Wytańczając żałobę

0
700
fot. Hanna Sokolska
- reklama -

Śmierć jest częścią życia. Niby o tym wiemy, ale świat wokół nas unika tematu umierania. Żałoba jest tematem tabu. Trzeba ją przeżyć. Ale jak sobie w tym pomóc, jak to zrobić świadomie? Nie ma jednej ścieżki. Wiele jest sztuką wyboru. Tylko potrzeba w tym dużo uważności i świadomości. Oraz ruchu.

Jakiego wyboru? Po prostu decydujemy, czy pielęgnujemy kogoś, kogo NIE MA, czy oswajamy nową formę obecności. Nie jest to łatwe. Na początku każdy odruch zadzwonienia, podzielenia się myślą, informacją, wynikiem sportowym, boli fizycznie. Trudno jest patrzeć na listę połączeń i przyjąć do wiadomości, że ta osoba już nie zadzwoni, że już nigdy nie usłyszymy jej głosu. Takich strzałów przez kolejne tygodnie i miesiące jest więcej. Atakujące wspomnienia. Trudy pierwszych świąt z pustym miejscem przy stole, czy potrzeba „spotkania” na cmentarzu. Można podążać za tym, czego się od tej osoby nauczyliśmy, do czego inspirowała, co sama w swojej codzienności praktykowała. W moim przypadku było i wciąż jest podążanie za impulsem. Pozwolenie sobie na korzystanie z możliwości podróżowania, dokształcania się, robienia tego, co mnie wzmacnia. Tego nauczył mnie Tata. I w takich momentach czuję, jak jest blisko.
Żałoba wymaga czasu. Ma swoje fale, inni mówią, że etapy. Ja bym powiedziała, że to droga, która ma swoje odcinki specjalne. Nie ma jednej ścieżki. Nie jest znany czas dotarcia do mety. Jedno jest pewne, wszystko co się wydarza, wszystkie emocje, które się pojawiają – od smutku, żalu, po złość, bezsilność, trzeba przeżyć. Nie wypierać, nie zagłuszać, nie uciekać w nadmierne aktywności, w sen, jedzenie, seriale. Powtórzę, trzeba je przeżyć. By pojawiło się miejsce na nowe. Bo choć świat zewnętrzny wygląda tak samo, słońce niezmiennie wschodzi i zachodzi, to zmieniło się wszystko. Trzeba się na to zgodzić i na nowo się z tym ułożyć, nauczyć się na nowo żyć. Łatwo się mówi. Z jednej strony to nasze osobiste doświadczenie, ścieżka, którą musimy przebyć w samotności, ale jednocześnie wsparcie i obecność innych są równie ważne. To także otworzenie się na mówienie o swoich emocjach, lękach, tęsknotach. Moc wypowiadanego na głos słowa. To też forma oswajania nowej rzeczywistości. Tak jak potrzebna jest odwaga i gotowość do nazywania, tak też odpowiedni człowiek do wysłuchania. Może przyjaciel, może ktoś z rodziny, a może terapeuta.

