowadzać z Chin, republik radzieckich lub Indii o wiele droższą herbatę, aniżeli solidarnie wesprzeć plantatorów z Paragwaju, Brazylii czy Argentyny. Yerba mate jest w zielarstwie osobliwym panaceum. Reguluje wszystko w ludzkim organizmie – ciśnienie, układ trawienny, poprawia stan umysłu oraz nastrój.
Słuchając Pink Floydów i Joany Baez zastanawialiśmy się, na ile yerba mate jest afrodyzjakiem. To był smak światowego życia. To był czas Cortazara i mody na literaturę iberoamerykańską. Iberystka i tłumaczka Magdalena Olejnik wspomina, że przy próbie zakupu yerba mate, pani od herbat kierowała ją do sklepu, gdzie sprzedaje się autentyczne maty z traw i trzcin. Jakby nie dopuszczano do świadomości społecznej, że w handlu może być coś więcej niż herbata z Chin.
Kiedy odkryłem, że i w Cieszynie serwuje się różne rodzaje herbat w tym i yerba mate, lokal stał mi się bardzo bliski. Bo było to miejsce, jeszcze sprzed herbaciarni, gdzie kiedyś z tatą przychodziłem w trakcie niedzielnego spaceru. A teraz w dobie nowych kafejek, herbaciarń, gospód, mogę się w przestrzeni miasta napić kultowej yerba mate. Bardzo mnie interesowało, kto pierwszy zaczął pić yerba matę w moim mieście. Lokal powstał co najmniej dwadzieścia lat po moim pierwszym wypitym łyku herbatki z ostrokrzewu. Jakby nie było, wydawać by się mogło, że legenda o Trzech Braciach żyje. Bo to od nich datować chyba należy spożycie yerba maty. Bracia nowych już czasów, którym Cieszyn użyczył swej gościny.
Sprawdzam, na ile ta myśl jest herezją, bo nie wolno mi przywłaszczać sobie historii. Chociaż wskazanym jest integrować się ze społecznością miejską z czarką zielonej mate. Pomaga mi w uściślaniu faktów strona Facebook. Jest około cztery tysiące obserwujących temat zdrowego odpowiednika dla napojów pobudzających. Ktoś z tego wielkiego kręgu woła – „Yerby mi się chce”. Kiedyś przekonany byłem, że tajemnicze słowa yerba mate jest wyłącznym sekretem mojej rodziny. Preferuję napar z niefermentowanych liści. Zdziwiła mnie w sprzedaży mate w saszetkach, aromatyzowana miętą lub limonką. Wiktor Ostrowski w swej podróżniczej książce wiernie oddaje klimat picia yerba mate. To jest jak podanie ręki, manifestacja przyjaźni, bardzo w kulturze południowoamerykańskiej zakorzenione. Yerba mate zabronione kiedyś przez inkwizycję, bywa zakazywana przez lekarzy, w przypadkach, kiedy jest nadużywana.
Nie zdążyłem synowi przekazać rodzinnej tradycji na czas sjesty o yerba mate. Akurat dorastał, kiedy zielony latynoski napar zdobywał u nas popularność. To dziwne, że o tradycję, przynajmniej w mojej rodzinie, upomniało się młode pokolenie.
Yerba mate wydawać się może w smaku niczym zmoczona słoma. Ale to jest tylko pierwsze wrażenie. Pamiętam, że tato nie miał nic przeciwko słodzeniu naparu. Jednak, co zrozumiałe, po mięsnych, tłustych posiłkach, pije się mocny, gorący i gorzki napar. Podobno smakosze piją yerba mate na bosaka, ale nie w mojej rodzinie. Zbliża się właśnie sjesta. Idę zaparzyć mate, dla wszystkich. A przy okazji – nie widział ktoś mojej bombilli?