Dziwny hokejowy rok

0
891
zdjęcia Robert Kania
- reklama -

Rok 2020 przechodzi do historii, także w hokejowym świcie, jako jeden z najdziwniejszych, o którym wszyscy najchętniej by zapomnieli. Także na Śląsku Cieszyńskim nie pozostawi po sobie dobrych wspomnień, choć zaczął się przecież znakomicie dla miejscowej drużyny HC Oceláři Trzyniec.

Na przełomie 2019/20 Stalownicy przecież bardzo dobrze zaprezentowali się w Szwajcarii na najstarszym na świecie towarzyskim turnieju hokejowym. Na Spengler Cup zespół z Trzyńca został zaproszony po raz drugi z rzędu, i po pierwszym mniej udanym starcie, tym razem zaprezentował się bardzo dobrze, docierając aż do finału imprezy, gdzie musiał uznać wyższość zdecydowanego faworyta, ekipy Canada Team. Na 93. edycji turnieju, rozgrywanego w przepięknej hali Vaillant Arena, Oceláři nie tylko osiągnęli dobre wyniki w rywalizacji z zespołami z ligi szwajcarskiej czy KHL. Organizatorzy turnieju w Davos wyróżnili także graczy spod Jaworowego indywidualnymi wyróżnieniami do najlepszej „szóstki” turnieju, obok czterech Kanadyjczyków, znaleźli się także obrońca Martin Gernat oraz napastnik Aron Chmielewski. Na Śląsk Stalownicy wracali nie tylko
z dobrymi wynikami, ale także z nowym zawodnikiem, którego pojawienie się w Tipsport Ekstralidze okazało się prawdziwą sensacją. Kilkumiesięcznym kontraktem w tamtych dniach związał się bowiem z drużyną Wojtek Wolski, kanadyjski napastnik z polskimi korzeniami, mający za sobą lata gry w NHL i KHL, czyli dwóch najlepszych ligach na świecie. Choć do ostatecznych porozumień między napastnikiem a klubowymi włodarzami doszło właśnie w Davos, to jednak ten transfer był starannie przygotowywany już od dłuższego czasu. Na początku stycznia zeszłego roku napastnik zadebiutował w Stalowniczych barwach, od razu z mocnym uderzeniem – w zwycięskim meczu w Karlovych Varach (2:1) zaliczył zwycięskiego gola oraz asystę. Nim po raz pierwszy zaprezentował się publiczności w trzynieckiej Werk Arenie, zdążył jeszcze ustrzelić hattricka w Zlinie, wygranym 4:2. W następnych meczach dokładał kolejne gole. – Sam się nie spodziewałem, że mój początek tutaj będzie aż tak dobry – mówił po pierwszym meczu w Trzyńcu. Niestety już w lutym były gracz m.in. Colorado Avalanche czy New York Rangers doznał urazu, który wykluczył go z kilku ligowych spotkań. I gdy wszyscy liczyli na jego strzelecki instynkt w play-offach i rozstrzygające bramki w walce o ligowe trofea, nadszedł czas pandemii, i liga zakończyła rozgrywki, a Wojtek Wolski powrócił do rodzinnego domu w Toronto. A w połowie grudnia poinformował, że zakończył już zawodową karierę. Jego bilans w barwach trzynieckich Stalowników jednak i tak jest imponujący. Rozegrał dla śląskiej drużyny 13 spotkań, zdobywając 10 bramek i 7-krotnie asystując przy golach kolegów.

Przerwane rozgrywki sprawiły, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat żadnej drużynie nie przyznano tytułu mistrzowskiego. Dziś można by gdybać, co mogłoby się wydarzyć, gdyby w marcu wystartowała faza pucharowa. Po rozegraniu 52 ligowych kolejek trzyńczanie plasowali się na drugim miejscu w ligowej tabeli, więc do play-offs mieli przystąpić z uprzywilejowanej pozycji, rozpoczynając je od spotkań przed własną publicznością. Co więcej, w ostatniej fazie rundy zasadniczej imponowali formą i skutecznością. O drugie miejsce Stalownicy walczyli do ostatniej kolejki i okazało się, że było warto. Drugie miejsce zapewniło im bowiem udział po raz kolejny w rozgrywkach Champions Hockey League – jak pokazał czas, również i te rozgrywki na jesieni 2020 roku nie wystartowały. W ten nieoczekiwany sposób zakończył się więc wyjątkowy sezon – przede wszystkim z powodu jubileuszu 90. lecia istnienia klubu. A tym samym w rozpoczętym we wrześniu kolejnym roczniku Tipsport Ekstraligi trzynieccy Stalownicy znów przystępowali do rozgrywek jako mistrzowie i wciąż bronią tytułu wywalczonego wiosną 2019 roku.

Od początku marca, czyli ostatniego meczu sezonu zasadniczego przeciwko HC Pilzno, trzyniecka Werk Arena nie zapełniła się już więcej kibicami. Fani liczyli bardzo, że będą mogli pojawiać się już na meczach w czasie letniego Pucharu Ligi. Te nowe rozgrywki pod nazwą Generali Cup okazały się bardzo udane dla Stalowników. Trzynieccy Stalownicy nie mieli większych kłopotów z wyjściem z grupy, gdzie w pobitym polu pozostawili drużyny ze Zlina, Ostrawy-Witkowic oraz Przerowa. W ćwierćfinałowym dwumeczu nie pozostawili większych złudzeń rywalom z Hradca Kralove, z kolei półfinał wygrali walkowerem z ekipą Pilzna, gdyż pojawiły się w niej przypadki koronawirusa. W finałowym dwumeczu okazali się lepsi od Dynama Pardubice i pierwsze trofeum w nowym sezonie okazało się faktem. Niestety wszystkie mecze obejrzała tylko ograniczona liczba widzów.

- reklama -

Na starcie Ekstraligi okazało się jednak, że mecze z udziałem publiczności w ogóle nie będą możliwe, zatem kibicom pozostały jedynie transmisje w tv i internecie.
Do rozgrywek zespół przystąpił pod wodzą trenera Vaclava Varady, który przedłużył kontrakt z drużyną na kolejne lata. Trzon zespołu został utrzymany, doszło jednak do kilku zmian w kadrze. Przed wszystkim z klubem rozstały się dwie trzynieckie legendy, napastnicy Martin Adamský oraz Jiří Polanský. Z drużyną pożegnał się także jej były kapitan Lukáš Krajíček, który ze względu na stan zdrowia zdecydował się na definitywny rozbrat z hokejem. Klub wzmocnili jednak napastnicy zza oceanu, którzy doskonale znają trzynieckie realia – Filip Zadina oraz Lukáš Jašek. Obaj w przeszłości reprezentowali przecież barwy śląskiego klubu. Po zaledwie dwóch rozegranych meczach najpierw Stalownicy trafili na kwarantannę, gdyż wśród zawodników zdiagnozowano chorych na covid-19, a już wkrótce w ogóle zawieszono rozgrywki. Ligę udało się wznowić w listopadzie, a jej szefowie uznali, że zostaną rozegrane wszystkie kolejki sezonu zasadniczego. Zawodnicy więc od razu musieli wejść na wysokie obroty, a niektóre drużyny, a wśród nich Stalownicy, uczestniczyli w prawdziwych hokejowych maratonach, rozgrywając po kilkanaście meczów w miesiącu. Stalownicy rok kończą w dobrych nastrojach, należą do ścisłej ligowej czołówki, a część obserwatorów zastanawia się, czy właśnie nie powstała najsilniejsza drużyna HC Oceláři Trzyniec w historii klubu.