Na początku był ruch

Naturalnym odruchem po śmierci bliskiej osoby jest wycofanie się. Można zwyczajnie nie mieć siły. Intensywność przeżyć i miks odczuć może wyczerpać. Bezruch też jest formą ruchu – dopóki oddychamy, każdy wdech i wydech, to ruch wewnątrz naszego ciała. Na początek to bardzo dużo. Nie trzeba zmuszać się do niczego więcej. Przychodzi moment, że nas ktoś dosłownie pociągnie, otwiera się wówczas przestrzeń na wyjście do świata. To może być po prostu spotkanie na kawę w ulubionej kawiarni, ale może być wieczorne spacerowanie. Ja spałam po powrocie z pracy 2-3 godziny, wychodziłam z sąsiadką na siedmio- bądź dziewięciokilometrowy spacer w tempie i znów kładłam się spać. Ale ruch pomagał. I tu znów nie ma jednej recepty. Można wędrować, można jeździć na rowerze, chodzić na basen, ważne, by była to aktywność w zgodzie z nami, z potrzebami ciała. Ma nas wspierać, dodawać energii. Może właśnie wtedy ktoś wyłączy Netflixa na rzecz medytacji, a może właśnie poczuje potrzebę nadrobienia zaległości w czytaniu. Ale pomiędzy aktywnościami niech pojawi się ruch. Wyjście z psem na spacer, zakupy w pobliskim sklepie, spacer po osiedlu lub lesie.
A co w sytuacji, gdy nie ma się siły na ruch? Jako trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem powiem, że warto dać sobie czas i prowadzić dialog z ciałem. I znów podzielę się moim osobistym doświadczeniem, bo choć nie jest to gotowa recepta, ale może okaże się inspirująca. Ważna jest przestrzeń, stworzenie miejsca bezpiecznego dosłownie, żeby mając zamknięte oczy móc się swobodnie ruszać, ale także dającego poczucie intymności. Ważna jest muzyka. Na początek znana, lubiana, wzmacniająca. Ale może nas wezwać też nostalgiczna. Każda, która powoduje, że ciało zaczyna się ruszać. Może na początku tylko kołysać. Można stworzyć kilka playlist – na dni smutne ale i dźwięki pobudzające, bardziej energetyczne. Wyłączając ocenę, wychodząc z natłoku myśli, ruszać się z muzyką. Można zacząć na różne sposoby. Ten oczywisty, stojąc, delikatnie się kołysząc, może z czasem unosząc troszkę stopy, może rozszerzający ruch dłoni. A może w mniej oczywisty sposób kładąc się na podłodze i sprawdzając jakie stwarza możliwości. Można nazwać stan, w którym danego dnia jesteśmy i obserwować, jak się wtedy ruszamy. A co się zmienia, gdy jesteśmy w innym nastroju, gdy dominują inne emocje. To także oswajanie zmienności. Tak jak mamy różną dyspozycję dnia pod względem energii i sił witalnych, tak różnie możemy się ruszać w zależności od emocji. Trzeba być w tym obecnym. Być tym ruszającym się ciałem. Tylko wtedy jest szansa poczuć i zobaczyć, jak się transformują emocje, jak się zmieniają odczucia, jak się pojawiają nowe spojrzenia i perspektywy. Tak się adaptujemy do nowego życia. Warto dać sobie czas. Na początek kilka minut, może jeden utwór, z czasem coraz więcej, dłużej. Może zaczniesz w smutku, by na koniec spotkać się ze spokojem. Nie blokuj radości. Każda emocja jest ważna.
Taniec i żałoba? Jakie masz pierwsze skojarzenia? Najpewniej, że nie wypada. Że to czas umartwiania się, smutku i łez. A gdzie jest powiedziane, że nie można zatańczyć ze swoim żalem, bólem, bezradnością? Odrzucając stereotypy oddajmy prowadzenie ciału. Ono zawsze ma rację. To może uruchomić konkretne zmiany w codziennym funkcjonowaniu. W myśl zdania, że myślą myśli nie zmienimy, ale zmieniając krok można zmienić cały taniec.
Żałoba to czas przejścia. To zamykanie przestrzeni, by otworzyć nowe. Nie odcinać się od przeszłości, ale też nie siedzieć w niej za dużo. Spotkanie z nową perspektywą. Życie jest tu i teraz. Naprawdę jest tylko dzień dzisiejszy. Taniec to działanie. To ruch kojący, ale i pozwalający wytrząsnąć z ciała złość, frustrację, to energetyczne podskoki, to kontakt ze stopami, a tym samym czucie siebie na ziemi, świadome stawiania kroków, przemieszczanie się i zatrzymanie. Także zgoda na cofanie się. To podróż zarówno po pokoju/sali, ale i pomiędzy podłogą a przestrzenią. To ruch minimalny, tylko opuszkami palców, ramionami, głową, stopami albo także uruchomienie całego ciała. Spróbuj. Pozwól sobie. Bez oceny, bez oczekiwań. Szukając ukojenia.

- reklama -

Kasia Koczwara – trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, wykorzystuje narzędzia Laban/Bartenieff, psychodietetyk pomagający zbudować prawidłową relacją z jedzeniem, piszący socjolog, obserwatorka codzienności, interesuje się człowiekiem, pracą z emocjami. Miłośniczka biodanzy. Prowadzi profil na FB Ciałoczułość – Kasia Koczwara